wtorek, 31 stycznia 2017

Rodział #30

Powieki były ciężkie. Wystarczająco, abym nie miał siły i ochoty ich podnosić. Czułem cały ciężar swojego ciała, kołdry.... chwila, chwila. Kołdra?! Poczułem nagły przypływ adrenaliny. Zerwałem się z łóżka. Byłem w średnim pokoju z ścianami koloru lawendowego.
 -Jeśli jestem w jakieś kolejnej warstwie snu, to tu zostanę - Pomasowałem czoło.
 -W końcu się książę wybudził, hę? - Po pomieszczenia weszła krępa kobieta.
Kiwnąłem głową.
 -Jestem...
 -Rin. Wiem, twoi przyjaciele cię przedstawili.
Rozejrzałem się. Nie było ich tu.
 -Jestem Blanka - Uśmiechnęła się.
Uścisnęliśmy sobie dłonie. Podała mi talerz z chlebem.
 -Trzymaj. Na początek coś lekkiego, aby nie przeciążyć żołądka. Za niedługo wrócę.
Wyszła, a ja wgryzłem się w kromkę. Wyjrzałem przez okno, które było po mojej prawej stronie.
Słońce oświecało domy, ścieżkę i stajnię. Chciałem wyjść na zewnątrz, ale zauważyłem, że jestem w samej bieliźnie. Rozejrzałem się panicznie w poszukiwaniu ubrań. Leżały na stołku obok. Przysunąłem je do siebie. Wyglądały bardziej świeżo, niż wcześniej, aż żal było je zakładać.
 -Kana mówiła coś o zmianie wyglądu... hm. Trzeba to sprawdzić.
Powoli przysunąłem dłonie do uszu. Były bardziej spiczaste. Usłyszałem rozmowę na korytarzu.
 -... wszystko u niego w porządku. Myślę, że możecie do niego wpaść - Rozpoznałem głos Blanki.
 -Dziękujemy - Powiedziała Kotori.
Kroki na korytarzu. Wsunąłem się pod kołdrę. Zapukali do drzwi.
 -Można?
 -Proszę!
Pierwszy wszedł Inukai. Jego twarz zdobiło kilka plastrów, ale Kotori wyglądała na wręcz nienaruszoną.
 -Jak żyjesz? - Spytał.
 -Jak widać - Odparłem z uśmiechem.
 -Wystraszyłeś nas - Szepnęła Kotori.
 -Ale na szczęście wpadł Kiske. Gdyby nie on... - Podrapał się w tył głowy.
 -Jak długo tu jesteśmy?
 -Dwa dni, nie licząc tamtego wieczoru - Uśmiechnęła się dziewczyna.
"Trochę długo" - pomyślałem.
 -Macie, gdzie się położyć? - Wyprostowałem się.
Przytaknęli.
 -Aby się odwdzięczyć, praktycznie harujemy całymi dniami - Inukai założył ręce na ramiona.
Przełknąłem ślinę.
 -Pomagamy przy zbiorach, rąbiemy drewno, czasami coś wystawiamy, zajmujemy się dziećmi...
 -Kotori jest gwiazdą wśród dzieciaków - Położył dłoń na jej ramieniu.
Zarumieniła się trochę.
 -Czy ja wiem... - Wzruszyła ramionami.
Rozległo się pukanie.
 -Prosz! - Zawołałem.
 -Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy mogłabym na chwilę zabrać Inukai'ego?
Do pokoju weszła młoda, chuda kobieta. Miała krótkie, czarno-fioletowe włosy i diamentowe oczy. Mężczyzna odwrócił się gwałtownie.
 -O ile on chce - Odparłem.
Spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
 -Do zobaczenia - Ruszył w stronę drzwi.
 -Kim ona jest? - Spytałem, gdy wyszli.
 -To Amanda. Inukai u niej mieszka - Odpowiedziała Kotori, zakładając sobie włosy za ucho.
Pokiwałem głową.
 -To ty gdzie mieszkasz? - Wypaliłem.
 -U takie jednej starszej pani i jej wnuka - Spojrzała na mnie trochę speszona.
 -Aha - Spojrzałem w okno.
 -Muszę iść, wybacz - Dygnęła.
 -Nie ma problemu - Uśmiechnąłem się.
Po chwili zostałem sam. Podciągnąłem kolana pod brodę i westchnąłem.
 -A może też powinienem się przejść?

czwartek, 26 stycznia 2017

Rozdział #29

Z czasem dostrzegałem i czułem coraz więcej. Zarysy drzew, trawę, która wpijała się w cztery litery. Zamrugałem kilka razy. Byłem na polanie.
 -Kana...? - Zawołałem.
Odpowiedziała mi cisza. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Spojrzałem za siebie.
 -Hej - Uśmiechnęła się Nivi.
 -Co z Kanatris? - Spytałem.
Podeszła do mnie i podała dłoń.
 -Chodź.
Kiwnąłem głową.
 -Do twarzy ci w tym wianku - Zachichotała.
Dotknąłem czubka głowy. Faktycznie, coś tam było, więc to zdjąłem.
Wianek. Kwiaty uschły i kruszyły się w dłoniach. Pewnie trochę pozostało na włosach, więc je niedbale przeczesałem. Spojrzałem na Nivi. Jak zwykle pogodna i trochę zamyślona.
 -A możesz mi wytłumaczyć co się mniej więcej wydarzyło? - Spytałem.
 -Kana wszystko ci wyjaśni.
Ponownie skinąłem.
Doszliśmy nad jeziorka. Lód ustąpił.
 -Wejdź do wody - Poleciła i rozłożyła skrzydła.
Pomachała dłonią i wzbiła się w powietrze. Wszedłem do środka i czekałem. Woda była zimna, a dno nieprzyjemnie muliste i ciepłe. Wstrząsnął mnie lekki dreszcz. Czekałem, sam nie wiedziałem na co, lub na kogo. Wtedy na środku jeziora pojawiły się bąbelki wody.
 -Jak za pierwszym razem, hm? - Mruknąłem do siebie.
Wtedy pojawiła się nimfa. Uśmiechnęła się i chwyciła mnie za dłoń. Splotła nasze palce.
 -Już myślałam, że nie wrócisz - Spojrzała mi w oczy.
 -Eee... no co ty - Machnąłem ręką.
 -Dobra, chodź na dół.
Zamknąłem oczy i zanurzyłem się. Nic nie widziałem, a Kanatris mnie prowadziła.
Woda opływała moje całe ciało. Tutaj była nieznacznie cieplejsza.
Płynęliśmy tak przez pewien czas. O dziwo, nie brakowało mi powietrza.
 -Okej, możesz otworzyć oczy - Kanatris poklepała mnie po nadal wydętym policzku.
Podniosłem powieki. Znajdowaliśmy się w jakiejś jaskini.
Ściany były bursztynowe.
 -Chodź, chodź - Kana zachęciła mnie ruchem dłoni.
Przyspieszyłem kroku.
 -Widzisz to? - Spytała.
Spojrzałem na nią. Kucała przy czymś, co przypominało kałużę. Pływały w niej rybki, jedna z nich była większa niż pozostałe.
 -Co to? - Szepnąłem.
 -Twoje zmysły. Smak, dotyk, wzrok, węch i... słuch - Wskazała tę większą.
 -Dlaczego ona jest inna?
 -To przez Sonomaru i jego krew.
 -Chyba nie rozumiem....
 -Jego krew, według niego, miała zabijać po dwóch godzinach. To był błąd. Po dwóch godzinach zmysły przekształcają się na bardziej czułe. Czy zmieniło to twój wygląd? Nie wiem. Chcesz to zobaczyć?
 -W jakim sensie?
 -Obudzić się.
Wargi zadrżały w niepewnym uśmiechu, ale przytaknąłem.
 -Może to źle zabrzmi, ale... wystarczy się utopić - Również się uśmiechnęła.
 -W tym świecie, chyba, już nic mnie nie zaskoczy - Odparłem.
------~*~*~------
W końcu coś porządniejszego, jej! Wiem, wiem, ostatnio dałam znak życia na początku miesiąca, ale lepiej późno niż wcale ;)
Agnes

poniedziałek, 9 stycznia 2017

Rozdział #28

Otworzyłem oczy. Wszędzie było ciemno. Nie czułem gruntu pod nogami. Mogłem się spokojnie unosić w dziwnej przestrzeni, ale odczuwałem niepokój. Co się stało ze stawem? Gdzie jest Kanatris?
 -Co się...
Usłyszałem czyjś śmiech, lecz znałem ten głos.
 -Nie spodziewałeś się mnie, nie? - Przede mną pojawił się Sonomaru.
 -Czego od nas chcesz?
 -Jakby to powiedzieć... tamci chłopcy to tylko tymczasowi "pracownicy". Mieli was tylko zatrzymać, na pewien czas, bo musimy porozmawiać...
Milczałem, na co on westchnął.
 -Natsuna chciała ci powiedzieć, że tęskni. No, i liczy że za niedługo się pojawicie. Czy coś jeszcze...? A, chłopcy podali ci trochę mojej krwi.
 -Co w związku z tym? - Uniosłem brwi.
 -W obecnych warunkach masz około dwóch godzin życia. Tak mi się zdaje.
Gdyby nie to, że się unosiliśmy w tej nieokreślonej przestrzeni, upadłbym. Oczy zaczęły mnie piec.
 -Coś jeszcze? - Wydusiłem, przez zaciśnięte zęby.
Zaprzeczył.
 -Z tą nimfą, Kanatris, nie? To wszystko w porządku, ale chyba nie zdążyliście się pożegnać.
Wygiął wargi we wredny uśmieszek.
 -To żegnaj - Dodał.
 -Czekaj! - Wydusiłem przez łzy.
 -Słucham.
 -Co z Natsuną?
 -Wszystko dobrze - Odparł.
 -Jakim cudem ona się tu dostała? - Szepnąłem.
 -Hmm... pamiętasz tamto popołudnie. Zwykły dzień, spacer i tak dalej. Wtedy, nie wiadomo jak, poszedłeś do parku...
 -Zauważyłem krew na chodniku - Przerwałem mu.
 -Serio? A, to nie moje - Prychnął. - Ale wracając, już wtedy mnie widziałeś.
Przełknąłem ślinę.
 -To był Inukai? - Spytałem.
 -Dosyć szybko to zredukowałeś - Gwizdnął.
 -Kim była postać stojąca dalej? - Spytałem.
Demon westchnął, jakby się zastanawiał.
 -Nie wiem.
 -Spowodował, że Natsuna upadła, a może bez tego nie spędzałbym swoich ostatnich dwóch godzin! - Podniosłem głos.
 -Uspokój się. Nie wiem kto to, ok? A przede wszystkim... tak czy owak byś się tu dostał, bo tak.
Chwilę później zniknął.
Po policzkach spłynęły mi strumienie łez.
 -Boję się - Wyszeptałem.
Zwinąłem się w kłębek.
 -Przepraszam cię Natsuna... nie dam rady.
Oczy coraz bardziej mnie bolały, ale nie interesowało mnie to. Chciałem tylko leżeć, płakać i czekać na koniec. Serce waliło mi jak młotem.
 -Po jaką cholerę podali mi tę cholerną krew?! - Łkałem.
Pewien czas później nie miałem z czego produkować łez. Miałem już dosyć. Przetarłem twarz.
 -Ciekawe, co się dzieje na zewnątrz? - Mruczałem.
Zacząłem myśleć. Dosyć szybko pogodziłem się ze śmiercią.
 -Hej, Rin, nie możesz tak myśleć pesymistycznie. Może uda im się cokolwiek zrobić - Wymusiłem uśmiech.
Wtedy rozbłysło światło. Przymrużyłem oczy i wyprostowałem się.
 -Żyjesz?
Przede mną pojawiła się Nivi. Uśmiechnęła się.
 -Co się tam dzieje? - Spytałem.
 -Niejaki Kiske nam pomógł. Znasz go?
Pokiwałem głową.
 -Teraz uciekamy do najbliższej wioski, a ja mam tu trochę ogarnąć.
Zacmokała kilka razy  niezadowolona.
 -Ale tu bajzel... Ech, damy radę.
I zniknęła, ale światło zostało.
"Może jednak nie zawiodę Natsuny?"-Uśmiechnąłem się.