środa, 20 lipca 2016

Rozdział #19

Niedługo potem siedzieliśmy w trójkę w pobliżu ogniska. Milczeliśmy. "Ciekawe, która jest godzina?"- pomyślałem. Las wokół nas był zaskakująco spokojny i cichy, tylko świerszcze grały swoje koncerty. Ziewnąłem cicho i położyłem się za zwiniętej bluzie.
-Nie zdziw się jeśli obudzę cię za parę godzin - powiedział Inukai.
-Dlaczego? - spytałem.
-Nie znamy okolicy, tym bardziej zwierząt, więc musimy ustalić warty - odparł.
-W sumie, to masz rację... - mruknąłem. - W takim razie dobranoc.
-Branoc - usmiechnął się połowicznie.
Przed zaśnięciem, zauważyłem Kotori. Spała trochę dalej od ognia. Miała lekko podkulone nogi, ale jedna ze stóp była widoczna, spod pledu. Pomiędzy dwoma pierwszymi palcami znajdowała się blizna przypominająca małą obręcz, obejmująca je częściowo.
Niedługo po tym, objął mnie sen.
Znalazłem się w nieograniczonej, ciemnej przestrzeni. Unosiłem się w niej. Czułem się bezbronny i bezsilny wobec, wszystkiego, co się działo wokoło mnie.
-Riiin~
Obróciłem się. Znałem ten głos.
-Jesteś tą nimfą, znad tamtego jeziora, nie? - niepewnie podniosłem głos.
-Taa, mogłeś imię zapamiętać. Pozwól, że powtórzę: KANATRIS - wycedziła przez zęby.
"Dobra, luz, nie musisz krzyczeć" - pomyślałem, przewracając oczami.
-Słyszałam - nimfa, zdawała się być lekko poirytowana.
-Wiesz może jak mogę się dostać nad jezioro? Tutaj, tak trochę niewygodnie - uśmiechnąłem się przepraszająco.
Kanatris westchnęła.
-Gdyby nie to, że jesteś taki uroczy, zostawiłabym cię w tym miejscu.
"Uroczy? Nikt jeszcze mnie tak nie nazwał, pomijając wszystkie ciotki i babcie"- mruknąłem w duchu.
Nimfa kaszlnęła wymownie. Po chwili wyłoniła się z mroku. Była tuż naprzeciwko mnie. Wyciągnęła ręce w moim kierunku.
-Chodź - szepnęła.
Wziąłem ją za dłonie. Były zimne.
Zanim się zorientowałem, pojawiliśmy się na brzegu jeziora. Wtedy poczułem dźganie w prawe ramię.
-Rin, wstawaj - słyszałem. - Twoja warta.
-Już? - miauknąłem mało zadowolony.
Kanatris podeszła do mnie.
-Do zobaczenia. Mam nadzieję, że jutro trochę dłużej pogadamy - uśmiechnęła się, a jej małe, rybie ząbki błysnęły w półmroku.
-No ja też - odwzajemniłem uśmiech, lecz mniej pewnie.
Otworzyłem oczy. Obok mnie siedział Inukai. Czekał.
-Okej, już jestem - mruknąłem.
Spojrzał na mnie półprzytomnym wzrokiem. Kiwnął parę razy głową i podniósł się z ziemi.
-To o której mam ją obudzić? - rozciągnąłem się.
-Kotori? - powiedział zaskoczony.
Przytaknąłem.
-Wybacz, ale jakoś nie wyobrażam sobie, aby ona dała radę, więc musisz wytrzymać do rana - odparł.
Kiwnąłem parę razy głową i westchnąłem cicho.
Około pół godziny później nawiedził mnie Joker. Jego krótkie, jasno kasztanowe włosy były lekko potargane, a ciemno oliwkowe oczy świeciły radosnym blaskiem.
-No hej! - wyłonił się spomiędzy drzew.
-Uważaj na Inukai'ego - syknąłem.
Spojrzał pod nogi. Brakowało niewiele, aby chłopak potknął się o mężczyznę. Wyminął go cicho.
-Spać nie możesz? - spytał.
-No coś ty - odparłem. - Wartę mam.
-A, no w sumie logiczne - uśmiechnął się.
-Co tu robisz?
-Nudzi mi się - omiótł wzrokiem okolicę.
Rozmawialiśmy jeszcze trochę. Po około godzinie Joker wrócił do siebie. Zbliżał się ranek, a ja byłem wykończony. Przysnąłem. Tym razem nic mi się nie śniło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz