czwartek, 11 marca 2021

Spory rewrite!

Na początku chciałabym powiedzieć, że pracowałam nad tym od dłuższego czasu i jestem całkiem zadowolona z wyniku, porównując do pierwowzoru. Akcja obejmuje wydarzenia z końcówki rozdziału ósmego i ciągnie się praktycznie do połowy jedenastego. Spore to, nie będę ukrywać i trochę zmienia w fabule. Ale to nie jest kanoniczne, tak myślę. Na razie będę się chciała skupić na uporządkowaniu świata Ostoi i postaci, a potem bawić się w naprawę fabuły, może. Nie przedłużając, mam nadzieję, że się komuś spodobają moje wypociny. ^^''

---------

Zszedłem z Kotori do jadalni, aby zaszyć płaszcze jeźdźców, chociaż ja byłem tam bardziej dla jej towarzystwa. Nie potrafiłem szyć, zawsze kaleczyłem sobie palce igłą, a ścieg był zbyt słaby i brzydki. Praca obu rąk dziewczyny były płynne i pełne wdzięku, jakby widziała konkretne miejsca w które ma wbić igłę. Miało to w sobie sporo hipnotyzującego uroku, przez co stałem się zwykłym widzem.
- Wiesz… trochę dziwnie się czuję w tym świecie… - odezwała się po chwili.
Wyrwało mnie to z hipnozy jej dłoni.
- Um… no z pewnością się on różni od naszego – miałem wrażenie, że mój głos brzmi dziwnie, jakby nieprzytomnie.
- To też, ale… od kiedy przeszliśmy przez wrota mam wrażenie, że coś ze mną się dzieje. Nie mogłam zasnąć, a gdy już się przymusiłam do odpoczynku miałam same koszmary… ajć – ukłuła się delikatnie w palec.
- Szkoda, w końcu teraz sen będzie bardzo ważny – przeniosłem spojrzenie na jej twarz.
Skinęła głową, lekko ssąc palec.
- Właśnie… jaki mamy plan na podróż? Bo rozumiem, że mamy mapę, ale nie wiemy, gdzie jest Natsuna dokładnie i gdzie będziemy się zatrzymywać na noc – nawlekła nową nić na igłę i poprawiła włosy.
- Myślę, że ten temat poruszymy w rozmowie z Inukai’m, o ile do nas dołączy – uśmiechnąłem się lekko zakłopotany.
- Tak… obecność mis… Inukai’ego będzie potrzebna – powiedziała cicho.
Westchnąłem.
- Nie łatwo odpuścić starym nawykom, prawda?
- To… to nie do końca tak. Ja zawsze czułam większą potrzebę zwracania się tak do niego. Inne dziewczyny, w tym Natsuna, troszkę się z tego śmiały, ale zawsze w taki ciepły sposób. Po prostu… wszystkie te spotkania nie były dla mnie tylko co tygodniową maskaradą, ale miejscem, gdzie mogłam spotkać naprawdę miłe dziewczyny no i Inukai’ego. Poznałam go co prawda nieco wcześniej niż inne uczestniczki pochodów, ale to była bardzo ulotna znajomość.
- Stąd jesteś pewna, że wczoraj nie był to on? – Oparłem się o siedzenie, zakładając ręce na siebie.
- Oczywiście, ręczę za niego – odłożyła zestaw do szycia i spojrzała na mnie.
Jej wzrok był bardzo pewny siebie, nawet lekko zmarszczyła brwi. Nie mogłem się z nią kłócić. Znała go dłużej i lepiej niż ja. Westchnąłem.
- W porządku, wierzę ci.
Ucieszyło ją to i wróciła do szycia.
Zanim jednak ponownie padłem ofiarą jej hipnozy, kątem oka dostrzegłem czyjś cień przebiegający z cichym szmerem po jadalni. Kotori też go dostrzegła.
- Sprawdzę co to jest – wstałem od ławy, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. – Lepiej ty tu zostań.
Spojrzała na mnie i rozejrzała się po pomieszczeniu. Na jej twarzy malowało się zwątpienie i sprzeciw, ale pokiwała głową i odłożyła płaszcz z resztą rzeczy na bok, igłę wbijając w szpulę nici.
Deski lekko skrzypiały pod moim ciężarem, gdy robiłem obchód. Nie widziałem niczego dziwnego. Białe ściany od razu by zdradziły nieproszonego bywalca na ścianie. Cień zniknął jego szmer tak samo. Doszedłem do końca jadalni, spojrzałem nawet za bar i przez okienko do zwrotu naczyń. Pusto. W momencie gdy chciałem spojrzeć pod kolejną ławę, usłyszałem stłumiony krzyk Kotori. Ukłuła się? To nie było możliwe, przecież odłożyła wszystko na bok. Podniosłem się szybko, uderzając lekko głową o stół. Syknąłem cicho z bólu i pobiegłem do naszego stolika.
Dziewczyna stała z jedną ręką na  dość nienaturalnie na plecach, a drugą miała zgiętą tak, że nadgarstek był przy jej szyi. Zmarszczyłem brwi i podszedłem bliżej. Jej ciało pokrywał w niektórych miejscach, szczególnie plecach… cień. Kotori odwróciła głowę w moją stronę i szepnęła „Pomóż mi”.
- Co tu się u diaska dzieje…? – Zrobiłem kilka kolejnych kroków.
Przy gardle dłoń dziewczyny trzymała pięknie zdobiony nóż. Rękojeść była z ciemnego drewna ze złotym roślinnym motywem, a ostrze było krótkie i wypolerowane, odbijając blade promienie słońca od siebie. Po polikach Kotori spłynęło parę łez, gdy prosiła szeptem o pomoc. Wziąłem głęboki wdech.
- Słuchaj cieniu, nie wiem co ty robisz i po co, ale masz ją puścić – spróbowałem zabrzmieć pewnie i groźnie, mimo trzęsących się nóg.
Cień milczał, ale nie ruszył się ani o milimetr. Musiałem szybko wymyślić coś jako dalsze negocjacje z intruzem.
- Bez twoich odpowiedzi, niczego nie uzgodnimy cieniu – wskazałem palcem na niego. – I odłóż ten nóż, jasne?
Odpowiedział mi cichy szmer i szelest. W pomieszczeniu zrobiło się nieco ciemniej, żarówki przygasły na chwilę i poczułem dziwny przeciąg, który trzasnął drzwiami za mną. Rozejrzałem się i zauważyłem, że cień opływa całe ciało Kotori i wchłania się w nią poprzez nozdrza i usta. Cofnąłem się o krok. Nie robiło się za ciekawie. Jasność powoli wracała do normy, a powietrze powoli się uspokajało. Dziewczyna stała ze swobodnie zwieszonymi ramionami i głową. Wyglądała jakby zasnęła na stojąco. Zawołałem ją cicho, lekko wystawiając rękę w jej kierunku. Wtem otworzyła oczy i wymierzyła nożem w moim kierunku. Ledwo uniknąłem ostrza, dłoń w ostatniej chwili odskoczyła razem z resztą ciała do tyłu.
- Kotori?! – Krzyknąłem przerażony i zaskoczony jednocześnie.
Powoli badałem teren za sobą, cofając się niepewnie.
- Co jest? Przecież… Kotori to ja, Rin! Nie poznajesz mnie? Dopiero co razem…
Dziewczyna wstała od stołu i wyprostowała się. Nie była sobą. Spojrzała na mnie z cieniem politowania i obrzydzenia jednocześnie, po czym jej ciało wygięła fala śmiechu. Nawet nie był do końca jej głos… zupełnie jak wczoraj podczas pojedynku z Inukai’m. Czym był ten cień? O co tu do cholery chodziło? Ten głos był bardzo dziwny, bo nie był ze sobą zgodny. Z jednej strony słyszałem śmiech cienia, ale z drugiej… jęk i płacz Kotori. Jakby głos dziewczyny był już tylko echem dla obcego głosu. Dziewczyna poprawiła sobie włosy i spojrzała na mnie.
- Nie wiem, czy wiesz, ale widzieliśmy się już wczoraj… nie masz ostatnio za dużo szczęścia, co? – Oślizgły głos przemówił z jej ust. – Ale w końcu możemy porozmawiać, tego chciałeś na początku, prawda?
- Powiedziałem, żebyś ją puścił… - syknąłem – a odpowiadać mogłeś inaczej, za pomocą światła, czy czegoś, a nie zabierając ciało Kotori!
- Jeśli ktoś daje niejasny rozkaz to oczywistym jest niepoprawne spełnienie go – uśmiechnęła się słodko, udając niewinny ton głosu, nadal bawiąc się nożem.
- Ale jasno powiedziałem, że masz ją puścić i odłożyć nóż! – Zacisnąłem dłonie w pięści.
- Czy ona ci wygląda na nieodpowiedzialne dziecko, które zrobi sobie krzywdę nawet poduszką? – Cień zacmokał niezadowolony.
- Nie, ale wiem, że teraz siedzi w niej jakiś pasożyt, który najpewniej ją zrani – zatrzymałem się.
Dzieliło nas kilka metrów i między nami były zamknięte drzwi. W momencie, gdy chciałem coś dodać, klamka głośno kliknęła i opadła na dół.
- Ourell prosił, aby drzwi były otwarte, tak tylko wam powiem, bo go min… - do jadalni wszedł Inukai.
Urwał, gdy na nas spojrzał. Kotori schowała za siebie nóż i uśmiechnęła się uroczo.
- … ale myślę, że na razie je zamknę. Co tu się dzieje? – Spytał chłodno.
- Sam chciałbym wie…
- To nic takiego Inukai, naprawdę. Po prostu nie zgadzamy się z Rinem w paru kwestiach odnośnie podróży i nie możemy dojść do porozumienia – przerwała mi dziewczyna, bawiąc się kosmykiem włosów.
- Czyżby? – Inukai był coraz bardziej podejrzliwy i podszedł do mnie.
- Powiedz mi Kotori o co dokładnie się pokłóciliście.
Zmarszczyłem lekko brew i spojrzałem na niego. Pełen spokój i opanowanie. Zero najmniejszego poruszenia, tylko bardzo chłodne spojrzenie.
- Um… poszło o kierunek jazdy. Uważam, że skuteczniejsze będzie zaczęcie poszukiwań od Ogrodów ziemi…
- Czym jesteś i gdzie jest Kotori? – Przerwał jej Inukai.
Zbiło ją to mocno z tropu. Przez chwilę jeszcze bawiła się kosmykiem, ale po dłuższym momencie westchnęła zrezygnowana.
- Proszę, masz, złapałeś mnie – przemówiła głosem cienia.
Inukai nie spodziewał się do końca takiego obrotu zdarzeń. Dziewczyna wyjęła zza pleców nóż i westchnęła ponownie, kreśląc w powietrzu kręgi i inne kształty.
- Szkoda, tylko, że nie byłeś taki spostrzegawczy wczoraj – uśmiechnęła się podejrzanie.
- Huh…? – Twarz towarzysza drgnęła.
- Oh, nie pamiętasz mnie? Wczoraj tak pięknie tobą kierowałem, byłeś taką grzeczną marionetką, nie to co ona… heh… słodka, a taka uparta, aż słodko dominować~
Dłonie Kotori zaczęły badać własne ciało, zmysłowo masując talię, brzuch i biodra.
- Nie ruszaj jej tymi łapskami – warknął Inukai.
- Ale to są jej dłonie, ja jej nie ruszam~
- Nie zmienia to faktu, że masz tego nie robić! – Wsparłem go.
Dziewczyna westchnęła.
- No tak, przecież ona tu się dostała przez przypadek, powinniście ją bronić, chronić i takie tam. Zwłaszcza ty, wczorajsza marionetko. Obejrzałem wszystkie twoje wspomnienia i jej tak samo. Piękna znajomość sprzed lat, heh… ale ona chowa w sobie tak piękny skarb, że aż nie pojmuję, dlaczego kazano mi zesłać tamtą dziewuchę, a nie taką cudowną ptaszynę~
Kotori znowu roześmiała się nieswoim głosem. Mieliśmy zaciśnięte dłonie z bezsilności. Co mogliśmy zrobić? Wszystko, co byśmy zrobili, najbardziej poczułaby prawdziwa Kotori.
- Po co tu przyszedłeś w sumie…? Masz już Natsunę… co prawda nie na długo, ale już ją zabrałeś, czego chcesz od nas?! – Krzyknąłem.
Uśmiechnęła się ponownie.
- Musicie wrócić do domu~ Ale jednak tylko wasza dwójka. Kotori zostaje tutaj i za niedługo spotka się z tamtą drugą – machnęła dłonią. – I drobna poprawka, ja jej nie mam, ma ją ktoś zupełnie kto inny, ja bym jej nigdy nie wybrał, ale czego się nie robi dla tak niebieskich oczu, to chyba jedyne co przykuło moją uwagę w całej jej postaci – odeszła od ławy i zaczęła krążyć wokół nas, ciągle przerzucając nóż z jednej, do drugiej dłoni.
Nagle zatrzymała się i złapała za głowę lekko się kuląc i wypuszczając ostrze na ziemię.
- Kurw… niezła z niej zawodniczka, khe, khe – intruz odkaszlnął lekko. – Ale żeby aż ranić samą siebie? Fiu, fiu, róża o morderczych kolcach.
Stanęła ponownie na chwiejnych nogach, podnosząc nóż.
Przyglądaliśmy się temu wszystkiemu. Nie miałem pojęcia co mam zrobić, podobnie pewnie co mój towarzysz, który jedynie zbladł nieco.
- Czyli, – Inukai powiedział cicho – wczoraj nie byłem sobą…?
Cień znowu się zaśmiał.
- Aleś spostrzegawczy, nie ma co. Oczywiście, że to byłem ja. Przecież jeszcze słyszałem, że po pojedynku z Rinem, zupełnie nie wiedziałeś co się dzieje. Byłeś jak dziecko we mgle, hahaha! Ciesz się, że twój brat tego nie widział, bo by się załamał!
Inukai drgnął.
- Ryukai… on żyje…?
- Pffhahaha! Oczywiście, że tak! Myślałeś, że kto ci wysłał te listy, mapy i inne pierdoły?
Kotori podeszła do swojego przyjaciela i delikatnie ujęła jego twarz w dłonie.
- Nawet nie wiesz jak słodko się patrzy na waszą bezsilność, szok i rozpacz… - szepnęła.
Po tym przeniosła wzrok na mnie i od razu zmrużyła powieki, ale nic nie powiedziała, tylko wróciła do zabawy nożem i chodzenia wokół nas.
- Ale jeśli muszę wam, ludziom, coś przyznać, to, to, że jesteście strasznie krusi. Spójrzcie, to zwykły nóż, nawet nie zatruty, czy zaklęty. Zwykły kawałek żelastwa i drewna, a ile takich jak wy rani – podrzuciła narzędzie i złapała za uchwyt.
Patrzyła na rękę przez dłuższą chwilę.
- Nawet o tym nie myśl – warknął Inukai.
Spojrzała na niego, a nóż, delikatnie rozciął jej skórę. Ciało zareagowało naturalnie, nawet na twarzy pojawił się lekki grymas bólu.
- Oh? O czym mam nie myśleć? – Pasożyt nie przestawał pracować ostrzem na jej przedramieniu.
- Żty… zostaw ją śmieciu! – Inukai zrobił kilka kroków w jej stronę.
- Ojoj? Kogoś pobijesz? Ale pomyśl przez chwilę – odskoczyła płynnie. – Jeśli właśnie zrobiłem to co zrobiłem z jej ręką, to oznacza, że cały ból idzie do…?
- Do Kotori… - szepnąłem.
- Brawo! Zuch chłopaczek – klasnęła w dłonie. – Więc lepiej się zastanów nad tym, co chcesz zrobić.
Mężczyzna i tak zbliżył się o kilka kroków bliżej, nie mówiąc nic, tylko patrząc w jej oczy.
- Grr… teraz się będziesz opierać, tak? – Wbiła jednym rzutem nóż w podłogę.
- Teraz, jestem bardziej świadomy co się wczoraj działo… nie mogę tego zaprzepaścić i dać ci zwiać.
- Czyli ją zaatakujesz, co?
„Właśnie, jaki masz na to plan?” – pomyślałem, podnosząc brew.
- Tylko w samoobronie – założył ręce na siebie i spojrzał na nią z góry.
- Igrasz z ogniem synku – syknęła.
- Wierzę, że Kotori jeszcze potrafi nad sobą zapanować w minimalny sposób.
Uśmiechnęła się niebezpiecznie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz.
Dziewczyna zaszarżowała na niego, rzucając go na ziemię i wpijając palce w szyje. Inukai wydał z siebie zduszony jęk i krzyk i próbował ją z siebie zrzucić.
- No i co teraz powiedz, co?! Nadal wierzysz, że ona jeszcze panuje nad czymkolwiek?!
Krew z ran na ręku skapnęły na jego twarz. Towarzysz otworzył szeroko oczy i próbował złapać dech. Cień syczał i warczał, zaciskając mocniej dłonie, ale jednocześnie można było usłyszeć jak wcześniej w echu głosu, płacz i rozpacz dziewczyny. Podbiegłem od razu i próbowałem zrzucić dziewczynę, ale gdy ledwo ją dotknąłem, odskoczyła od niego z głośnym, bolesnym sykiem. Patrzyła na mnie zaskoczona, po czym powoli roześmiała się i wstała z pozycji na czworaka, otrzepując kolana.
- A niech mnie… szef będzie przeszczęśliwy… może na ciebie też warto spojrzeć, hmm… - zaczęła stykać czubki palców ze sobą.
- Rin, co żeś zrobił…? – Wychrypiał Inukai.
- Tylko ją dotknąłem, przysięgam – szepnąłem. – Trzymasz się jakoś?
Pokiwał głową i dźwignął się lekko, opierając się o mnie. Pomogłem mu wstać i upewniłem się, że potrafi sam ustać. Na szyi były nadal widoczny ślad po paznokciach, który delikatnie pomasował. Odchrząknął i zakaszlał sucho. Wzrok miał wbity w Kotori. Był mocno skonsternowany. Wyglądał na wściekłego, zmartwionego i przerażonego jednocześnie.
- Zostaw ją… ona ledwo stoi… - powiedział bardzo obolałym i ochrypłym głosem.
Spojrzałem na nią. Faktycznie nogi Kotori trzęsły się i uginały lekko pod własnym ciężarem. Cień ponownie warknął i spoliczkował siarczyście swoją „marionetkę”.
- Musi jeszcze trochę wytrzymać, heh. Chciałbym się jeszcze nią pobawić – oblizała się lekko.
- Masz ją zostawić – podszedłem parę kroków do przodu, aby sięgnąć noża.
Ostrze jednak samo ruszyło z drewna i wróciło do właścicielki. Uśmiechnęła się.
- Widzisz? Uśmiecha się. Ona lubi jak trochę poboli, ból potrafi pobudzić, hehe~
Spojrzała na mnie.
- A tobie nikt nie mówił, że nie wolno kraść, niuniuś? – Zacmokała, siadając na stole.
- Tobie chyba nikt o tym nie powiedział, oddawaj Kotori z powrotem – warknąłem.
Inukai podszedł do niej szybkim krokiem.
- Zrobię wszystko. Tylko ją oddawaj. – Oparł się ramionami o ławę i spojrzał w jej oczy.
- Wszystko? Ojoj, nie da się tak. Ja muszę zmieniać naczynia, bo inaczej jest zupełna klapa, ale przyznam, - pogłaskała jego polik – byłeś najlepszą marionetką.
Zapadła chwila ciszy, cień i Inukai prowadzili pojedynek na spojrzenie.
- Eh, no dobrze, skoro tak bardzo ją lubisz i sobie cenisz… stoczymy mały pojedynek. Ale musisz zrobić kroczek do tyłu.
Zrobił to, o co poprosiła. Zeszła na ziemię i zatoczyła dłonią okrąg w powietrzu. Praktycznie znikąd pojawił się tam prosty rapier, który podała przyjacielowi.
- Kto przeżyje ten ją sobie zatrzymuje – uśmiechnęła się znowu. – A tylko powiem, że ja mogę podtrzymać trupa przy życiu. Przez kilka dni oczywiście, hihi~
- Czyli równie dobrze mógłbym się poddać, tak chcesz mnie złamać, hm? – Inukai poprawił chwyt na broni.
- A jednak umiesz myśleć, jak cudownie – pokazała zęby w uśmiechu.
Wyszeptała po tym kilka niezrozumiałych słów, które w połowie zupełnie się urwały. Oboje ruszali ustami, ale ja niczego nie słyszałem.
- Co jest…? – Powiedziałem cicho.
Siebie słyszałem i wszystko inne też. Zrobiłem krok do przodu. Nie mogłem, była tam jakaś niewidoczna ściana. Walnąłem parę razy dłonią o kopułę.
Jednak Kotori i Inukai nie byli już mną zainteresowani. Chodzili po nieregularnym okręgu, szykując na siebie atak. O czymś rozmawiali, ale nie mogłem nic na to poradzić. Cofnąłem się o kilka kroków i próbowałem obserwować wszystko z każdej danej mi perspektywy. W pewnym momencie oboje ruszyli na siebie w podobnym momencie. Kotori miała pewną przewagę umiejętności od cienia, a Inukai miał większy zasięg rapierem, co dawało mu zwiększone pole do ochrony i ataku. Z początku co chwilę ścierali ostrza ze sobą i odskakiwali, szykując kolejne ataki, chociaż mężczyzna częściej odpierał ataki i odsuwał tym Kotori do tyłu do ściany bariery. Z czasem dziewczyna robiła się coraz bardziej śmiała i atakowała przyjaciela coraz częściej i odważniej, próbując faktycznie go zranić.
Nie mogłem dłużej czekać. Zerwałem się z miejsca i pobiegłem na górę szukając Ourella, czy kogokolwiek z jeźdźców. Zaraz po wpadnięciu na piętro zobaczyłem Arthura z koszem na brudne ciuchy. Widocznie się przejął, widząc z jakim impetem wpadłem na górę.
- Wszystko w porządku? – Spytał.
Pokręciłem głową.
- Jakiś dziwny cień przejął Kotori, nie wiem co się dzieje, ale teraz walczy z Inukai’m. Jeśli ktoś czegoś z tym nie zrobi to…
Zanim skończyłem Arthur wziął mnie za rękę i zaciągnął z powrotem do jadalni.
Trafiliśmy chwilę przed końcem pojedynku. Kotori klęczała na towarzyszu z nożem tuż nad jego gardłem.
- Cholera jasna… co tu się działo… - Arthur wyjął zza pasa buzdygan i podobnie do Kotori, szepnął dziwne słowa.
Po rzuceniu pewnie zaklęcia, jednym uderzeniem rozbił barierę. Rozpadła się ze szklanym brzdękiem, chociaż i tak niedużo widziałem. Kotori na widok Arthura odskoczyła do tyłu, będąc bardzo wykończona przez pojedynek.
- Egzorcystyczny śmieć… tak coś czułem, że was tu pełno… - syknął pasożyt.
- To po co się tu pchałeś? Wiem, że Drugostronnicy przyciągają takich jak ty, ale to nie jest powód do atakowania – Arthur podszedł bliżej, mierząc do dziewczyny z buzdyganu.
Uklęknąłem przy Inukai’m. Miał nieco poszarpane ubranie i kilka ranek na polikach.
- Żyjesz? – Spytałem, klepiąc delikatnie go w ramię.
Kiwnął ledwo głową, ale już nie podniósł się od razu jak po próbie uduszenia go. Pomogłem mu tak czy owak się podnieść i posadziłem go na miękkiej ławie. Miał dwa sine palce u drżącej prawej dłoni.
- Rzuć broń demonie – powiedział oschle jeździec.
-Tssk, ch… chciałbyś… - dziewczyna ledwo mówiła.
- Opuść jej ciało, to może cię oszczędzę.
Zaśmiała się ostatkiem sił. Kotori była bardzo przemęczona, przez co dłonie same wypuściły nóż na ziemię.
- Jeszcze… jeszcze się spotkamy… - demon pojawił się z ostrzem w dłoni, znów za Kotori.
Zanim spróbował ją złapać, Arthur rzucił buzdyganem prosto w niego. Broń trafiła w okolice przepony, przez co cień zgiął się w pół i zniknął z szeptem i cichym śmiechem. Rapier Inukai’ego zniknął, tak samo jak nóż. Kotori zamknęła oczy i opadła na ziemię z cichym jękiem. Zasłoniła dłonią twarz i stłumiła płacz. Arthur nie uklęknął, nawet się nie zbliżył.
- Powiedz mi coś, co tylko Kotori by wiedziała – powiedział.
- Ale on…
Uciszył mnie gestem.
- Co ja mam powiedzieć… ten demon, czy cień, czy cokolwiek innego, przejrzało moje wszystkie wspomnienia… widział mnie w nich we wszystkich momentach życia… niedobrze mi przez to wszystko… jeszcze to ramię… wszystko tak boli…
Egzorcysta wysłuchał tego spokojnie i po tym uklęknął przy niej.
- W porządku. Jesteś czysta. Ale nadal muszę cię wziąć na kilka badań. Opatrzę cię i spytam co się stało, w porządku?
Pokiwała głową. Ponownie rzucił dziwnym słowem i wziął ją na ręce.
- Spętałem cię, ale to tylko na czas przejścia stąd do gabinetu, dobrze?
Ponowne skinięcie.
- Wspaniale, dzielna jesteś – uśmiechnął się ciepło.
Odwrócił się do nas z Kotori na rękach.
- Inukai, jesteś w stanie chodzić?
- Jestem – wychrypiał.
- W porządku. Rin, wprowadź go proszę na górę, do jego pokoju, za chwilę będzie tam Ourell i się wami zajmie, w porządku?
- Nie ma problemu, tylko sam chwilę odsapnę – usiadłem na ławie obok.
Posłał w naszym kierunku miły uśmiech i udał się na górę, zostawiając nas samych.
- Inukai, na pewno dasz radę?
- Oczywiście, nogi mam na miejscu… - odparł.
Jego głos był jakby pusty. Sztucznie nagrany i odtworzony w razie danego pytania. Wziąłem głęboki wdech i wydech.
- W porządku. Myślę, że możemy już iść – wyciągnąłem do niego rękę.
Wróciliśmy na górę w zupełnej ciszy. Po wejściu do pokoju, Inukai od razu położył się na materacu.
- Pierwszy raz aż tak się bałem – mruknął, patrząc na swoją siną dłoń.
- Nie dziwię ci się, sam byłem przerażony, ale ten pojedynek, to było jakieś szaleństwo – usiadłem na drugim łóżku.
- Ale cieszę się, że się odbył… przynajmniej dowiedziałem się paru rzeczy o bracie, który zniknął z naszego świata parę lat temu… tsk, nie mogę ruszać dłonią przez te palce…
- Boisz się Kotori? – Spytałem.
- Huh? O czym ty mówisz, coś ty… wiem, co się stało, że mogła mnie zabić, ale sam widziałeś, że to był ten cały demon, czy coś… przecież… przydarzyło mi się to samo, nie pamiętasz? Może nie do tego samego stopnia, ale… nawet to było to samo coś…! – Przewrócił się na plecy i zdrowym ramieniem zasłonił sobie twarz. Westchnął cicho, starając się zamaskować lekkie łamanie się głosu.
- W cośmy się wszyscy wpakowali… - szepnął.
Po boku twarzy spłynęła mu łza na poduszkę.
- Będzie dobrze, damy radę Inukai – przeniosłem się pod jego legowisko.
- Jaką masz na to gwarancję? – Jęknął obolały i podłamany.
- Taką, że… mamy swoje umiejętności, jeźdźcy nam jakoś pomogą i może zdradzą jakieś podstawy obronienia się przed tym syfem. Jesteśmy tu tylko na chwilę, tylko po Natsunę i do domu. Może nawet uda nam się spotkać twojego brata – ożywiłem się lekko.
Chciałem być bardzo optymistyczny, ale miałem wrażenie, że tylko się pogrążam.
- Masz rację… możemy ich poprosić o jakieś rady, czy coś… ale jesteś pewien, że jesteśmy tu tylko na moment? – Westchnął ponownie.
Chciałem coś powiedzieć, ale sam nie byłem pewien. Byliśmy tu drugi dzień i nadal nic nie wiedzieliśmy jaki mamy plan i gdzie szukać Natsuny. Zapadła nieprzyjemna cisza, którą po kilku chwilach przerwało otwarcie drzwi. To był Ourell z apteczką.
- Nieźle się porobiło, co? – Spojrzał na nas ze współczuciem.
- Tak… to dość typowe dla tego świata? – Skinąłem mu głową na przywitanie.
- Niezbyt. Oczywiście demony są dość częste, ale aż taka agresja jest już nieco rzadsza. Gdyby on chciał was pożreć, czy porwać w ten sposób dziewczynę, nie byłoby to nowe, ale z tego, co mówiła Kotori, to chciał was po prostu sprzątnąć ze względu na współpracę z kimś. A takie przypadki są już bardzo rzadkie – zapalił światło i podszedł do Inukai’ego. – Możesz siedzieć?
Towarzysz usiadł na materacu i spojrzał na jeźdźca.
- A w jaki sposób możemy się ochronić na przyszłość? – Spytał cicho.
- Nie ma jednego sposobu. Każda taka cholera działa nieco inaczej i ma moc na zupełnie innym poziomie, ale o tym może wam powiedzieć bardziej Marcus z Arthurem. Obaj są egzorcystami z zawodu. Rany, ale cię urządziła – zaczął oglądać jego szyję i delikatnie oczyszczać nasączonym wacikiem.
- To nie była ona… to było coś… - syknął cicho.
Ourell pokiwał głową i westchnął. Po oględzinach szyi spojrzał na dłoń i skrzywił się lekko.
- Miejmy nadzieję, że to tylko wybicie, bo wygląda nie najlepiej – podniósł jego rękę za nadgarstek i obejrzał dokładnie.
- A dokąd Arthur wziął Kotori? – Spytałem, siedząc na drugim łóżku.
- Przejrzeć ją, czy nic z tego cholerstwa w niej nie zostało, no i też ją ewentualnie obandażować i takie tam. Kątem oka zauważyłem, że miała całe przedramię poharatane… bidulka – wyjął z apteczki płaskie patyczki. – Uwaga może zaboleć.
Jeździec nastawił palce Inukai’emu, który stłumił krzyk i lekko się skulił. Przed zawinięciem w bandaż, posmarował mu je maścią.
Po wszystkich zabiegach, gdy Ourell miał już wychodzić minął się w drzwiach z Arthurem.
- Już ją obejrzałeś? – Złotooki wyglądał na nieco zaskoczonego.
- Tak, teraz śpi i chcieliśmy się spytać, czy Rin mógłby użyczyć swojego pokoju. Poprosiła o to przed zabiegiem.
- Um, jasne, nie ma problemu – byłem trochę zaskoczony taką prośbą.
Arthur posłał w moją stronę ciepły uśmiech i poszedł na górę, a drugi mężczyzna pożegnał się z nami i zostawił nas samych. W teorii czegoś się dowiedzieliśmy, ale praktycznie byliśmy tak samo bezbronni jak wcześniej.
Zostaliśmy sami w pokoju w zupełnej ciszy. Czułem się źle. Westchnąłem głęboko i rozmasowałem czoło.
- Rin, słuchaj… chciałbym cię tak bardzo przeprosić za to wszystko… niby wiem, że to był ten cały demon, ale… Kotori z nim walczyła, a ja wczoraj tak po prosu się poddałem – Inukai powiedział cicho, patrząc na swoje obandażowane dłonie.
- Spokojnie Inukai. Ja wszystko rozumiem – usiadłem nieco niepewnie obok niego i poklepałem go po ramieniu. – Teraz musimy trzymać się razem i dokopać tym, którzy porwali Natsunę i was tak skrzywdzili…
Skinął głową parę razy zupełnie milcząc i nie odrywając spojrzenia od swoich dłoni.

niedziela, 14 lutego 2021

Może jeszcze coś przeżyje

Cóż, postaram się co jakiś czas wrzucać posty o tym co u mnie. Tak po prostu dla aktywności, a nuż ktoś się znajdzie chętny do czytania i może komentowania.

W każdym razie, mam ostatnio ochotę na pisanie od nowa kilku pomniejszych wydarzeń od nowa. Tak na dobry start, a może po prostu, aby wrócić do pisania opowiadań, w końcu Ostoja to mój wielki królik doświadczalny, więc czemu by nie jakoś doprowadzić go do końca, a potem jeszcze go pomęczyć, pisząc znowu od nowa, aż nie przyniesie zadowalających, hm, kształtów.

Kiedyś uważałam, że pisanie jest moją małą pracą. Odpowiadam za wszystko, co napiszę i powinnam pisać w miarę regularnie. Niestety, uważałam też, że powinnam pisać tylko rozdziały, a nie posty o czymkolwiek, bo przecież będzie można przeskoczyć te parę postów i wrócić do czytania rozdziałów, chociażby szukając ich za pomocą szukajki na boku.

Dążyłam przez cały czas do dotarcia do odbiorców, zamiast skupić się na fabule i reszcie. Eh, człowiek uczy się na własnych błędach, co tu dużo mówić.

Jeśli chcecie pooglądać mój shitpost to zapraszam tutaj: Jednorożcowy Żuk (chociaż nie prowadzę tego peja regularnie, a jak coś wrzucę to z innej strony co mi się podoba, czasem rysunek i przemyślenia).

Możliwe, że wrzucę tu też parę "niespodzianek" opowiadaniowych, dotyczących nadal Ostoi (nie chcę mieszać uniwersów Ostojki ze światem np moich innych oc).

Do zobaczenia.

sobota, 13 lutego 2021

Koniec Ostoi?

 Nie wiem do końca jak zacząć.

Nie wiem, czy w ogóle ktoś tu jeszcze zagląda, skoro ostatni post był wieki temu (za niedługo stuknie drugi rok martwości tego bloga).

Jest mi strasznie głupio jak widzę daty wrzucania postów, jak wielkie dziury w fabule ma Ostoja i jak bardzo niektóre postacie były robione na kolanie, na szybko, aby były tylko zapychaczami. Ba, a żeby tylko postacie. Ostoja była sama dla siebie fillerem, tylko po to, aby jakoś ruszyć Rina i spółkę do przodu. Pierwsze rozdziały były pełne niewinności i takiej nieświadomej głupoty, a jednocześnie przekonania, że się wie co się robi, że nie potrzebny jest dalszy plan.

Nie zapomniałam o Ostoi zupełnie. Cóż, trudno zapomnieć o czymś, co ma się napisane na schodku przed blokiem. Jednak nie wiedziałam jaki jest dalszy plan. Miałam wizję konkretnych plot point'ów, zakończenia i ewentualnie jakichś wydarzeń po fabule. Mimo mówienia sobie milion razy, aby zrobić plan wydarzeń na każdy ark fabularny, opisywać wszystko, nawet zegarek, nie robiłam tego, a jeśli już się za to brałam, to urywało się w połowie, bo wtedy zaczęło przybierać zupełnie nowych kształtów.

Przykro mi, że to tak się skończyło. Pójście do liceum, potem matura i teraz studia, nie są wyjaśnieniem dlaczego Ostoja tak skończyła. Winne jest moje podejście i zbyt duża pewność siebie.

Teraz nawet nie wiem, czy ktokolwiek to przeczyta. Kiedyś czytali to moi przyjaciele, Kitsu, może ktoś jeszcze, a teraz... ja sama sobie robiłam wyświetlenia, aby przypomnieć sobie o jakichś starych wątkach, postaciach, czy miejscach.

 Przepraszam wszystkich, którzy kiedyś tu się pojawią. Nie wiem co dalej z Ostoją, najchętniej napisałabym wszystko od nowa, ustalając wcześniej dokładny plan. Wiem jednak, że ze mną nie jest to możliwe, po prostu.

Chciałam pisać to dla siebie, ale też jednocześnie dla innych. Chciałam zarezerwować nazwę Ostoja wiatru dla siebie i myślę, że tylko to mi się udało.

Autorski mem








 Agnes

P.S.

Nie chcę jednak mówić, że nie ma mowy o powrocie. Może kiedyś ogarnę swój roztrzepany tyłek i wrócę z gotową serią, odświeżoną i w ogóle, że mucha nie siada. Ale to kiedyś. Na razie chcę zrobić porządek w tym, co jest teraz i pogodzić pomysły gimnazjalnej, licealnej i obecnej mnie.