piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia ^.^

Już jutro wigilia, z tej okazji życzę Wam pomyślności, szczęścia, zdrowia i wszystkiego co najlepszego na Nowy Rok i święta.
Oto świąteczny specjał. Jest on podzielony na kilka części, a wszystko dzieje się dziesięć lat przed właściwą fabułą. Mam nadzieję, że wyjdzie to w miarę dobrze ;) Zapraszam!
Przepraszam za mój angielski :')

 Kotori

W końcu gwiazdka! Nie mogłam się doczekać, tak jak inni. Spoglądałam za okno. Chmury dosyć mocno zasłoniły niebo, ale wierzyłam, że jako pierwsza ujrzę pierwszą gwiazdę na niebie.
W sali był jeszcze Murakami ze złamaną nogą, Amelie po zapaleniu płuc i William - anglik, po wypadku na rowerze.
 -Kotori, jak myślisz - Szepnęła do mnie koleżanka ze swoim lekkim, francuskim akcentem. - Co dostaniesz?
Wzruszyłam ramionami i podciągnęłam kolana pod brodę.
 -Na pewno kolejną dawkę leków - Dodałam.
Dziewczynka zachichotała.
Wtedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się.
 -Ho, ho, ho! Czy ktoś z was pytał o prezenty?
Serce zabiło mocniej i podekscytowana spojrzałam na... świętego Mikołaja! Nawet William się uśmiechnął.
 -Is there William Falcon?
Nie zrozumiałam, co powiedział.
 -Yes, I am - Chłopak uniósł dłoń.
Święty wręczył mu małą paczuszkę.
 -A Kotori Momori? Obecna?
 -Jestem - Pisnęłam.
Mężczyzna podszedł do mnie i podał średnią paczkę. Zgodnie z tradycją, czekaliśmy, aż Mikołaj pójdzie do kolejnej sali.
Później nadeszła kolej Murakami'ego i Amelie. Ktoś włączył radio.
 -Czas goni, więc muszę lecieć. Bye bye! - Zawołał Mikołaj, wychodząc.
Rozerwałam papier, pod którym znajdowała się pluszowa świnka. Przytuliłam ją mocno i spojrzałam w okno. Zobaczyłam pierwszą gwiazdkę.

Inukai

Wigilia. Znowu przyjedzie cały tabun rodziny, tylko po to, aby rozmawiać o niczym. Zawsze się cieszyłem, gdy miało to nastąpić, ale... denerwował mnie jak zwykle mój starszy o osiem lat brat - Ryukai. Święta miały być magicznym czasem, podczas którego dzieją się cuda. Jednak, żaden cud nie zdarza się, gdy mam składać mu życzenia. Zawsze patrzy się na mnie z wysoka, i nie chodzi tu wcale o wzrost.
Siedzieliśmy przy stole. Przysłuchiwałem się rozmowom dorosłych, ale zbyt wiele z nich nie zrozumiałem, więc skupiłem się bardziej na przeżuwaniu kromki chleba.
W naszej rodzinie, tak na prawdę nie obchodziliśmy Bożego narodzenia. Były to tylko coroczne zjazdy rodzinne.

Rin

 -Riin! Pospiesz się z tym ubieraniem się! - Zawołała mama.
 -Moment... - Mruknąłem pod nosem, zapinając koszulę.
Spojrzałem przelotnie w lustro. "Jest dobrze" - pomyślałem i wyszedłem z łazienki.
 -Och, Rin, ale wyrosłeś! - Piszczały zadowolone ciotki i babcie.
Uśmiechałem się dumny z siebie.
 -Słyszałeś to? - Spytała mama.
Pokręciłem głową.
 -To leć do drzwi.
Kiwnąłem głową i pobiegłem we wskazanym kierunku. Wróciłem rozczarowany.
 -Nikogo nie było - Bąknąłem.
Powłóczyłem nogami do swojego pokoju i spojrzałem na półkę z książkami. Leżała tam paczka. Wziąłem ją w dłoń i przeczytałem karteczkę. To było do mnie. Zapiszczałem zadowolony i rozerwałem papier. Była tam książka o przygodach Alpaki Andrzeja. Jej imię śmiesznie brzmiało.

DO ZOBACZENIA W PRZYSZŁYM ROKU ;)

Agnes

wtorek, 20 grudnia 2016

Rozdział #27

Podniosłem powieki. Leżałem na trawie przy tamtym jeziorze.
 -Przyprawiłeś mnie o zawał - Rzuciła Kanatris.
Coś wymamrotałem i podniosłem się. Nimfa siedziała obok i patrzyła w niebo.
 -Ale co się stało? - Spytałem.
 -Pojawiłeś się na dnie jeziora, a nie na brzegu. Ogłuszyli cię, nie?
Kiwnąłem głową.
 -Coś ci musieli podać.
 -Co?
Pokazała jezioro, którego taflę pokrywał lód.
 -Oż kurde...
 -No właśnie. Mam nadzieję, że za niedługo puści, bo po dłuższym czasie możesz nie mieć takiej dobrej sprawności, jak wcześniej. Na przykład paraliż, trudności z mową i takie tam - Machnęła ręką.
"Zaczepiście" - pomyślałem i podciągnąłem kolana pod brodę.
 -Mamy czas przynajmniej na jakąś normalną rozmowę, nie?~
Spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się.
 -No to zacznę - Westchnąłem. - Znasz może Natsunę?
Zamyśliła się.
 -Długie białe włosy, niebieskie wesołe oczy i długie szczupłe palce? Hmm.... czasami tu przychodzi.
Serce zabiło mi mocniej.
 -Coś mówiła?
 -Tak. Trochę mi o tobie opowiadała, ale to były może dwa, czy trzy spotkania.
Uśmiechnąłem się.
 -Mówiła, że pewnie tu przyjdziesz, no i się sprawdziło - Nimfa wstała.
 -Jest jakiś sposób, abym mógł zobaczyć lub przynajmniej usłyszeć, co się dzieje na "zewnątrz"?
Podała mi dłoń.
 -Chodź.
 -Gdzie?
Uśmiechnęła się.

Szliśmy przez pole. Z każdym krokiem oddalaliśmy się od jeziora. Kanatris ciągnęła mnie za nadgarstek. Coś nuciła pod nosem.
 -Usiądź - Poleciła. - A, i zamknij oczy.
Posłuchałem rozkazu.
Trawa trochę wbijała się przez ubranie, ale postarałem się to zignorować.
 -Nie otwieraj ich - Położyła coś na mojej głowie.
Poczułem powiew wiatru na plecach. Powieki momentalnie same się uniosły.
Leżałem, przyciśnięty do ziemi, w pobliżu naszego ogniska.
 -Nie ruszaj się - Warknął ktoś z góry.
Nie widziałem zbyt wiele. Lider był pomiędzy Kotori, a Inukai'm.
 -No dobrze, zacznijmy od nowa - Mężczyzna silił się na miły ton. - Jak tam się dostać?
 -Czyli gdzie? - Wychrypiał towarzysz.
 -Na drugą stronę - Chwycił go za kołnierzyk.
Inukai westchnął i zaśmiał się.
 -Aa... no to równie dobrze możesz się zabić. Tylko ostrzegam, co jest po tamtej stronie... no nikt z nas nie wie.
Po pozostałych przemknął gorzki śmiech.
 -Uważasz, że to śmieszne?
Zaprzeczył.
 -Mówię na serio. Mogę ci nawet pomóc - Posłał w jego stronę krzywy uśmiech.
Spojrzał w moją stronę.
 -No, w końcu się zbudziłeś. Może będziesz bardziej użyteczny niż twój kolega - Podszedł bliżej.
Coś wydukałem. Traciłem władzę w rękach, które zaczęły drżeć. Przed oczami ponownie zatańczyły czarne plamy. "C... co się dzieje?" - pomyślałem. Obiegłem ponownie wzrokiem okolicę. Kotori patrzyła na mnie przerażona, a Inukai miał ubrudzoną twarz od ziemi i... krwi? Nie mogłem dłużej się mu przyjrzeć.
 -Powiesz coś o powrocie? - Lider grupy kucnął przy mnie i uśmiechnął się obrzydliwie.
Wtedy coś mignęło w jego oku. Przypominało to węża. Więcej nie zauważyłem.

niedziela, 27 listopada 2016

Rozdział #26

Jeszcze przez pewien czas rozmawialiśmy o naszym "teatrze".
 -Pomysł jest dobry, ale o czym to będzie? - Spytałem.
 -Musi być coś ciekawego. Akcja, nie wiem co jeszcze - Odparł Inukai.
 -Tekst i tak musi być w większości improwizowany - Powiedziała Kotori.
 -Większość ludzi lubi tragedie i komedie - Dodał mężczyzna.
 -Właśnie wymieniłeś dwie sprzeczności - Zauważyłem.
 -Wiem, ale tylko stwierdzam fakty.
 -I tak nie damy rady dogodzić wszystkim - Wtrąciła.
 -Niestety -Westchnąłem.
 -Potraficie śpiewać? - Popatrzył na nas.
Pokręciłem głową, a Kotori wzruszyła ramionami.
 -Rin, masz pierwszą wartę.
 -Wiem.
 -To dobrze - Ziewnął.
Towarzysz ułożył się na ziemi, plecami do ognia.
 -Miłej nocy - Mruknął.
 -Miłej - Odpowiedziałem.
Niedługo potem, Kotori również ułożyła się do snu.

Noce były coraz chłodniejsze, albo mi się tak tylko wydawało. Pod nosem nuciłem sobie piosenkę "Hollywood Undead" pod tytułem "Bullet". Stłumiłem ziewnięcie, gdy zbliżałem się do refrenu, ale później nie wróciłem do tego, tylko przyjrzałem się gwiazdom. "Gdy wieczorem za kimś tęsknisz, spójrz w księżyc i pomyśl, że właśnie ta osoba też w niego patrzy" - usłyszałem w swoim umyśle głos mamy. Uśmiechnąłem się do siebie i podkuliłem kolana. Trochę tęskniłem za rodziną i Natsuną, ale byłem szczęśliwy, że mogę ją znaleźć. Przez chwilę zrobiło się jaśniej. Pomyślałem, że to Nivi. Przeniosłem na nią wzrok.
 -A Kotori? - Spytałem.
 -Nic jej nie będzie - Wyrwała swoje piórko i położyła na dziewczynie. - Lecę, aby rozejrzeć się po okolicy, za niedługo wrócę.
 -Dobra - Ziewnąłem.
Odbiła się od ziemi i wzbiła się w powietrze. Zostałem sam.
Czas dłużył się niemiłosiernie. Nivi wróciła, powiedziała, że nie ma zagrożenia i wróciła do Kotori. Do końca warty miałem jeszcze pół godziny. Popatrzyłem na drzewa. Buki, świerki, i pewnie cała masa innych rodzajów, których nie mogłem rozróżnić w ciemnościach.
 -Nudno, tu nie? - usłyszałem za sobą.
Po moich plecach przebiegł dreszcz. Rozpoznałem ten głos. To byli ONI.
 -Inuka....!
Nie mogłem skończyć. Poczułem uderzenie w potylicę i przed oczami zatańczyły czarne plamy.

piątek, 11 listopada 2016

Propozycja!

Czytelnicy!
Ostatnio na fakultetach z Wiedzy o Społeczeństwie wpadłam na pomysł na nową, luźną serię pod tytułem...
Alpaka Andrzej
(Może kiedyś dodam zdjęcie :D)

O czym by to było? Sama nie wiem. Krótkie historyjki, może czasami przesiąknięte fandomem z różnych serii. Ot, taki Andrzej.
Napiszcie co o tym sądzicie, proszę. :)
Agnes

niedziela, 16 października 2016

Rozdział #25

Schyliłem się po kolejny patyk.
 -Kim oni byli? - Spytałem.
 -Sama nie wiem - Kotori wzruszyła ramionami.
 -Inaczej: Jak to się zaczęło? - Spojrzał na nią Inukai.
 -Zbierałam chrust, bo stwierdziłam, iż nie dam rady niczego upolować, czy złowić, o zbieraniu nie wspominając. Gdy, za którymś razem, podniosłam głowę, pojawili się oni. Spytałam się, czego chcą, ale nie odpowiedzieli, tylko wyrzucili chrust i kazali wstać. Przestraszona zrobiłam to. Bałam się cokolwiek zrobić, więc nie odpowiadałam Nivi. Zaczęli mnie popychać wzdłuż okręgu. Nic nie mówili, lecz gdy upadłam...
Schyliła głowę i coś wymamrotała.
 -Powtórz - Mężczyzna nadal na nią patrzył.
Potrząsnęła głową i wzięła część badyli.
 -Wracam na miejsce - Szepnęła.
Szła powoli. Popatrzeliśmy po sobie.
 -Jak myślisz? Chcieli ją, aż tak skrzywdzić? - Spytałem.
Nie odpowiedział. Zebrał pozostałą część chrustu i odgarnął włosy z twarzy.
 -Mam szczerą nadzieję, że nie, ale nie ma gorszych bestii niż ludzie -Mruknął.
Dotknął swojego policzka i syknął cicho.
 -Ale ty wtedy na serio? - Wypaliłem.
Spojrzał na mnie pytająco.
 -Wtedy jak ci przywalił - Zacząłem tłumaczyć. - W ogóle nie zareagowałeś.
 -A, wtedy. Jakoś mnie to nie ruszyło. Ten cios, faktycznie był mocny, ale... pusty. Jakbyś dostał grubym kartonem w twarz.
 -I tak by to bolało.
 -Wdawałem się, w swoim życiu, w tyle bójek, że to chyba robi na mnie wrażenia.
"Zdaje się, że żyliśmy w dwóch różnych światach" - pomyślałem. Westchnąłem i rozejrzałem się za pozostałą częścią patyków. Nie było ich.
 -Czegoś szukasz? - Spytał.
Przeniosłem na niego wzrok. Miał je wszystkie. Zaprzeczyłem.
 -Wracajmy, bo się ściemnia.
Faktycznie, słońce chyliło się ku zachodowi, wydłużając nasze cienie.

Kotori siedziała naprzeciwko stosiku z patyków. Po chwili coś zaczęło się tlić. Spojrzała w naszą stronę.
 -Rozmawiałam z Nivi - Powiedziała. - Według niej, tamci mężczyźni mogli być jej "przeciwnikami".
 -Chyba nie rozumiem - Wygrzebałem z krzaków swoje rzeczy.
 -Ech... coś w stylu antyfanów. Mogą mnie jeszcze szukać, ale nie sądzę.
 -W takim razie czym był ten "Ghalirek", czy co tam innego? - Inukai bawił się płomieniem.
Wzruszyła ramionami.
 -Może ich nazwa, może zaklęcie, nie wiem.
 -Od dzisiaj się nie rozdzielamy - Mężczyzna stracił zainteresowanie ogniem i spojrzał na nas. - Bo jeszcze nas pozabijają.
Kiwnąłem głową. Miał rację.
 -A teraz pokaż, co tam dostałeś od wędrowca - Towarzysz zatarł ręce.
 -Skąd wiesz? - Uniosłem brwi.
 Spojrzał na mnie jeszcze bardziej zaskoczony, niż (zapewne) ja na niego, ale nie drążyłem tematu i wyjąłem mięso.
Wgryzłem się w udko. Wtedy poczułem jaki byłem głodny. Mruknąłem zadowolony.
 -Musimy wymyślić jakiś sposób zarobienia pieniędzy - Inukai wrzucił pojedyncze kosteczki do ognia. - Jakieś pomysły?
 -Jeśli będziemy w jakiejś mieścince możemy popytać o pracę - Zaproponowałem.
 -Ale zatrudniać się tylko na jeden dzień lub wieczór? - Skrzywił się.
 -A może teatr wędrowny? - Pisnęła Kotori.
Spojrzeliśmy na nią.
 -W sumie... dlaczego nie? - Mężczyzna wyjął z torby ręcznik. - Za chwilę wrócę.
Dziewczyna uśmiechnęła się.

niedziela, 2 października 2016

Rozdział #24

Zanim zacznę, chciałabym Was o czymś poinformować. W poprzedni poniedziałek byłam na pogrzebie mojego dziadka. Zmarł 21. września. Przez to, nie mogłam (ba, nie byłam w stanie) niczego stworzyć.
Mam nadzieję, że zrozumiecie, a teraz... DO DZIEŁA!
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wracając do naszego prowizorycznego obozu, zastanawiałem się nad ostatnią moją myślą.
 -Sen odpada. Zdecydowanie - Mruczałem do siebie. - Jak cała reszta.
 -Do kogo mówisz? - Usłyszałem za sobą czyjś głos.
Aż podskoczyłem. Za mną nikogo nie było. Nade mną również.
 -Tu jestem. Na twoim ramieniu~
Siedziała tam mała elfica. Miała długie, niebieskie włosy i wodniste oczy.
 -I czego się krzywisz? - Fuknęła.
"No fajnie" - pomyślałem.
 -Co tu robisz? - Spytałem.
 -Siedzę.
"No nie żartuj".
 -A masz w tym jakiś cel?
 -Ach! Zapomniałabym. Jakaś dziewczyna na polu chyba potrzebuje pomocy.
 -Gdzie?
 -No mówię, że na polu.
 -A jak tam dojść?
Elfka poprowadziła mnie na miejsce. "Prosto, lewo. Nie to lewo głupku! No lepiej." -piszczała na ramieniu.
"Gdyby zamiast Ivony w GPS'ach byłaby ta mała, większość kierowców wybrałoby swoje przeczucie lub klasyczne mapy papierowe" - uśmiechnąłem się do swoich myśli.
Na polu było kilku mężczyzn, którzy otoczyli ciasnym okręgiem... Kotori.
 -Ona ma chyba naturalny talent do wpadania w kłopoty - Westchnął za mną Inukai.
"Jak?! Kiedy on tu przyszedł?!".
Przeczesał palcami swoje włosy i poszedł do tamtej grupy. Ruszyłem za nim.
 -Co tu się dzieje? - Spytał (z nutką grozy).
Odwrócił się do niego o głowę wyższy facet. Jego twarz przypominała typowego gangstera z filmu akcji.
 -Nic takiego, co powinno cię interesować... gnojku.
Inukai uniósł jedną brew.
 -Twój książę przybył, mała - Rzucił ktoś z boku.
Kotori popchnięto do przodu. Miała trochę zadrapane łokcie i potargane włosy. Wzrok wbiła w ziemię.
 -Pozwólcie, że ją weźmie... -Zaczął Inukai.
Gangster wymierzył mu cios prosto w prawy policzek. Mężczyzna upadł na ziemię. Westchnął ponownie i splunął krwią.
 -Nie chce mi się z wami bawić - wymamrotał, ocierając usta.
Lider (najprawdopodobniej) grupy podszedł do niego i uniósł za kołnierz. Reszta członków straciła zainteresowanie dziewczyną. Przywołałem ją do siebie ruchem dłoni. Posłusznie przybiegła do mnie.
 -Co z Inukai'm? - Szepnęła.
 -Da radę.
Nie przekonałem jej tym.
Wymamrotała coś pod nosem.
 -Ty nie wiesz, ile ona jest warta - Syknął facet.
Inukai milczał. Bez wyrazu, bez cienia zainteresowania.
 -Ty to głupi jesteś - Odparł.
Lidera zamurowało.
 -CO TY POWIEDZIAŁEŚ ŚMIECIU?! - Ryknął.
 -Prawdę - wzruszył ramionami.
Mężczyzna kopnął przeciwnika w nogę.
 -Myślisz, że tyle wystarczy? - Spytał kpiąco.
Zaprzeczył.
 -Nivi! Teraz! - Krzyknął po chwili.
Kotori kiwnęła głową. Blask oślepił mnie na moment. Anielica wzbiła się w powietrze.
 -To kto pierwszy? - Uśmiechnęła się.
Członkowie grupki spojrzeli po sobie.
 -Ghalirek! - Krzyknęli.
Zniknęli z cichym trzaskiem.
Podbiegliśmy do Inukai'ego.
 -Wszystkie zęby mam, więc jest dobrze - Stwierdził.
Kotori zachichotała cicho, lecz śmiech zamienił się w płacz. Mężczyzna dźwignął się na rękach i objął ją ramieniem.
 -Nie masz tu szczęścia, co? - Szepnął.
"Jesteś geniuszem pocieszania" - pomyślałem zaskoczony.

piątek, 16 września 2016

Rozdział #23

 -Nawet grzybów nie ma w tym cholernym lesie! - mruczałem do siebie.
Z każdą chwilą byłem coraz bardziej zdenerwowany, głodny i zmęczony. Kopnąłem jakiś patyk, który uderzył o pień jakiegoś drzewa.
Wtedy usłyszałem kroki za sobą. Natychmiast zesztywniałem i powoli się odwróciłem. Dziesięć metrów ode mnie była wysoka postać. Przypominała zbroję. Na hełmie był fantazyjny biały irokez i burza ciemnych i długich włosów. Oczy zasłaniała ciemna szybka. Szerokie i najwyraźniej rozbudowane barki nie dałyby mi najmniejszych szans w starciu. Na oko mierzyła nieco ponad dwa metry wzrostu, no może dwa i pół.
 -Zgubiłeś się? - Spytał niskim tonem.
 -Ja... jak na razie t... to nie wiem, a... ale raczej nie - Wydukałem przerażony.
Nieznajomy głośno wypuścił powietrze.
 -Nie ma czego się bać - Powiedział. - Może wyglądam groźnie, ale tak zostałem stworzony.
"Stworzony?" - pomyślałem.
 -Jestem cyborgiem - Dodał po chwili. - Uprzedzając wszelkie pytania. Widzę, że musisz tu być od niedawna.
 -Po czym  wnioskujesz?
 -Nie jestem jedynym cyborgiem w całej Fratmalii.
 -Gdzie? - Uniosłem brwi.
Mój rozmówca wybuchł ciepłym śmiechem.
 -Nie myślałeś chyba, że poszczególne Ostoje to odrębne kraje, co?
 -Eee... no ten tego...
 -Tak poza tym, jestem Kiske - Podał mi dłoń.
 -Rin - Uścisnąłem ją.
 -Wracając do tematu. Fratmalia jest podzielona na sześć części. Jedną z nich jest Ostoja wiatru, później są kolejno: Przystań wody, Huta ognia oraz Ogrody ziemi. Pozostałe terytoria to Centrum zwane Magrokkiem i neutralne i bezimienne ziemie, na których właśnie jesteśmy.
Pokiwałem parę razy głową i zamyśliłem się na chwilę.
 -Czy mógłbyś mi pomóc w upolowaniu czegoś? - Spytałem nieświadomie.
 -W poprzedniej wiosce dano mi uwędzonego kurczaka - Odparł cyborg.
"Dlaczego ja to powiedziałem?"- pomyślałem. Nie wiedziałem jak z tego wybrnąć. Zapadła krępująca cisza.
 -Mogę ci go oddać. Nie odczuwam głodu - Kiske (zapewne) uśmiechnąłby się, gdyby mógł.
 -Jeśli nie będziesz miał nic przeciwko... -Wymamrotałem. - Mógłbyś opowiedzieć coś o sobie?
Spojrzał na mnie, a po chwili westchnął.
 -Rzadko, kto mnie o to prosi, ale co mi tam. Zakuty w mechaniczną zbroję zostałem w wieku dwudziestu pięciu lat. Powód jest bardzo banalny, otóż wyszedłem z wioski po zmierzchu. Co się z tym wiązało? Atak leśnej szajki z tamtych rejonów. Wzięli co chcieli i poszli. Pobawili się mną i, powiedzmy to głośno "łaskawie" podrzucili pod bramę. Został ze mnie smutny kadłubek bez jednego oka. W wiosce mieliśmy szalonego, bo jak inaczej go nazwać, naukowca. Zaproponował mi dalsze życie w metalowej puszce lub siedzenie na czterech literach i użalanie się nad sobą. Było mi szczerze wszystko obojętne, ze względu na lekką, ale dużą depresję po ataku. Zbroja była jednym, wielkim eksperymentem, jednak się powiodła. Po ponownym nauczeniu się jak żyć, ruszyłem w świat. Wygadałem się za wszystkie czasu, więc teraz trzeba ruszać w drogę. Zazwyczaj wszystko streszczam do maksymalnie dziesięciu słów, no ale... ech.
Zanim się zorientowałem, już byliśmy na granicy lasu. Kiske podał mi owego kurczaka.
 -Do zobaczenia, Rin - Ponownie wyczułem w jego głosie nutkę uśmiechu.
Wróciłem powolnym krokiem. Rozmyślałem.
"A co, jeśli to tylko sen?"

piątek, 2 września 2016

Nowy rok szkolny!

Kochani!
Jak wszyscy wiemy wczoraj zaczął się nowy rok szkolny. Aktualnie jestem w trzeciej klasie gimnazjum, jest to związane z egzaminami, które później zadecydują, gdzie trafię dalej.
Z takim opisem sytuacji, muszę ostro zakuwać, aby nie zhańbić siebie i swojej rodziny ;)

No dobra, rozumiem, ale... dlaczego to piszesz?
Piszę to, aby uprzedzić fakt, iż nie wiem z jaką częstotliwością będą się pojawiać rozdziały, czy jakiekolwiek posty z informacją o tym, że żyję.
Tak, więc...  (∩ᗒ ³ᗕ)⊃━☆゚.* Poniżej jest link do ciekawej piosenki:

https://www.youtube.com/watch?v=F2Cm_4573fs
Agnes 

piątek, 26 sierpnia 2016

Rozdział #22

Jakiś czas później ruszyliśmy dalej. Spokój nie trwał jednak długo. Ledwo doszliśmy na wydmy, za naszymi plecami rozległ się huk. Odwróciliśmy się gwałtownie. Błękitne niebo, nieznacznie zasnute chmurami, zabłysło wieloma kolorami.
 -Do zobaczyska!! - krzyknęła szajka.
 "Na pewno" - pomyślałem.
Wyjąłem z torby mapę i poprowadziłem nas w stronę Ostoi Wiatru. Szliśmy w ciszy przez pewien czas.
 -Ten chłopak coś wspominał o snach, nie? - spytał Inukai.
Kiwnąłem głową i podniosłem wzrok znad arkusza papieru.
 -A dlaczego pytasz? - spojrzałem na niego.
 -Miał rację - odparł.
"Czyli nie jestem jedyny" - mruknąłem do siebie.
Jego (jak zwykle) obojętne spojrzenie wiodło po okolicy.
 -Od kiedy tutaj się dostaliśmy, śni mi się ogród - wtrąciła nagle Kotori. - Budzę się w jakiejś altance, zawsze w tym samym miejscu. Nie wiem skąd, ale znam to miejsce. Każdej nocy idę gdzie indziej i każdej nocy znajduję tam uschnięte i zaniedbane rośliny. Staram się temu zaradzić. Wyrywam chwasty, niosę wodę, ale jeszcze, nie widzę różnicy. Towarzyszy mi tam samotność i... uczucie bycia obserwowaną.
Spojrzeliśmy na nią. Wyglądała na zamyśloną. Przypuszczałem, iż nie była świadoma swojej wypowiedzi.
 -Nie wygląda to kolorowo - stwierdził Inukai.
Zamrugała parę razy i otworzyła szerzej oczy.
 -N... naprawdę to powiedziałam...? - pisnęła.
Przytaknęliśmy.
 -A u was jak to "wygląda"? - spytała.
 -Hmm... - mruknął Inukai.- Gdy otwieram oczy, jestem otoczony kobietami z dosyć dużymi tatuażami na plecach i w wyjątkowo skromnym odzieniu. Każda z nich mówi, że jest moim dawnym lub aktualnym marzeniem. Jednak dzisiaj, odwiedził mnie tam mój starszy brat. Mówił o moich podejrzeniach, co do Sonomaru. Zaprzeczył. Po nim wszystkiego mógłbym się spodziewać, więc nie zapewniam, że to prawda. dał mi jakąś kartkę z adresem do pewnej gospody. Zapewnił mnie, że możemy tam się zatrzymać na trochę.
 -Masz tę kartkę? - spytałem.
Przytaknął.
Później opowiedziałem trochę o Kanatris i spotkaniu z Natsuną, pierwszej nocy.
***
 -Uważam, że powinniśmy się tu gdzieś zatrzymać - powiedział Inukai.
 -W okolicy nie ma żadnej wioski, tylko strumień - odparłem.
Poszliśmy w jego kierunku. Rozbiliśmy "obóz" mniej więcej w połowie  drogi.
 -Co z obiadem? - mruknąłem.
 -Możesz iść i coś upolować - odparł Inukai. - Może uda mi się coś złowić w strumieniu.
Rzuciłem torbę pod drzewo i ruszyłem w stronę lasu.

Wybaczcie za moją nieobecność!

Naprawdę wybaczcie, ale są wakacje i nie mam dwóch bardzo ważnych rzeczy:
WENY I CZASU
Z tej okazji napiszę 20 faktów o mnie.
  1. Moim znakiem zodiaku jest skorpion.
  2. Mieszkam w Szczecinie.
  3. Kiedy byłam dzieckiem chciałam być weterynarzem.
  4. Chemia jest dla mnie czarną magią.
  5. Jestem członkiem grupy teatralnej w szkole.
  6.  Moimi ulubionymi rolami były: Starzec z "Dziadów II" Mickiewicza oraz Lokaj z "Na pełnym morzu" Sławomira Mrożka.
  7.  Mam orzechowe oczy (połączenie zielonego i piwnego).
  8.  Jednym z wielu moich marzeń jest wystąpienie w Teatrze Współczesnym w Szczecinie u boku Arkadiusza Buszko.
  9. Lubię wiele gatunków muzyki. Z określeniem swojego ulubionego wykonawcy mam duży problem.
  10.  Do stworzenia tego bloga zainspirował mnie park im. Fryderyka Chopina.
  11.  Śpiewam pod prysznicem.
  12.  Nie lubię czytać romansów, ale uwielbiam je pisać.
  13.  Jestem yuristką. Do yaoi nic nie mam, ale wolę yuri i zwykłe paringi.
  14.  Gdybym pisała fanfiki, NIGDY nie shipowałabym kogoś ze sobą (no chyba, że dla żartów).
  15.  Spróbowałabym kiedyś dubbingu.
  16.  Zjadłabym ramen.
  17.  Za sushi nie przepadam, ale je lubię (jeden z moich życiowych paradoksów XD).
  18.  W mojej lewej ręce są "świetne" stawy, który strzelają, prawie, przy każdym ruchu.
  19.  Wychowałam się na bajkach - grajkach (aktualnie słucha "Lato Muminków").
  20.  Nazwisko Huber zostało zaczerpnięte z mangi "Książę Piekieł: Devils and realist".
Pozdrawiam z Doliny Muminków!
Agnes

niedziela, 7 sierpnia 2016

Rozdział #21

Pomimo wielu próśb, aby Kotarou nie szedł za nami, chłopiec uparł się, że po przebudzeniu Kotori, jeszcze sprawdzi, czy wszystko w porządku.
Szliśmy w ciszy, chociaż widziałem, że chłopak chce zagadać, lecz za każdym razem spotykał się z trochę groźnym spojrzeniem Inukai'ego. Nawet ptaki zamilkły. Tylko gałązki cicho pękały pod naszym ciężarem. Niedługo później dotarliśmy do siebie.
Mężczyzna kładł Kotori na jej pled, a Kotarou zaciągnął mnie trochę dalej, pod inne drzewo.
 -Skąd wiedziałeś, że za wami idę? - Spytał.
Wzruszyłem ramionami.
 -Czułem się śledzony. Po prostu.
 -Mało kto potrafi to wyczuć... nawet Joker nie wiedział, że za nim idę - Zachichotał cicho.
 -Kiedy?
 -No... nocą. Wartę wtedy miałeś, nie? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Inukai usiadł obok nas.
 -Mam kilka pytań - Kotarou nachylił się trochę do nas. - Po pierwsze: Skąd wytrzasnęliście naczynie Nivi?
 -Jakie naczynie? - mruknął Inukai.
 -Hmm.... tak jak przy opętaniu. Jest demon i naczynie, czyli osoba opętana. Mniej więcej - Wytłumaczył po chwili zastanowienia.
Mężczyzna pokiwał powoli głową.
 -Kotori poznałem kilka lat temu, ale to była krótka znajomość. Za pierwszym razem spotkałem ją w jednej z knajp na przedmieściach. Pracowała tam jako kelnerka, a ja na zmywaku. Wakacyjna, robota, więc nic wielkiego. Po tych paru latach, na pierwszym spotkaniu w parku....
 -A mówiłeś, że to nic wielkiego. Przyznaj się, utrzymywałeś z nią kontakt? - przerwał mu Kotarou.
Chłopiec wyraźnie zbił Inukai'ego z tropu. Mężczyźnie wyraźnie zaschło w gardle.
Usłyszeliśmy cichy i ciepły śmiech Kotori. Spojrzeliśmy na nią. Siedziała na swoim miejscu i czesała włosy.
 -Spotykaliśmy się tam, ale nie we dwójkę - Spięła je w luźny kucyk. - Było tam jeszcze kilkanaście innych dziewczyn. Nasze "zebrania" miały na celu tylko odkrycie i zapanowanie nad naszymi umiejętnościami.
 -Właśnie - Mruknął Inukai. - No, ale wracając. Po tych paru latach, na pierwszym "zebraniu" prawie jej nie poznałem. Nie wiedziałem, że jest jakimś naczyniem.
 -Tak to jest, jeśli się żyje w świecie bez magii - Prychnął chłopak.
 -Coś jeszcze chciałeś wiedzieć? - Spytałem.
 -A, no tak. Zapomniałbym - Kotarou wstał i wytrzepał spodnie. - Zmieniły wam się sny, nie?
Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz, ale kiwnąłem głową.
 -Tak myślałem - Westchnął. - Życzę powodzenia w poszukiwaniach!~
 -Skąd to wiesz? - szepnąłem.
W odpowiedzi wskazał tylko swoją skroń.
 -Telepatia i te sprawy - Odparł. - Muszę wracać. Do zobaczenia!
Odwrócił się, a po chwili zniknął między krzewami. Położyłem się na ziemi i westchnąłem głęboko.
 -Gdzie jest Kotori? - Spytał Inukai.
Wzruszyłem ramionami.
 -Może poszła do jeziora? - Mruknąłem.
 -Pewnie tak.
Po chwili uciekłem myślami gdzie indziej. "Co się stało z Natsuną po zniknięciu? - Pomyślałem. - Ostoja Wiatru pewnie nie należy do najmniejszych, o ile to nie jest wielkości mniejszego państwa".
 -Wołaliście mnie? - Usłyszałem głos Kotori.
Spojrzałem na nią. Miała na sobie luźne dresy i przydużą bluzkę.
 -Zastanawiałam się nad wydarzeniami z rana - Zawiesiła ręcznik na jednej z niższych gałęzi i usiadła przy nas. - Mówiąc w skrócie: Tak na prawdę żyję dopiero od siedmiu lat. Poprzednie dziesięć spędziłam w sanatorium i wielu szpitalach. Dlaczego tak było? Nikt nie wie. Mój organizm był zbyt słaby, aby samodzielnie funkcjonować. Jednak, na moje dziesiąte urodziny wyzdrowiałam. Nikt wtedy nie mógł zrozumieć, dlaczego tak się stało, ale nie drążono tematu. Teraz, po tym wszystkim, rozumiem. Nivi musiała po prostu we mnie, tak jakby, mieszkać.
 -Czyli po prostu stałaś się jej naczyniem - stwierdził Inukai.
Kiwnęła głową.
 -Jak tylko ręcznik wyschnie, możemy ruszać dalej - uśmiechnęła się.
Podniosłem się ziemi i przytaknąłem.

poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział #20

Puf! I już mamy 20 na karku ;b Muszę przyznać, że tutaj (jakby na to nie patrzeć) piszę o wiele lepiej i (tak jakby) doroślej. Mam nadzieję, iż spodobała Wam się bardziej ta wersja Ostoi niż poprzednia. Zapraszam do komentowania, ponieważ z okazji 20. rozdziału, zrobię takie Q&A ;)
--------------------------------
Nie miałem żadnego snu, ponieważ nawet nie zdążyłem porządnie zasnąć. Po prostu nie mogłem, więc stwierdziłem, że pójdę się odświeżyć. Moi towarzysze spali pod dwoma odległymi dosyć drzewami. Wziąłem czyste ubrania i już suchy ręcznik, a potem - poszedłem do oczka wodnego.
Nieprzyjemny dreszcz przeszył moje niezahartowane ciało. Powoli płynąłem sobie od jednego, do drugiego brzegu. Myślałem o Kanatris. "Czy ona ma jakiś związek z Natsuną? - mruknąłem - A jeśli tak, to może mogę się z nią spotkać?". Niedługo po tym, wyszedłem z jeziorka i wróciłem do swoich. W połowie drogi minąłem się z Inukai'm. Spojrzał na mnie bez emocji.
Kotori nadal spała. Leżała plecami do nas i... drżała. Podszedłem do niej.
-Wszystko w porządku? - spytałem.
Nie odpowiedziała, więc delikatnie przewróciłem ja na plecy. Miała nieobecny wzrok. Poklepałem ją po policzku. Nie zareagowała. "Oj, to nie wygląda na dobry znak"- syknąłem do siebie.
-Z... zimno - szepnęła.
Przykryłem ją naszymi pledami, ale nie przestała się trząść.
-Co się dzieje? - usłyszałem Inukai'ego.
-Nic dobrego - spojrzałem na niego poważnie.
Spiął włosy w krótki kucyk i podszedł bliżej.
-Sprawdzałeś temperaturę? - spytał.
-Jeszcze nie - odparłem.
Przyłożył policzek do jej czoła. Dziewczyna najprawdopodobniej nie wiedziała nawet, co się dzieje wokół niej.
-Gorąca jak piec - stwierdził.
Jej powieki opadły. Oddech z każdą chwilą był coraz cięższy i płytszy.
-Wiem, kto może coś na to poradzić - wtrąciłem.
-Kto?
-N... no tamci z ruin.
Mężczyzna westchnął.
-Dobra, każda pomoc się liczy - wziął ją na ręce.
Ruszyliśmy do jedynych osób, które mogły nam pomóc. Nie przyglądałem się okolicy, pomimo tego,  iż czułem jakby ktoś za nami szedł. Gdy doszliśmy na miejsce nikogo nie widziałem. "Znowu próbują się ukryć?" - pomyślałem. Rozejrzałem się. Za naszymi plecami nikogo nie było.
-Gdzie oni? - warknął Inukai.
-Zawołaj Kotarou... - szepnęła Kotori.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony.
-Kogo? - spytał.
-Nieważne - odparłem.
Wołałem chłopca przez pewien czas.
-Już, już idę przecież - westchnął po dłuższym czasie.
Odwróciłem się szedł tą samą drogą co my.
-Czułeś, że idę, co? - uśmiechnął się.
-Możemy później porozmawiać na ten temat? Mamy problem - pokazałem Kotori.
Chłopiec wyglądał na zaniepokojonego. Podszedł do niej.
-Kiedy to się zaczęło? - spytał.
-Nie do końca wie....
-Nie ciebie się pytam! - przerwał Inukai'emu Kotarou.
-Może dwie godziny temu... nie wiem... - pisnęła dziewczyna.
-Rozumiem - kiwnął głową.
Chłopak pstryknął palcami. Na ruinach - tak jak wczoraj - pojawiły się tamte dziewczyny z Jokerem.
Na najwyższym kawale ściany siedziała jeszcze jedna postać. Miała biały płaszcz z kapturem. Jej wielkie, śnieżno białe skrzydła obejmowały prawie całe ruiny.
-Nivi! - krzyknął Kotarou. - Nie lubię wypraszać gości, ale to wyższa konieczność.
Anielica spojrzała na nas. Spod kaptura nie zauważyłem jej twarzy. Nivi wstała, ale Willy wyraźnie zaprotestowała.
-Willy uspokój się, bo za chwilę nie będzie kogo ratować - powiedział poirytowany chłopak.
Anielica ominęła wilczycę i wylądowała w naszym pobliżu. Milcząc podeszła do Kotori i wzięła ją za ręce. "Przecież ona nie da rady sama stanąć na nogach" - pomyślałem. Inukai niechętnie puścił delikatnie dziewczynę na ziemię.
Nivi zaprowadziła ją na pewną odległość od nas. Otoczyła je obie skrzydłami, a wtedy zerwał się mocny wiatr. Pióra zalśniły tak intensywnie, że zasłoniliśmy oczy.
Gdy ponownie spojrzeliśmy na polanę, zobaczyliśmy tylko Kotori. Podbiegliśmy do niej. Temperatura powoli wracała do normy, a dreszcze ustały. Inukai wziął ją ponownie na ręce.
-Dzięki - mruknął do Kotarou.
Chłopak uśmiechnął się.
-Nie ma za co.

środa, 20 lipca 2016

Rozdział #19

Niedługo potem siedzieliśmy w trójkę w pobliżu ogniska. Milczeliśmy. "Ciekawe, która jest godzina?"- pomyślałem. Las wokół nas był zaskakująco spokojny i cichy, tylko świerszcze grały swoje koncerty. Ziewnąłem cicho i położyłem się za zwiniętej bluzie.
-Nie zdziw się jeśli obudzę cię za parę godzin - powiedział Inukai.
-Dlaczego? - spytałem.
-Nie znamy okolicy, tym bardziej zwierząt, więc musimy ustalić warty - odparł.
-W sumie, to masz rację... - mruknąłem. - W takim razie dobranoc.
-Branoc - usmiechnął się połowicznie.
Przed zaśnięciem, zauważyłem Kotori. Spała trochę dalej od ognia. Miała lekko podkulone nogi, ale jedna ze stóp była widoczna, spod pledu. Pomiędzy dwoma pierwszymi palcami znajdowała się blizna przypominająca małą obręcz, obejmująca je częściowo.
Niedługo po tym, objął mnie sen.
Znalazłem się w nieograniczonej, ciemnej przestrzeni. Unosiłem się w niej. Czułem się bezbronny i bezsilny wobec, wszystkiego, co się działo wokoło mnie.
-Riiin~
Obróciłem się. Znałem ten głos.
-Jesteś tą nimfą, znad tamtego jeziora, nie? - niepewnie podniosłem głos.
-Taa, mogłeś imię zapamiętać. Pozwól, że powtórzę: KANATRIS - wycedziła przez zęby.
"Dobra, luz, nie musisz krzyczeć" - pomyślałem, przewracając oczami.
-Słyszałam - nimfa, zdawała się być lekko poirytowana.
-Wiesz może jak mogę się dostać nad jezioro? Tutaj, tak trochę niewygodnie - uśmiechnąłem się przepraszająco.
Kanatris westchnęła.
-Gdyby nie to, że jesteś taki uroczy, zostawiłabym cię w tym miejscu.
"Uroczy? Nikt jeszcze mnie tak nie nazwał, pomijając wszystkie ciotki i babcie"- mruknąłem w duchu.
Nimfa kaszlnęła wymownie. Po chwili wyłoniła się z mroku. Była tuż naprzeciwko mnie. Wyciągnęła ręce w moim kierunku.
-Chodź - szepnęła.
Wziąłem ją za dłonie. Były zimne.
Zanim się zorientowałem, pojawiliśmy się na brzegu jeziora. Wtedy poczułem dźganie w prawe ramię.
-Rin, wstawaj - słyszałem. - Twoja warta.
-Już? - miauknąłem mało zadowolony.
Kanatris podeszła do mnie.
-Do zobaczenia. Mam nadzieję, że jutro trochę dłużej pogadamy - uśmiechnęła się, a jej małe, rybie ząbki błysnęły w półmroku.
-No ja też - odwzajemniłem uśmiech, lecz mniej pewnie.
Otworzyłem oczy. Obok mnie siedział Inukai. Czekał.
-Okej, już jestem - mruknąłem.
Spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem. Kiwnął parę razy głową i podniósł się z ziemi.
-To o której mam ją obudzić? - rozciągnąłem się.
-Kotori? - powiedział zaskoczony.
Przytaknąłem.
-Wybacz, ale jakoś nie wyobrażam sobie, aby ona dała radę, więc musisz wytrzymać do rana - odparł.
Kiwnąłem parę razy głową i westchnąłem cicho.
Około pół godziny później nawiedził mnie Joker. Jego krótkie, jasno kasztanowe włosy były lekko potargane, a ciemno oliwkowe oczy świeciły radosnym blaskiem.
-No hej! - wyłonił się spomiędzy drzew.
-Uważaj na Inukai'ego - syknąłem.
Spojrzał pod nogi. Brakowało niewiele, aby chłopak potknął się o mężczyznę. Wyminął go cicho.
-Spać nie możesz? - spytał.
-No coś ty - odparłem. - Wartę mam.
-A, no w sumie logiczne - uśmiechnął się.
-Co tu robisz?
-Nudzi mi się - omiótł wzrokiem okolicę.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę. Po około godzinie Joker wrócił do siebie. Zbliżał się ranek, a ja byłem wykończony. Przysnąłem. Tym razem nic mi się nie śniło.

wtorek, 19 lipca 2016

Moja żona ;)

W aktualnie nieistniejącym dzienniku pisałam, że mam żonę. Ślub polegał na przygotowaniu konia, a później - złożeniu przysięgi małżeńskiej (o wierności itp.). Oto jej (Zaji - klacz) zdjęcie :)
Agnes

niedziela, 3 lipca 2016

Takie szybkie info

I'm faded....W tym tygodniu niestety, ale raczej się nic nie pojawi ( brak weny, a później obóz ). Jeśli chcecie mogę dodać nową kartę, na której będę (starała się) codziennie pisać kilka zdań o minionym dniu itp. Wszelkie pytania będziecie mogli wysłać w mail'u ( agnes.huber45@gmail.com ) lub pod tym postem. :)

W każdym razie, to wszystko zależy od Was! Zdecydujcie, czy taka forma, nazwijmy to, KOMUNIKACJI będzie Wam odpowiadać. Komentujecie!



A.H.

czwartek, 30 czerwca 2016

Rozdział #18

Wracając, nie rozmawialiśmy dużo. Kotori wtrąciła najwyżej coś o otaczającym nas lesie. Niedługo później dotarliśmy pod "nasze" drzewa. Inukai właśnie wracał z nad (najprawdopodobniej) jeziora.Miał trochę brudne ręce. Spojrzał w niebo i lekko pokiwał głową.
-Zmierzch się zbliża - mruknął.
-Może pójść po chrust na ognisko? - spytałem.
-W sumie... przydało by się - włożył ręce do kieszeni.
Wyminąłem go i poszedłem w las.
Większość drewna, które mogło się przydać jeszcze schło. Trochę zrezygnowany brałem najmniej mokre patyki i części gałęzi. "Najlepszą rozpałką jest huba i kora brzozy"- przypomniałem sobie. Mówił mi o tym mój dobry znajomy, który był harcerzem. Opowiadał mi o tym podczas wypadu rowerowego po lesie.
Po pewnym czasie stwierdziłem, iż nie znajdę więcej drwa, więc zawróciłem. Wtedy wylądował przed de mną Joker. Wystraszony wypuściłem drewno z rąk. "Szlag - pomyślałem.- W takim momencie? Nie mógł wcześniej?".
-Wybacz - mruknął i pomógł mi zbierać chrust.
-Dlaczego im uciekłeś? - spytałem.
Na chwilę przerwał szukania patyków. Zapadła cisza.
-Nieważne -odparł po chwili.
Zmierzył mnie wzrokiem, gdy  sięgałem po ostatni kawałek drewna.
Później wstaliśmy i rozeszliśmy się do swoich towarzyszy.
Rozglądałem się po koronach drzew bez większego celu. Co chwilę widziałem jak wróble i inne ptaki przeskakują z gałęzi na gałąź, z drzewa na drzewo. Westchnąłem cicho. "Myślałem, że może się z nim kiedyś dogadam... no cóż, pozory mylą"- mruknąłem do siebie. Kiedy wróciłem zobaczyłem tylko Kotori, która akurat wyciągała ze swojej torby pled razem z ręcznikiem.
-Gdzie to rzucić? - spytałem.
Uniosła wzrok i wzruszyła ramionami.
- Może tutaj? - wskazała ręką pobliskie drzewo.
-Okej - położyłem chrust w tamtym miejscu.
Wtedy z pomiędzy drzew wyłonił się Inukai. Miał na sobie dosyć mocno powycierany szary dres z powyciąganym dekoltem. Jedną dłonią wycierał jeszcze mokre włosy.
-Jak woda? - spytałem.
-Ciepła - odparł.
Nie mogłem mu uwierzyć, ale stwierdziłem, że nie będę się kłócić.
Po pewnym czasie nadeszła moja kolej na kąpiel. Trochę podekscytowany ruszyłem w stronę źródła.

Jednak, po wejściu do wody szybko zacząłem obmyślać plan zemsty. Zęby szczękały jak nigdy, a ręce drżały jakbym nic nie jadł przez tydzień.
-Chyba najwyższy czas zostać morsem - szepnąłem.
Po chwili moje ciało przywykło do lodowatej wody. Przepłynąłem na drugi brzeg. Nie miałem planu na dalsze siedzenie w wodzie, więc zanurkowałem parę razy i wynurzyłem się z oczka.
Kiedy wróciłem do pozostałych, Inukai prawie pokładał się na ziemi ze śmiechu.
-A to była zemsta za wczorajszy wieczór - odgarnął włosy z twarzy.
-Ha ha ha, prześmieszne - przewróciłem oczami.
-Jeśli mam być szczery, to mówiłem prawdę - spojrzał na mnie. - Woda jest ciepła, jeśli potrafisz zawładnąć ogniem.
Pomiędzy jego palcami pojawiło się parę iskier.
-Trzymajcie mnie, bo zabiję - warknąłem.
Zachichotał cicho i zajął się ogniskiem.

sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział #17

Wtedy, niektóre miejsca na ruinach zafalowały jak tafla jeziora, aby chwilę później odsłonić pozostałych członków szajki. Kotarou wyprzedził nas i rzucił:
-Chodźcie!~
Dogoniliśmy go.
-Mam nadzieję, że dadzą mi spokój... - szepnęła Kotori.
Zgodziłem się z nią, kiwnięciem głowy.
Na nasz widok Madison zeskoczyła na dół i podeszła do chłopca.
-Po jaką zarazę ich tu ściągnąłeś?- warknęła do niego.
Wzruszył ramionami.
Moją uwagę przykuły sztylety u boku dziewczyny. Podniosła wzrok i się nam przyjrzała.
-Nie ma z nimi...
-Tak - przerwał jej Kotarou.
-Może i lepiej - wzruszyła ramionami.- Nie wiem jednak, po co ich tu przyprowadziłeś.
-Bez tamtego człowieka będziemy mogli na spokojnie porozmawiać, to po pierwsze. A po drugie... będą mogli się w końcu dowiedzieć o czymkolwiek na temat tego świata.
Madison nie wyglądała na przekonaną, ale podeszła do Miriam i porozmawiała z nią chwilę.
-Czegoś chcecie się dowiedzieć, tak? - jelenica spojrzała na nas.
-Dlaczego uważacie, że jestem Nivi? - spytała Kotori. - I kim ona jest?
Dziewczyna westchnęła cicho. Usiedliśmy na częściach budowli. Poczułem się obserwowany przez Willy i resztę.
-Od czego by tu zacząć...? - Miriam zamyśliła się na chwilę.- Nivi była potężnym archaniołem. Zasiadała przy Szklanym Stole, czyli tak jakby w jakimś sejmie. Chyba tak to u nich działało, nie? - zawołała do Jokera i Madison.
-Mniej więcej - odparli.
-Wracając... siedem lat temu wszystkie anioły musiały uciekać do waszego świata, ze względu na liczne rozróby i ataki demonów. Anioły pełniły tu funkcję egzorcystów, dlatego więc tutaj na "lądzie" te zajęcia w szkołach nie były obowiązkowe.
"I wszystko stało się jasne"- pomyślałem, wracając myślami do historii Arthur'a.
-Nivi po prostu wyglądała tak samo jak ty - dodała Miriam.
-Rozumiem...- pokiwała głową Kotori.
-Widzieliście Jokera?- Kotarou podszedł do nas.
Zaprzeczyliśmy.
-Wprost źwiednie [napisałam dosłownie dla lepszego efektu A.H.] - westchnął i rozłożył fioletowe skrzydła ważki.
Wbił się w powietrze.
-Coś jeszcze chcielibyście wiedzieć? - uśmiechnęła się.
-Jak duża jest Ostoja wiatru? - spytałem.
-Spora to na pewno - odparła. - Ciężko mi to powiedzieć, bo nigdy tam nie byłam, a mapami zajmuje się Willy, która poszła szukać Jokera.
Wstaliśmy z ziemi i dygnęliśmy lekko.
-Dzięki - powiedziałem. - Za niedługo zapadnie zmrok, więc musimy niestety się zmywać.
-Do zobaczenia - pomachała dłonią.

czwartek, 16 czerwca 2016

Rozdział #16

 Ten rozdział dedykuję mojej bardzo ważnej znajomej (wręcz przyjaciółce), która za niedługo będzie obchodzić urodziny. Życzę ci z tej okazji wszystkiego najlepszego, spełnienia marzeń i zdrowia.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Spojrzałem w niebo. Białe obłoki sunęły po jego błękitnej powierzchni. Poczułem jak ten widok powoduje u mnie senność. Przymknąłem powieki i zamyśliłem się trochę. Pierwsze go mi przyszło na myśl była Natsuna.
Znaliśmy się nieco ponad miesiąc, a ona zdążyła mi szczerze zaufać. W sumie ja również. Znajomi bliżsi i trochę dalsi mówili mi, że Natsuna chciała być kimś więcej niż przyjaciółką, ale nigdy jej o to nie spytałem. Uważałem, że nie jestem gotowy na poważny związek i nie byłbym w stanie go utrzymać. Wcześniej nie miałem dziewczyny, bo jej nie potrzebowałem (albo inaczej: nie odczuwałem takiej potrzeby). Jednak, po tym co się działo wczoraj... czułem jakąś pustkę.
Potrząsnąłem głową. "Jasne, jasne jeszcze czego?"- pomyślałem. "Nie chciałbym wyjść na jakiegoś zakochanego Romeo, ale na takie fantazje będę mógł sobie pozwolić, jak wyciągniemy stąd Natsunę" - westchnąłem cicho. Spojrzałem na moich towarzyszy. Inukai leżał pod pniem klonu z kapturem nasuniętym na oczy, a Kotori stała przede mną.
-Idę się przejść - powiedziała.- Chcesz dołączyć?
-A co z Inukai'm - wskazałem go ruchem glowy.
-Ja tu zostanę i popilnuję rzeczy - mruknął w odpowiedzi.
Po pewnym czasie drogi usłyszeliśmy szum. Poszliśmy w tamtym kierunku. Z każdym krokiem odgłos ten był coraz głośniejszy i wyraźniejszy. Chwilę później doszliśmy do niewielkiego wodospadu z jeziorkiem. Podeszliśmy bliżej brzegu. Żwir i kamienie zachrzęściły nam pod stopami. Zejście do oczka było trochę strome, woda w nim- przejrzysta, a dno - kamieniste i niezbyt głębokie. Wtedy zauważyłem ruch za kutyną wodospadu.
-Widziałaś? - spytałem dziewczyny.
Pokręciła głową. Ruszyliśmy powoli w tamtą stronę. Za ścianą wodospadu była jaskinia, do której niepewnie weszliśmy. Jej ściany były w niektórych miejscach porośnięta mchem. "Co mnie podkusiło, aby tu wejść?" - pomyślałem. Wtedy usłyszeliśmy za sobą lekko poirytowane chrząknięcie. Gwałtownie się odwróciłem. Za nami stał dosyć niski chłopak. Miał niezbyt zadowolony wyraz twarzy, jednak kiedy się nam przyjrzał, w jego szafirowe oczy błysnęły wesoło.
-Wiem kim jesteście - powiedział po chwili.- Mówcie mi Kotarou. Czegoś tu szukacie?
Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Widzieliśmy jakiś ruch za wodospadem. Jeśli w czymś tobie przeszkodziliśmy, wybacz, nie chcieliśmy - dobrała starannie słowa Kotori.
Chłopiec zachichotał cicho.
-Nie no co wy... nawet nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Pokazać wam coś?
Spojrzeliśmy po sobie.
-Czemu nie... - wzruszyłem ramionami.
Kotarou wyminął nas i ruszył w głąb jaskini.
-Idziecie, czy nie?! - rzucił za siebie.
-Myślałem, że w stąd wychodzimy... - mruknąłem.
-Zobaczysz! - odkrzyknął chłopak.
Dogoniliśmy go. Zadowolony nucił coś pod nosem. Po pewnym czasie dostrzegliśmy koniec tunelu.
Wyszliśmy na zewnątrz. Kotarou, jednak prowadził nas dalej w las. W pewnym momencie między drzewami zauważyłem tamte ruiny.
-Zauważyłeś je? Cóż trochę ciężko je zignorować. Właśnie was tam prowadzę. Poznacie Jokera, Madison, Miriam i Willy... chwilunia... gdzie wasz towarzysz? Byliście przecież we trójkę....
-Został na miejscu - mruknąłem.
Pokiwał ze zrozumieniem głową. Wyszliśmy na polanę. Chłopak pstryknął palcami.

sobota, 4 czerwca 2016

Rozdział #15

Deszcz chwilę później ustał. Stanąłem obok Inukai'ego i przyjrzałem się ruinom. Wyglądały kompletnie inaczej niż te, które były w pobliżu latarni. Kiedy tam fra.gmenty budowli były ułożone w nierówny okrąg, tutaj była to jedynie niewysoka ściana. Osoby, które wcześniej nas dostrzegły, zleciały (oczywiście na skrzydłach) na dół.
-Czego od nas chcecie?- spytała dziewczyna, składając czarne skrzydła.
-Doskonale wiecie czego - warknął Inukai.
-Śmiem wątpić - założył ręce na ramiona jej towarzysz.
Inukai zbliżył się do nich, o parę kroków. Jego wzrok przybrał natychmiast wściekły błysk.
-Hej, spokojniej tam!-  usłyszeliśmy spokojny, kobiecy głos.
Dziewczyna westchnęła cicho, odwróciła się i gwizdnęła.
Wtedy na ścianie pojawiła się dosyć spora półka. Siedziały na nich.... tamte dziewczyny z porannego spaceru. Na kolanach kobiety z jelenim porożem leżała Kotori. Spała.
-Do czego jest ona wam potrzebna? - wtrąciłem.
-Nie wiecie kim ona jest - odparła.
-Doskonale wiemy kim jest, więc lepiej zwróć ją jej towarzyszom - wycedził przez zęby Inukai.
Kotori poruszyła się niespokojnie i powoli dźwignęła się na rękach.
-C... co? - pisnęła, rozglądając wokół.
-Nivi nie pamiętasz nas? - spytała się jelenica. - Przecież to my: Miriam i Willy.
Pokręciła powoli głową.
-Musieliście mnie, z kimś pomylić - odparła.
-Willy, ściągnij ją na dół - westchnęła Miriam.
Wilczyca kiwnęła głową i wzięła Kotori za rękę.
-Skacz - mruknęła do niej.
Dziewczyna spojrzała na nią przestraszona.
-Spokojnie, wszystko pod kontrolą - uspokoiła ją.
Zsunęły się ze skalnej półki. Kotori podbiegła do nas i schowała się za moimi plecami.
-Przepraszam... - pisnęła.
-Nie musisz - uśmiechnąłem się do niej.
-Jeszcze jedna taka akcja, a pożałujecie - warknął Inukai.
-Jeszcze przyjdziecie do nas i na kolanach będziecie błagać o pomoc - poprawiła włosy skrzydlata nastolatka.
-Madison, nie wyskakuj tak bardzo w przyszłość - Miriam również zeszła na dół.
-Ale ja to widzę.... - burknęła.
Zaczęły rozmawiać. Inukai trącił mnie łokciem i szepnął:
-Spadajmy stąd.
Kiwnąłem głową i wróciliśmy pod tamto (a może inne? Wszystkie wyglądają tak samo) drzewo.
-Mówiłem, że CHYBA wiem, kim jest właściciel Sonomaru - powiedział Inukai, siadając pod pniem.
Spojrzeliśmy na niego z wyczekiwaniem.
-Podejrzewam o to mojego brata, z którym... nie mam najlepszych stosunków, przez co, urwałem z nim kontakt parę lat temu. Nie wiem tylko, dlaczego to zrobił. - wzruszył ramionami.
-Może chciał się z tobą spotkać? - zaproponowała Kotori.
-Nie mam bladego pojęcia - odparł. - Ale w takim razie, po co ściągnął by też Rina i...
-Ja tu jestem przez czysty przypadek - przerwała mu dziewczyna.
- ... Nastunę - dokończył.
Kotori z pewnością poczuła się zawstydzona. Najbardziej zdradziły ją rumiane policzki. Inukai poklepał ją po ramieniu.

środa, 1 czerwca 2016

Rozdział #14

Później nastał czas pożegnań. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
-Wpadnijcie jeszcze, kiedyś- puścił do oko Ourell.
-Może - mruknął Inukai.
Odprowadzili nas na wybrzeże. Ostatni raz pomachaliśmy sobie rękoma. Jeszcze przez długi czas czułem, jak towarzyszą nam wzrokiem. Wyjąłem mapę od Natsuny. Zauważyłem, że nas oznaczający punkt porusza się razem z otoczeniem. Inukai spojrzał przez moje ramię.
-Muszę się w końcu przyzwyczaić do tego świata - westchnął cicho.
Spojrzałem przed siebie. Kotori prowadziła i rozglądała się zaciekawiona po okolicy.
-Może pójdziemy w stronę lasu? - zaproponowała.
-Czemu nie? - wzruszył ramionami Inukai.
Poszliśmy za wydmy, gdzie zaczynał się las. Było tam trochę ciemniej i chłodniej. Co pewien czas słyszeliśmy jak coś szeleści pomiędzy gałęziami.
-Chyba wyczuwam kolejną burzę... - Kotori wyrównała z nami krok, spoglądając na nas zaniepokojona.
-Z cukru nie jesteśmy - stwierdził Inukai.
"Mógłbyś czasem okazać więcej emocji"- pomyślałem.
Faktycznie niedługo później zaczęło padać. Schowaliśmy się pod drzewem.
-Nie żeby coś, ale nie uważam, żeby to był dobry pomysł - wtrąciłem nieśmiało.
- Jeśli coś się schrzani to: ja powstrzymam ognień, ty to ugasisz, a Kotori- postara się o nie zawalenie się drzewa, pasi? - mężczyzna rozłożył znacząco dłonie.
-Ok, poddaję się - machnąłem ręką.
Zauważyłem jak dziewczyna patrzy na niebo.
-Zawsze lubiłam deszcz - mruknęła.
-Muszę się zgodzić - zgodziłem się z nią.
Usiadła pod drzewem. Zaczęła coś cicho nucić.
Wyszedłem z suchego pola pod drzewem (no może nie do końca suchego, ale na pewno bardziej niż reszta). Łzy deszczu uderzały mnie, a ja patrzyłem w niebo. Wyglądało na to, że to tylko ulewa, aniżeli  coś większego.
Wtedy usłyszałem cichy i krótki krzyk Kotori. Odwróciłem się gwałtownie. Nie było jej. Podbiegłem do Inukai'ego, który usnął (zadziwiająco szybko) przy drzewie.
-Wstawaj! Kotori zniknęła - potrząsnąłem go za kołnierzyk.
Jego twarz wykrzywił trochę grymas niechęci (a może bólu? Sam nie wiedziałem).
-C... co? - jęknął.
-Ktoś lub gorzej COŚ porwało Kotori, więc lepiej by było gdybyśmy się w końcu stąd ruszyć - wycedziłem przez zęby.
Wstał i rozprostował plecy.
-Zatem... gdzie mamy iść? - spojrzał na mnie.
Wskazałem dłoniom las.
-Zawsze coś - stwierdził.- Chodź, bo jeszcze coś jej zrobią.
Jego głos dopiero teraz ujawnił (niezbyt wiele, ale nie można mieć wszystkiego) emocje. Był trochę przejęty.
Szliśmy szybko, ale uważnie badaliśmy teren wzrokiem. Milczeliśmy. Jakoś mogliśmy się porozumieć bez słów. Po pewnym czasie doszliśmy do... ruin. Tym razem innych. Na częściach budowli siedziała dwójka ludzi. Obserwowali nas. Poczułem się trochę nieswojo.
- To tu - mruknął Inukai.
Ruszył przed siebie. Wtedy niebo rozdarła blada błyskawica, lecz on nadal parł przed siebie. Niepewnym i trochę wolniejszym krokiem od niego, poszedłem za nim. Usłyszałem grzmot.

poniedziałek, 23 maja 2016

Rozdział #13

Pomogłem Arthurowi położyć Sutiku, na jedną z kanap w głębi sali.
-Zatem, jak nie mogłem dokończyć wcześniej -westchnął i podszedł do stolika z częściami noża.- Podejdźcie tutaj- zachęcił nas ruchem dłoni.
Ostrze i rękojeść lśniło w popołudniowych promieniach, ale nadal w kawałkach.
-A... ale jak to...?- wydukał zaskoczony Inukai.
-Odezwał się najmniej zainteresowany- mruknął egzorcysta.- Wracając: Jak widać nóż ponownie nie ma rdzy. Jest to efektem bardzo wysoko rozwiniętej mocy "lokatora".
Metal błysnął czerwienią. Po chwili nad stolikiem uniósł się szary wąż z niektórymi złotymi łuskami.
-Witam was- kiwnął łbem.- Wcześniej nie miałem okazji się przedstawić. Jestem Sonomaru.
Zaskoczony, nie miałem pojęcia  co powiedzieć. Przyglądałem się gadowi, który rozglądał się po sali.
Kotori cofnęła się nerwowo.
-Spokojnie- uspokoił ją demon.- Dopóki jest tu egzorcysta, jesteś bezpieczna.
Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną, ale zmniejszyła dystans.
-U kogo pracujesz? - spytał Arthur.
-"Pracujesz"...- prychnął Sonomaru- trochę za duże słowo. Przygarnął mnie parę miesięcy temu...
-Kto?- powtórzyłem głośniej.
Powiódł wzrokiem po naszych twarzach. Gdy spojrzał na Inukai'ego jego twarz rozjaśnił wredny uśmieszek.
-Niestety, nie mogę tego powiedzieć - westchnął rozczarowany.
Po chwili rozpłynął się w powietrzu, zostawiając nas samych w sali.
-Idę się przejść. Za niedługo wrócę- rzucił Inukai, idąc w stronę wyjścia.
Mężczyzna minął się z Ourellem na schodach.
-A jemu co?- spytał jeździec, unosząc lekko brwi.
Wzruszyliśmy ramionami.
-Co się... co się stało? - jęknęła cicho Sutiku.
Ourell wtedy spojrzał na nią, a później na nas. Arthur opowiedział mu wszystko, odprowadzając dziewczynę na dół.
Usłyszałem jak zegar wybija drugą. Spojrzałem za okno. Słońce wychylało się, spomiędzy chmur i suszyło kałuże.
-Będziecie zapewne już jechać? - spytał Ourell, patrząc na mnie.
Pokiwałem powoli głową.
-Mamy coś do załatwienia -odparłem trochę zakłopotany.
-Rozumiem - uśmiechnął się życzliwie.- Jednakże nie zadawajcie się z pewną grupką osób. Same krzyżówki podobne do Sakury i Sutiku, ale raczej nie takie przyjazne.
Przed oczami stanął mi widok dziewczyn z ruin.
-Spoko, nie będziemy się do nikogo pchać - uspokoiłem go.- A zwłaszcza Inukai -dodałem ciszej.
Jeździec zaśmiał się ciepło.
-W sumie prawda- pokiwał głową. - Chodź, dam wam parę rzeczy na drogę.
- Nie chcieliśmy sprawiać kłopotu -zaoponowałem.
-Luzik - uspokoił mnie gestem dłoni. - Z te rzeczy już nam się nie przydadzą.
Westchnąłem cicho. "Okej, nie będę się dalej sprzeciwiał. Jeżeli on chce to zrobić, to nie ma problemu"- pomyślałem.
Weszliśmy na trzecie piętro. Były tam tylko trzy pokoje, schowek i mały gabinet. Zaczekałem na mężczyznę a korytarzu. Podszedłem do okna. Był tam dobry widok na ruiny. Zauważyłem tam Inukai'ego i Kotori. Rozmawiali. Uchyliłem okno i przysłuchałem się rozmowie.
-Co tu robisz? - spytał szorstko.
-Chciałam tylko porozmawiać... - powiedziała cicho.
Zmierzył ją wzrokiem. Westchnął i spojrzał w niebo.
-Słucham - powiedział.
-Sonomaru spojrzał tak jakby...
-Jakbym był jego właścicielem? - przerwał jej.
Pokręciła powoli głową.
-Jakby ktoś mu o tobie opowiadał -spojrzała na niego.
Odwrócił się i odszedł parę kroków.
-Mam jedną hipotezę, ale nie jestem jej pewien. Może wieczorem, ale nie teraz, nie tutaj- mruknął i poszedł przed siebie.
W tej chwili Kotori spojrzała w stronę okna. Miała trochę zmartwiony wzrok.
Kiedy odwróciłem się i zamknąłem okno, zobaczyłem, że Ourell stoi trochę za mną z trzema płóciennymi torbami.
-Kłótnia? - spytał.
Wzruszyłem ramionami.
-Nie wiem.
Wręczył mi torby i zeszliśmy na dół.

niedziela, 15 maja 2016

Rozdział #12

Zeszliśmy na dół.
-Tyle razy ci mówiłam- westchnęła karcąco elfka.- Nie dotykaj bezpośrednio takich przedmiotów. Jesteś jeszcze...
-... młodym bóstwem, które nie kontroluje swoich umiejętności i nie umie wykorzystywać ich w pełni- przerwała jej wyraźnie znudzona lisica.- Wiem, wiem. Ile jeszcze będę to słyszeć?
-Tyle ile będzie trzeba- założyła ręce na siebie Tija.
Ourell stał z tyłu, zupełnie bezradny. Gdy nas zauważył, zaprosił gestem do środka.
-Już lepiej?- spytał
Kotori speszona uciekła wzrokiem i pokiwała głową. Potarmosił lekko jej włosy.
-Nie martw się. Wiem, że to nie ty- uśmiechnął się ciepło.
-N... no ale wiesz...- pisnęła.
-Gdzie nóż?- spytał Inukai, trochę ignorując ich rozmowę.
-Na stole- mężczyzna popatrzył na niego beznamiętnie.
Spojrzeliśmy na jego blat.
-T.. to jest to?- uniosłem brwi.
Niebezpieczne jeszcze niedawno ostrze, teraz było... stertą zardzewiałego złomu.
-Wszelkie pretensje do mojej partnerki- wymamrotała elfka.
-No ej!- podniosła głos Sakura.
Tija uśmiechnęła się usatysfakcjonowana.
-Mamy już mało czasu, więc musimy się pośpieszyć- dodała po chwili.
Niedługo po tym cała nasza trójka miała w dłoni małe, czarne pudełko.
-No. Niestety czas nas goni, a zostałybyśmy na dłużej- uśmiechnęła się przepraszająco elfka.- Co do wydarzeń sprzed południa... nie macie się o co martwić. Osoba, która to podrzuciła będzie się musiała wyspowiadać. Do możliwego zobaczenia!
Pomachała nam ręką i zeszła na dół z Ourellem i Sakurą.
Podszedłem do okna. Jeździec właśnie prowadził dwa konie. Po chwili zniknęli pomiędzy drzewami.
-Jak to się stało...?- spytała cicho Kotori.- Jeszcze nie dawno nie było na nim ani grama rdzy.
-Wiesz, po tej stronie Wrót oprócz podstawowych przedmiotów, uczą również tak zwanej "Ochrony siebie i otoczenia", nie chodzi o ekologię tylko o podstawy egzorcyzmu. Nie był obowiązkowy, przez co wiele osób nie uczęszczało- usłyszałem głos trzeciego, do tej pory nie znanego przez nas jeźdźca.
Spojrzałem na niego. Miał krótkie, mokre orzechowe włosy i oliwkowe oczy. Przez jego ramię wisiał ręcznik.
-Poza tym to jestem Arthur- dodał.
-Nie obowiązkowy przedmiot, który może uratować ci życie, a zwłaszcza tutaj. Kto sprawuje tu sprawuje władzę?!- Inukai wyglądał na co najmniej zaskoczonego.
Arthur przewrócił oczami i westchnął cicho.
-Na czym to mniej więcej polegało?- wtrąciła nieśmiało dziewczyna.
-Cieszę się, że przykułem twoją uwagę- uśmiechnął się do niej jeździec.- Pierwszy rok był ciągiem nudnej i zdecydowanie nie motywującej teorii. Na początku drugiej klasy musiałaś zdać egzamin, na którego podstawie stwierdzali, w jak dużym stopniu nadajesz się na egzorcystę. Później, po zdanym teście...
Jego wypowiedź przerwał gardłowy śmiech i kroki na schodach. W wejściu do sali stanęła średniego wzrostu. Miała różowe, sięgające do ramion włosy i oczy tego samego koloru. Na szczycie głowy wyrastały białe, królicze uszy. W dłoni trzymała patyk i pustą butelkę. Arthur wyglądał na spokojnego.
-Sutiku, Sutiku, ty nasz patyku... Tijka wróciła do Ministerstwa- powiedział i rozłożył bezradnie ręce.
-Akurat po nią dzisiaj nie przyszłam- warknęła.
Natychmiast rozpoznałem ten głos. To było to coś.
-Spokojnie, spokojnie- uspokoił ją jeździec.- Wracając, na drugim roku mogliśmy już się zająć podobnymi przypadkami, które właśnie widzicie.
-Jak mnie przejrzałeś?!- wrzasnęła.
Zaatakowała go, ale jednym i zgrabnym ruchem ominął butelkę. Na jego twarzy malowało się rozbawienie i spokój.
-Zajęcia ukończyłem najlepiej z całej grupy. Idąc na studia musiałem poszukać sobie partnera, bo egzorcyzmy są najbardziej skuteczne, kiedy wykonują je dwie osoby. A przede wszystkim jest bezpieczniej i raźniej. CO NIE MARCUS?!- ciągnął Arthur, unikając kolejnych ciosów.
Zawołany mężczyzna zbiegł na dół i szybko ocenił sytuację.
Egzorcyści ustawili się tak, aby dziewczyna była pomiędzy nimi. Zatrzymała się i zastrzygła uszami. Marcus szybkim ruchem ręki narysował w powietrzu gwiazdę, a Arthur- wielokąt.
- Purificazione!- krzyknęli jednocześnie.
Znaki błysnęły i zawirowały dookoła opętanej. Rozejrzała się niepewnie, a po chwili upadła nieprzytomna na ziemię. Rysunki zniknęły, a Marcus poszedł na górę.
-Może byś mi pomógł, co?- rzucił Arthur do partnera.
-Nie- odparł drugi i wrócił do siebie.

czwartek, 12 maja 2016

Fanart!

Chciałabym podziękować mojej czytelniczce za fanarta, którego mi przesłała ^^
Wszystkie stworzone przez Was fanarty tutaj:
agnes.huber45@gmail.com
Dziękuję!
Agnes

sobota, 7 maja 2016

Rozdział #11

Kiedy byłem w głównej sali z Kotori na rękach, dziewczyna obudziła się. Spojrzałem na nią. Broda trochę się jej trzęsła, a oczy z każdą chwilą były bardziej wilgotne. Poprosiła mnie o postawienie na ziemi. Zrobiłem to, a wtedy uciekła na górę. Stałem jak wryty.
-Gdzie Kotori?- usłyszałem za sobą głos Inukai'ego.
-Pobiegła na górę- spojrzałem na niego.
Miał na sobie świeżą, granatową bluzę.
-Co z Ourellem?-spytałem.
-Rozmawia z ludźmi z Ministerstwa- odparł i ruszył w ślad za nią.
Zostałem sam na dole. Wolałem nikomu nie wchodzić w paradę. Zauważyłem, iż deszcz przestał padać. Zszedłem na dół.
Starałem się omijać wszelkie kałuże, podczas spaceru po lesie. Pachniało tak przyjemnie, jak to po deszczu w lesie. Ptaki ponownie zaczynały ćwierkać i latać po niebie.
Po pewnym czasie wróciłem do latarni. Kotori i Inukai'ego nadal nie było na dole, ale przy jednym ze stołów siedziała Tija z Sakurą i Ourellem. Rozmawiali cicho.
-Mogę się przysiąść?- spytałem.
-Jasne- kiwnęła głową elfka.
Usiadłem obok jeźdźca.
-Wracając... nie masz pojęcie dlaczego to się wydarzyło?- westchnęła Tija.
Ourell pokiwał głową.
-J... ja chyba wiem- wtrąciłem cicho.
Lisica spojrzała na mnie.
-Usłyszeliśmy jakiś hałas w magazynku- zacząłem opowiadać, bawiąc się palcami.- Stwierdziliśmy, iż sprawdzimy co to. Gdy Kotori zobaczyła ten nóż... stało się to, co przed chwilą.
-Nóż? Hm- mruknęła elfka.- Opiszesz go?
-Rękojeść była z ciemnego i lakierowanego drewna. O ile dobrze pamiętam, była też wyrzeźbiona na niej roślina, oplatająca ją. Ostrze nie było jakieś wyjątkowo inne- odparłem. 
Dziewczyny pokiwały głowami zamyślone.
-A gdzie on jest?- Sakura zastrzygła uszkami.
-Kiedy Kotori zbiegła na dół, za Rinem, położyłem go na ladzie barku- odpowiedział Ourell.
-I nic ci, że tak powiem nie jest?- Tija spojrzała na niego zaskoczona.
Pokręcił głową.
-To coś musiało zostać w dziewczynie, nawet gdy zostawiła nóż i poszła na dół- mruknąłem cicho.
Usłyszeliśmy skrzypienie podłogi. Był to Inukai.
-Co z nią?- spytała Sakura.
-Nie chce rozmawiać i zamknęła się w pokoju- odparł.
Wstałem i poszedłem na górę.
Zapukałem do drzwi ich pokoju.
-Kotori?- szepnąłem.
Odpowiedziała mi cisza. Spróbowałem otworzyć drzwi, które ani drgnęły.
-N... nie wchodź... - usłyszałem.
-Dlaczego?
-Niedawno mogłam was zabić... nie chcę tego powtórzyć. Nie wiem, czy jestem bezpieczna dla innych. Dlatego nie- pisnęła.
-Kiedy już wszystko w...
-Nie! Nic nie jest w porządku. Lepiej będzie jak sami wyruszycie szukać Natsuny. Tylko tyle mogę dla was zrobić- jej głos powoli się łamał.
-Nikogo nie będziemy zostawiać, tylko po czymś takim. Poza tym, wiem, że to nie przez ciebie- odparł Inukai, który stał nade mną.
-Tylko proszę... wybaczcie mi...- szepnęła.
Klucz zgrzytnął w zamku. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stała ona. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Oczy były całe czerwone i podpuchnięte, włosy potargane, a jej ciało zbladło i trochę drżało.
Okna były pozasłaniane zasłonami, a drzwi do łazienki otwarte. Uciekła wzrokiem i usiadła na skraju swojego łóżka.
-J... ja... nie mogę sobie tego wybaczyć- szepnęła.- Nigdy nie zapomnę.
Inukai westchnął ciężko i usiadł na przeciwko niej.
-Wiesz, co? Jeśli chcesz, możesz sobie tego nie wybaczyć, ale nie ma opcji, abyś tu została. Po prostu- spojrzał jej w oczy.
Uśmiechnęła się blado.
-Nawet po tym...-szepnęła.
-Nawet po tym- wsparłem go.
Odsłoniłem okna. Niebo rozjaśniło się. Kotori wstała z łóżka i podeszła do drzwi.
-Zatem chodźmy na dół- powiedziała cicho.- Na pewno czekają.

sobota, 30 kwietnia 2016

Rozdział #10

Ataki Kotori spadały istnym gradem na Inukai'ego, który zgrabnie starał się ich unikać. Ostrze noża zderzało się z rapierem lub zadzierały jego koszulę. Pojedyncze krople potu błyszczały na skroni mężczyzny, a ona nie okazywała żadnych oznak zmęczenia. Ourell wstał z miejsca i szybko podszedł do najbliższego okna. Po chwili podbiegł do mnie.
-Dziewczyny z ministerstwa za chwilę tu będą- szepnął pośpiesznie.
-No i?- spojrzeniem poprosiłem o wytłumaczenie.
Westchnął cicho.
-Musimy ich sprowadzić na dół- mruknął.
Pokiwałem głową.
Usłyszałem brzdęk metalu o podłogę. Był to nóż. Dziewczyna trzymała się za nadgarstek, a spomiędzy palców spływała krew. Rapier w dłoni Inukai'ego drżał.
-M... myślałam, ż... że nie chcesz mnie skrzywdzić...- pisnęła, uciekając wzrokiem.
Nieufnie opuścił ostrze.
-Nie rób tego- syknął Ourell.
Powoli podszedł do dziewczyny i odsunął nóż na pewną odległość. Pomiędzy nim, a Kotori były około dwa metry.
-Jeżeli mam być szczery, nigdy nie myślałem, że mogłabyś rzucić się na kogoś z bronią- odparł.
-Och, na... naprawdę? - szepnęła, niepokojącym tonem.
Natychmiast cofnął się o krok. Kontrolowałem każdy jej ruch. W dowolnym momencie zarówno ja, jak i jeździec, moglibyśmy się zerwać się z miejsca i ją obezwładnić.
Odgarnęła ruchem dłoni włosy z twarzy i spojrzała w okno i między innymi na mnie. W jej oczach błysnęło coś niebezpiecznego. Pobiegła w moją stronę. Uciekłem w stronę zejścia na dół.
Deszcz nie pozwalał mieć normalnie otworzonych oczu, bo inaczej woda zalewała oczy. Skryłem się pomiędzy drzewami, zanim zdążyła mnie zauważyć. Kiedy zeszła na dół spojrzała na chmury z lekką odrazą. Za sobą usłyszałem kroki.
-Tija, dlaczego mnie tu zaciągnęłaś?- zamarudził pierwszy, dziewczęcy głos.
-Eh, Sakuś... przecież wiesz, żę muszę cię nauczyć procedur, a takich rzeczy najlepiej doświadczyć w praktyce- odparł drugi, bardziej dorosły głos, ale również należący do kobiety.
Nerwowo spojrzałem za siebie. Szły tam dwie osoby- zapewne właścicielki głosów. Jedna z nich, o krótkich, brązowych włosach i... lisich uszach? „Przyzwyczaj się chłopie”- postarałem się uspokoić. Dziewczyna miała lewe oko niebieskie, a prawe- ciemno piwne. Jej towarzyszka była wysoką i smukłą elfką o turkusowych oczach i jasnozielonych, długich włosach. Kiedy mnie zauważyły lisica posłała w moją stronę podejrzliwe spojrzenie. „Jeżeli mnie wyda, to już po mnie”- jęknąłem w duchu.
-Przepraszam, nie widziałyście może chłopaka z ciemnoblond włosami i niebieskimi oczami?- spytała Kotori.
„Nie, nie, nie, NIE!”- pokręciłem błagająco głową w stronę elfki i lisicy.
-A c...?- rzuciła „Sakuśka”.
-Nie. Niestety nie widziałyśmy go- przerwała jej Tija.
Usłyszałem jak się do nich zbliża.
-Sakura, teraz- rzuciła elfka, cofając się.
Lisica wyjęła zza pasa krótki i gruby kij ze złotymi oznaczeniami runicznymi. Kiedy Kotori go zauważyła, wstrząsnął ją dreszcz.
-No, ale spokojnie... możemy porozmawiać, nie?- powiedziała powoli.
Sakura pokręciła powoli głową i ruszyła pędem na dziewczynę. Wstałem z ziemi i przyglądałem się im. Deszcz powoli ustawał, ale zdążył połączyć włosy w mokre strąki. W pewnym momencie zauważyłem jak Kotori z nich upada na kolana. Chciała wstać, ale lisica jeszcze raz uderzyła ją kijem.
-Co do...- wyrwało mi się.
-To tylko oczyszczenie, więc nie musisz się obawiać- uspokoiła mnie elfka.
Spojrzałem na nią. W jej oczach znajdowało się ciepło.
Sakura szturchnęła delikatnie Kotori, czubkiem buta.
-Bierzemy ją?- spytała.
Pokiwałem głową i podbiegłem do niej. Wziąłem dziewczynę na ręce i poszedłem na górę.

poniedziałek, 25 kwietnia 2016

Rozdział #09

Poszliśmy za ladę, czyli tam, gdzie było źródło dźwięku. Nikt nas nie zauważył, kiedy mijaliśmy blat.
Pod oknem w magazynku leżał nóż. Jego rękojeść była zrobiona z ciemnego i lakierowanego drewna. Rzeźbienia na niej przedstawiały roślinę, która oplatały cały obszar. Ostrze jednak nie wyróżniało się niczym od innych. Kotori wzięła go do ręki. Metal błysnął czerwienią. Dziewczyna patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
-Może lepiej będzie jak go odłożysz...?- zaproponowałem jej, powoli się wycofując.
Uśmiechnęła się niebezpiecznie.
-Myślisz, że go odłoży? Nie łudź się na to- usłyszałem.
To był ten sam głos, co słyszałem podczas pojedynku.
-T... to ty?- szepnąłem.
-W rzeczy samej- odpowiedział.
„Cholera. Trza wiać”- pomyślałem.
Wpadłem do głównej sali. Zobaczyłem Inukai'ego. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Uciekaj!- rzuciłem.
Potknąłem się o własne nogi. Prawie uderzyłem o kant stołu.
-Ojej. Wszystko w porządku?- spytała słodkim i niewinnym głosem Kotori.
Właśnie mijała ladę. Zerknęła na mężczyznę.
-Odłóż ten nóż- syknął.
Zachichotała wyraźnie rozbawiona. Zszedł na dół i rozłożył ręce, aby pokazać jej, jego bezbronność.
-Widzisz? Nie mam nic przy sobie, więc radziłbym tobie, abyś odłożyła to, co masz w ręku- powiedział powoli.
Podniosłem się, chwytając krawędzi stołu. Przeniosła na mnie wzrok.
-Lepiej zostań tam, gdzie jesteś- warknęła.
-Ej, ej, ej. Co tu się dzieje?- usłyszałem głos Ourella.
-Na pewno nic dobrego- szepnął Inukai.
Kotori zerknęła na niego. Pobiegła w jego stronę z oszałamiającą prędkością. W ostatniej chwili zza pasa wyjął rapier i szybkim ruchem sparował jej atak.
-Oż ty... -syknął jeździec.
Podprowadziła go pod ścianę, bez żadnej drogi ucieczki. Dziewczyna nie wyglądała na zmęczona ciągłymi atakami, kiedy Ourell z coraz większym trudem odpierał ostrze. W pewnym momencie zrezygnowały upuścił rapier na podłogę, a ona uśmiechnęła się zadowolona.
-I tu zostań- poleciła mu.
Odtrąciła rapier nogą na pewną odległość. Spojrzała na mnie i na Inukai'ego. Zagarnęła włosy za ucho i westchnęła cicho.
-Wybacz, że się powtarzam, ale: ODŁÓŻ TEN CHOLERNY NÓŻ!- krzyknął Inukai.
-Jeju, nie krzycz tak- odparła z niesmakiem Kotori.
Zapadła cisza. Nawet nie mieliśmy odwagi ruszyć się z miejsca.
-Mam nadzieję, że pozwolisz... dzięki- wzięła w dłoń rapier.
Ourell posłał w jej stronę wściekłe spojrzenie.
-Nie martw się. Za chwilę oddam- uspokoiła go.- Jednakże, nie obiecuję, że będzie czysty.
Zerknęła w moją stronę. Gdzieś w głębi tego spojrzenia, była drwina i... strach? Nie byłem pewny. Rzuciła w stronę Inukai'ego rapier. Złapał go w locie i spojrzał na nią nieufnie. Ponownie zachichotała rozbawiona.
-Nie patrz tak. To zawstydza- zasłoniła dłonią rumieniec.- Wracając... zmierz się ze mną, ale wiesz, tak na śmierć i życie.
-Ty chyba żartujesz- wydusił z siebie.
Pokręciła głową. Podeszła leniwym krokiem do okna i wsłuchała się w bębniący, o szyby deszcz. Wtem rozległ się grzmot.
-Deszcz jest taki piękny... -westchnęła cicho i pogładziła szybę wierzchem dłoni.
Wróciła do nas wzrokiem. Ourell podniósł się z ziemi.
-Lepiej nie przeszkadzajcie- szepnęła.
Pobiegła w stronę Inukai'ego. Zaskoczony cofnął się o krok, unikając ataku. Włosy zasłoniły część jej twarzy, a spomiędzy nich widać było niebezpieczny uśmiech i błysk w oku.
-Tak jak myślałam... będzie ciekawie- mruknęła.
Bałem się ruszyć. Tuż przede mną rozgrywała się walka o śmierć i życie, a ja stałem bezczynnie i przyglądałem się im jak aktorom w sztuce nazywanej „Życiem”.

środa, 20 kwietnia 2016

Rozdział #08

Przeszliśmy się po lesie. Chmury zasnuły trochę niebo, a ptaki przestawały śpiewać. Kotori spojrzała w górę. Po plecach przebiegł mi dreszcz.
-Będzie padać- mruknąłem.- Czuję to.
-W takim razie, zawróćmy- odparła dziewczyna.
Inukai milczał. „Milczenie wyraża zgodę”-pomyślałem.
Po chwili poczułem pierwsze krople deszczu. Wykorzystałem je, aby stworzyć małą kopułę nad swoją głową. Odczułem lekką dumę, że umiem coś takiego zrobić. Nie wiedziałem JAK to robię, ale potrafiłem, więc za bardzo nie zastanawiałem się nad tym.
-Wpuścisz mnie?- spytał Inukai.
-Nie widzę problemu- wzruszyłem ramionami.
Powiększyłem kopułę, abyśmy się pod nią nie ściskali. Kotori z pnączy stworzyła parasolkę. Oparła ją o ramię i szła przed nami. Milczeliśmy, do samych schodów. Woda z powłoki rozdzieliła się na parę części i wchłonęła w ziemię.
Weszliśmy na górę. Deszcz bębnił w szyby, a Ourell czekał na nas w okolicy lady.
-Myślałem, że zmokniecie. Ech, trudno. Ręczniki przydadzą się do czegoś innego- westchnął.
Kiedy mężczyzna odwrócił się, Inukai przewrócił oczami.
-Damy sobie radę, więc nie musisz się o nas martwić- powiedziałem.
-Jak uważacie!~
Wszedł na górę cicho pogwizdując. Rozeszliśmy się do pokoi.
Położyłem się na wyrku i wlepiłem wzrok w sufit. „Jeszcze dwie godziny... co ja będę robić przez ten czas?”- mruknąłem do siebie. Po paru minutach ciszy usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
-Prosz!- rzuciłem.
Drzwi uchyliły się a w nich stała Kotori. Uśmiechnęła się ciepło i weszła do środka. Podniosłem się i ułożyłem włosy. Usiadła obok mnie.
-Słyszałeś moją rozmowę z Inukai'm w lesie, po drugiej stronie?- spytała.
Pokręciłem głową.
-Brzmiał jakby w ogóle nie pamiętał co zaszło po spoliczkowaniu Natsuny. On... nie mógł tego zrobić. Za bardzo jest do nas przywiązany.
„Właśnie widziałem”-mruknąłem w duchu.
-Chociaż... jakby nie on, to któż by inny? Sama nie wiem...- westchnęła i spojrzała na mnie zagubionym wzrokiem.- Myślałam nad tym wieczorem. Zastanawiałam się, czy opętanie byłoby możliwe, ale odrzuciłam tę opcję. Interesuję zjawiskami paranormalnymi, ale jakoś tak... nie jestem pewna, czy może to być aż tak skuteczne.
Zamilkła. Postukała palcami o materac.
Deszcz padał mocnej z każdą chwilą. Westchnąłem cicho.
-Oby przestało do południa- mruknąłem.
Pokiwała głową.
-Mam nadzieję, że szybko ją znajdziemy. Chciałabym ją zobaczyć- szepnęła.
Poklepałem ją po ramieniu.
-Ciekawe, czy jak wrócimy to będzie ta sama chwila, czy czas nadal płynie- zamyśliłem się.
Milczała.
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Po chwili uchyliły się, a w nich stał Ourell.
-Mogę prosić o pomoc?- spytał.
-Coś się stało?- spojrzałem na niego.
Uśmiechnął się trochę zakłopotany.
-Jakiś czas temu kaptur od płaszcza się ten, no wiecie...
Podrapał się nerwowo po przedramieniu. Kotori podeszła do niego.
-Mogę przyszyć. O to ci chodzi?- uśmiechnęła się.
Pokiwał głową.
-Nie mam umiejętności manualnych, że tak powiem- westchnął cicho.
Zszedłem za nimi na dół. Nadal padało. Usiadłem naprzeciwko dziewczyny. Po chwili Ourell przyniósł płaszcz i mały zestaw do szycia.
-Wielkie dzięki- powiedział jeździec.
-Trzeba się odwdzięczyć, za schronienie- odparła.
Zaśmiał się ciepło i poszedł na górę.
Patrzyłem jak szyła. Jej pociągnięcia igłą były zdecydowane. Wyglądała jakby to robiła od urodzenia. Hipnotyzowało to.
Wtedy ze „snu” wyrwało mnie uderzenie metalu o podłogę. Kotori spojrzała w stronę, z której dobiegł dźwięk. Wstała, odkładając nić na stół.
-Co to było?- spytała.
Wzruszyłem ramionami.

niedziela, 17 kwietnia 2016

Rozdział #07

Kiedy zszedłem do głównej sali, zobaczyłem Inukai'ego. Stał przy jednym ze stołów i podgrzewaną kromką chleba w dłoni. Podszedłem do niego.
-Och, cześć- przywitał mnie.
Kiwnąłem głową na przywitanie.
Milczeliśmy przez pewien czas.
-Wiesz, co? Chyba ci nie wybaczę za ten wieczór- mruknął.
-Zemsta bywa słodka- zaśmiałem się cicho.
Poczochrał mnie po włosach.
-A gdzie Kotori?- spytałem.
-Jeszcze śpi. Długo nie mogła zasnąć-odparł.- Nie chciałem jej budzić.
-Chcecie herbaty?- usłyszeliśmy głos Ourella.
Spojrzałem w tamtą stronę. Mężczyzna stał parę metrów od nas z dzbankiem napoju i kubkami.
-Dobra- westchnął Inukai.
Chwilę później siedzieliśmy we trójkę i popijaliśmy ciepłą herbatę, zagryzając chlebem.
-A więc szukacie Ostoi Wiatru, taaak?- zerknął na nas.
Pokiwałem głową i wyprostowałem się skupiając na nim całą uwagę.
-Jeżeli byście zaczęli podróż od tego miejsca, to- zastanowił się przez chwilę- musielibyście iść na wschód. A tak między nami- dodał ciszej- wczoraj napisałem list do Ministerstwa Spraw Emigrantów i Obywatelstwa. Przyjdą około południa, a później możecie ruszać.
Inukai mruknął coś pod nosem i oparł się o kanapę. Z jednej strony, cieszyłem się, że bez większych problemów, będziemy mogli poruszać się po okolicy, ale z drugiej- do południa zostało sporo czasu. W głębi duszy westchnąłem i rozluźniłem barki.
-Coś się stało?- usłyszałem głos Kotori.
-Będziemy mogli iść po Natsunę dopiero po południu- odparł beznamiętnie Inukai.
Usiadła obok niego, naprzeciwko Ourella.
-Herbaty?- zaproponował.
-Chętnie- uśmiechnęła się.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę. Inukai bardziej przyglądał się jeźdźcowi nieufnie, niż cokolwiek mówił. Później, rozeszliśmy się po pokojach. Przynajmniej tak zamierzałem, ale zaproszono mnie do sąsiedniego pokoju. Z czystej uprzejmości zdecydowałem się przyjść.
Pokazałem im to, co dostałem od Natsuny przez sen.
-Hmm... ciekawe- mruknął mój towarzysz, zobaczywszy mapę.
-Prawda? Zastanawiałem się nad sposobem przeniesienia tego, do świata rzeczywistego, ale nic nie mogłem wymyślić. Uznałem, że jesteśmy w końcu w innym świecie, to i sny muszą być inne.
Kotori, najwyraźniej zamyślona, pokiwała powoli głową.
-W sumie, Natsuna byłaby w stanie coś takiego zrobić...- szepnęła.
Spojrzeliśmy na nią zaskoczeni.
-Ona jest silna. Mogła zebrać w sobie całą energię, aby to zrobić. Można powiedzieć, że ćwiczyła ze mną- wytłumaczyła.
-Udawało się, po drugiej stronie?- zapytał Inukai.
Pokręciła głową.
Wybiła dziewiąta. Westchnąłem cicho.
-Oni będą dopiero około południa?- spytała.
Pokiwaliśmy głowami. Spojrzała w okno.
-To może w międzyczasie się przejdziemy?- zaproponowała nieśmiało.
-Czemu nie?- wzruszył ramionami Inukai.
W okolicy dostrzegliśmy ruiny. Stwierdziliśmy, że je sprawdzimy.
Usłyszeliśmy szepty. Kotori spojrzała na nas.
-Idziemy?- spytała.
-Okej-odparłem.
Inukai szedł za nami. Rozglądał się czujnie.
W pewnym momencie doszliśmy do pustego, małego pola. Siedziały w nim dwie dziewczyny. Jedna z nich miała jelenie rogi, długie, beżowe włosy z zielonymi końcówkami, a druga- czarne, krótkie włosy i wilcze uszy tego samego koloru. Kiedy nas zauważyły, zerwały się z miejsca i uciekły do lasu. Po ich zobaczeniu, poczułem, że faktycznie jesteśmy w innym świecie i to dwa razy bardziej niż wcześniej.
-Aha-skomentowałem krótko i odwróciłem się na pięcie.
-A ty dokąd?- spytał Inukai.
-Rozejrzeć się gdzie indziej- odparłem.
„O rany-pomyślałem- mam nadzieję, że dotrzemy do Natsuny w miarę szybko.”- poszedłem w stronę fragmentu jakiejś ściany. Nie wiedziałem co robię. Próbowałem znaleźć coś co by mnie zaciekawiło, ale tak naprawdę powoli sobie uświadamiałem co właśnie widziałem.

czwartek, 14 kwietnia 2016

Rozdział #06

Znalazłem się w parku. Rozejrzałem się wokół. Nikogo nie było, tylko ja i drzewa. Wszedłem głębiej i zauważyłem Natsunę. Zawołałem ją. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Podbiegłem do niej, ale ona uciekała. W pewnym momencie znaleźliśmy się w nieużywanej części parku, w okolicy przejścia. Stała przy wrotach i czekała na mnie.
-Wiesz gdzie mnie szukać?- spytała.
-Nie do końca- przyznałem.
Podeszła bliżej mnie. Czułem dotyk jej zgrabnych, długich palców, na ramionach. Włożyła wtedy mi coś za ucho. Chciałem sprawdzić co to, ale powstrzymała mnie.
-Nie teraz. Rano- poleciła.
Spojrzałem na nią zaskoczony, ale pokiwałem powoli głową. Ponownie się uśmiechnęła i zniknęła. Rozejrzałem się po okolicy. Byłem sam. Nawet nie było słychać śpiewu ptaków. Podszedłem do wrót i śmiało je pchnąłem.
Gdy otworzyłem oczy, leżałem na pokładzie statku. Podniosłem się na łokciach i pomasowałem czoło. Oprócz mnie, było tu kilkoro ludzi. Nie zwracali na mnie uwagi, nawet gdy niechcący potrąciłem jednego w ramię. Tafla morza była przejrzysta jak lustro, ale nad jego powierzchnią unosiła się mgła. Przyspieszyłem kroku i ruszyłem w stronę dziobu. Będąc parę metrów od niego, potknąłem się o jedną z lin i... zacząłem spadać do morza. Nie zdążyłem nawet krzyknąć.
Wtedy obudziłem się w pokoju nr 78. Ciężko mi było złapać oddech. Zza okna wychylał się księżyc. „Co... co to miało być?!”- zdusiłem w sobie wrzask. Wstałem z łóżka i podszedłem bliżej ramy okna. „Czy w ten sposób, chciałaś mi coś powiedzieć?”- pomyślałem, patrząc w księżyc. Przeszedłem się po pokoju. Otaczała mnie cisza i lekkie chrapanie mojego oddechu. Usiadłem na skraju materaca. Usłyszałem tykanie zegara w dalszym kącie pokoju. Spojrzałem tam. Według niego, dochodziła czwarta nad ranem. „Nie ma sensu, nie spać. Kładę się z powrotem”- mruknąłem. Nakryłem się kołdrą, a po chwili otoczyła mnie miękka ciemność. Właśnie, miękką. Tak określałem, to, co było wokół mnie podczas zasypiania.
Byłem na brzegu jeziora. Słyszałem chór pasikoników i żab w pobliskich trzcinach. Rozejrzałem się, ale byłem sam. Zdjąłem buty ze skarpetkami, podwinąłem nogawki do kolan i poszedłem do wody.
Dno jeziora był, wręcz nieprzyjemnie ciepłe, miękkie i muliste. Zdecydowanie wolałem piasek na dnie, zamiast mułu. Usłyszałem ciche bulgotanie na środku jeziora. Zerknąłem w tamtą stronę. Na jego powierzchni unosiły się bąbelki powietrza. Uniosłem trochę brwi. Zrobiłem parę kroków do przodu, upewniając się co chwilę, czy dno nie jest zbyt głębokie. Kiedy byłem już bardzo blisko źródła, bulgotanie umilkło, a bąbelki przestały się pojawić na tafli wody. Zdecydowałem, że wrócę, ale (jak zwykle) nic nie mogło pójść po mojej myśli. Poczułem, jak coś trzyma mnie za nogę. Głośno wciągnąłem powietrze i zamarłem w bezruchu. „Może puści...?”- pomyślałem z nadzieją. Ku mojemu zaskoczeniu, to „Coś” uniosło mnie w górę. Była to nimfa, która w dłoni trzymała pęk wodorostów. Miała diamentowe oczy i alabastrową cerę. Jej długie, atramentowe włosy wtapiały się w kolor wody. Uśmiechnęła się.
-Co cię podkusiło śmiertelniku, aby wejść do tego jeziora- spytała.
Wisząc do góry nogami, wzruszyłem ramionami. Pokręciła głową i westchnęła głęboko.
-Widzę, że nie chciałeś mi zagrozić, więc puszczę cię wolno. Jednakże- odstawiła mnie na ląd.- to był pierwszy i ostatni raz. Jeżeli będziesz chciał porozmawiać, zawołaj Kanatris. Odezwę się.
Uśmiechnęła się i zniknęła w wodnych odmętach. Spojrzałem na horyzont. Właśnie wstawało słońce. Poczułem jak opuszczają mnie siły. Upadłem na kolana i położyłem twarz w miękkiej trawie.
Ponownie znalazłem się w pokoju. Słońce niedawno wstało i jego płomyki wpadały do wnętrza lokum. Rozprostowałem plecy. Westchnąłem cicho i przypomniałem sobie o Natsunie. Delikatnie sięgnąłem za ucho. Wyjąłem zza niego rulon papieru. Rozwinąłem go i zauważyłem na nim mapę okolicy. „Nice”- uśmiechnąłem się do siebie. Tylko... jak ona to zrobiła? Westchnąłem cicho i poszedłem pod prysznic. Tam mi się najlepiej myślało.
Po orzeźwiającym prysznicu, spojrzałem na zegar. Dochodziła ósma. Stwierdziłem, że wyjdę na zewnątrz i zobaczę, czy już na mnie czekają.