poniedziałek, 25 lipca 2016

Rozdział #20

Puf! I już mamy 20 na karku ;b Muszę przyznać, że tutaj (jakby na to nie patrzeć) piszę o wiele lepiej i (tak jakby) doroślej. Mam nadzieję, iż spodobała Wam się bardziej ta wersja Ostoi niż poprzednia. Zapraszam do komentowania, ponieważ z okazji 20. rozdziału, zrobię takie Q&A ;)
--------------------------------
Nie miałem żadnego snu, ponieważ nawet nie zdążyłem porządnie zasnąć. Po prostu nie mogłem, więc stwierdziłem, że pójdę się odświeżyć. Moi towarzysze spali pod dwoma odległymi dosyć drzewami. Wziąłem czyste ubrania i już suchy ręcznik, a potem - poszedłem do oczka wodnego.
Nieprzyjemny dreszcz przeszył moje niezahartowane ciało. Powoli płynąłem sobie od jednego, do drugiego brzegu. Myślałem o Kanatris. "Czy ona ma jakiś związek z Natsuną? - mruknąłem - A jeśli tak, to może mogę się z nią spotkać?". Niedługo po tym, wyszedłem z jeziorka i wróciłem do swoich. W połowie drogi minąłem się z Inukai'm. Spojrzał na mnie bez emocji.
Kotori nadal spała. Leżała plecami do nas i... drżała. Podszedłem do niej.
-Wszystko w porządku? - spytałem.
Nie odpowiedziała, więc delikatnie przewróciłem ja na plecy. Miała nieobecny wzrok. Poklepałem ją po policzku. Nie zareagowała. "Oj, to nie wygląda na dobry znak"- syknąłem do siebie.
-Z... zimno - szepnęła.
Przykryłem ją naszymi pledami, ale nie przestała się trząść.
-Co się dzieje? - usłyszałem Inukai'ego.
-Nic dobrego - spojrzałem na niego poważnie.
Spiął włosy w krótki kucyk i podszedł bliżej.
-Sprawdzałeś temperaturę? - spytał.
-Jeszcze nie - odparłem.
Przyłożył policzek do jej czoła. Dziewczyna najprawdopodobniej nie wiedziała nawet, co się dzieje wokół niej.
-Gorąca jak piec - stwierdził.
Jej powieki opadły. Oddech z każdą chwilą był coraz cięższy i płytszy.
-Wiem, kto może coś na to poradzić - wtrąciłem.
-Kto?
-N... no tamci z ruin.
Mężczyzna westchnął.
-Dobra, każda pomoc się liczy - wziął ją na ręce.
Ruszyliśmy do jedynych osób, które mogły nam pomóc. Nie przyglądałem się okolicy, pomimo tego,  iż czułem jakby ktoś za nami szedł. Gdy doszliśmy na miejsce nikogo nie widziałem. "Znowu próbują się ukryć?" - pomyślałem. Rozejrzałem się. Za naszymi plecami nikogo nie było.
-Gdzie oni? - warknął Inukai.
-Zawołaj Kotarou... - szepnęła Kotori.
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony.
-Kogo? - spytał.
-Nieważne - odparłem.
Wołałem chłopca przez pewien czas.
-Już, już idę przecież - westchnął po dłuższym czasie.
Odwróciłem się szedł tą samą drogą co my.
-Czułeś, że idę, co? - uśmiechnął się.
-Możemy później porozmawiać na ten temat? Mamy problem - pokazałem Kotori.
Chłopiec wyglądał na zaniepokojonego. Podszedł do niej.
-Kiedy to się zaczęło? - spytał.
-Nie do końca wie....
-Nie ciebie się pytam! - przerwał Inukai'emu Kotarou.
-Może dwie godziny temu... nie wiem... - pisnęła dziewczyna.
-Rozumiem - kiwnął głową.
Chłopak pstryknął palcami. Na ruinach - tak jak wczoraj - pojawiły się tamte dziewczyny z Jokerem.
Na najwyższym kawale ściany siedziała jeszcze jedna postać. Miała biały płaszcz z kapturem. Jej wielkie, śnieżno białe skrzydła obejmowały prawie całe ruiny.
-Nivi! - krzyknął Kotarou. - Nie lubię wypraszać gości, ale to wyższa konieczność.
Anielica spojrzała na nas. Spod kaptura nie zauważyłem jej twarzy. Nivi wstała, ale Willy wyraźnie zaprotestowała.
-Willy uspokój się, bo za chwilę nie będzie kogo ratować - powiedział poirytowany chłopak.
Anielica ominęła wilczycę i wylądowała w naszym pobliżu. Milcząc podeszła do Kotori i wzięła ją za ręce. "Przecież ona nie da rady sama stanąć na nogach" - pomyślałem. Inukai niechętnie puścił delikatnie dziewczynę na ziemię.
Nivi zaprowadziła ją na pewną odległość od nas. Otoczyła je obie skrzydłami, a wtedy zerwał się mocny wiatr. Pióra zalśniły tak intensywnie, że zasłoniliśmy oczy.
Gdy ponownie spojrzeliśmy na polanę, zobaczyliśmy tylko Kotori. Podbiegliśmy do niej. Temperatura powoli wracała do normy, a dreszcze ustały. Inukai wziął ją ponownie na ręce.
-Dzięki - mruknął do Kotarou.
Chłopak uśmiechnął się.
-Nie ma za co.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz