czwartek, 29 czerwca 2017

Bezsenne posty

O co chodzi?
Może będzie takich postów więcej, w końcu dlaczego nie.
Znowu odbiegam od głównego "zamysłu" posta... i ja się dziwię, że potem nikt nie rozumie co się dzieje w fabule...
Może to będzie tylko kilka zdań, może porządny referat. Nie wiem. Teraz piszę to, co myślę. Te kilka uderzeń w klawiaturę mogę poświęcić, abyście mogli mnie poznać lub coś w stylu integracji (do której ciągle namawiam).
Dobra, przejdźmy do sedna.
Ostatnio rozmawiałam z osobą czytającą tego bloga (pozdrawiam Cię). Stwierdziła, że skupiam się na wszystkim, ale nie na głównych bohaterach (czy jakoś tak). Czy mam jej za złe? Skądże! O to mi chodzi. Komentarze, Shoutybox, to wszystko jest po to, abyście nawet napisali:
"Ostoja to g*wno! Zmień to, tamto i owamto, bo czytać się nie da!".
Podałam Wam nawet gmaila do mnie (który jest w zakładce "Fanowskie"). Możecie do mnie pisać, słać sowy pocztowe, no co wolicie!
ALE JEŻELI MASZ ZASTRZEŻENIA WYTŁUMACZ O CO CHODZI, ABYM MOGŁA TO JAKOŚ POPRAWIĆ, lub zrobić z tym cokolwiek, gdyż uzasadnienia: "bo tak" bądź "bo tak mi się podoba i tyle", nie będą brane pod uwagę. Potrzebuję konkretów.
Możecie nawet pisać propozycje na kolejne rozdziały lub zasady, które rządzą tamtym światem.
Jeżeli chcecie mogę urządzać konkursy, tylko potrzebuję odzewu, bo czasami czuję się jakbym pisała to wszystko na marne.
Podsumowując:
Jestem desperatem, szukającym kontaktu ze swoimi odbiorcami.
(Aczkolwiek, ja tak to widzę)

No, i to by było na tyle. Chcecie więcej takich postów? Komentarze, Shoutybox i resztę oddaję Wam. Możecie dać własny temat na taki "wywód", chętnie się wypowiem.
Agnes
P. S.
Jeszcze napiszę jak wyglądają tegoroczne wakacje i możliwa częstotliwość rozdziałów.
Nie mam pomysłu na Andrzeja, przepraszam. :<

Rodział #40

Poszedłem do siebie. Na łóżku leżało kilka książek. Zainteresowany podszedłem bliżej.
 -"Cień pomarańczy" - Przeczytałem tytuł. - Nic mi to nie mówi. Kolejna to "Tęczowe cienie", "Buty północy", "Klatka, której nigdy nie było". Brzmią jak ciężkie i filozoficzne wywody o życiu. W sumie... i tak nie mam nic do roboty. No to weźmy "Cienie"...
"Mała dziewczynka, duże miasto i jej zdolności. Widzi cień każdej minionej istoty w kolorze ich duszy, jednak pewnego dnia spotyka tajemniczego mężczyznę z kolorowym cieniem. Chce go poznać i dowiedzieć się skąd pochodzi i dlaczego nie widzi swojego koloru." - Uznałem, że to może być ciekawa lektura. Zacząłem więc czytać. Spokojnie, ale szybko, jak to ja. Opisy miasta i ludzi były szczere i dobitne - jakby na prawdę pisało je dziecko. "Ludzie są głupi. Mogę się założyć, że były tu piękne miejsca. Nie dość, że wojna to i jeszcze budowa tych okropnych biurowców musiały to wszystko popsuć. Gdyby to było przynajmniej kolorowe lub przeźroczyste. Architekt musiał mieć naprawdę ponury cień. Kiedy dorosnę będę mądrzejsza i będę mieszkać na wsi. Ktoś mi kiedyś powiedział, że tego świata nie da się uratować... miał rację." - Ten fragment był taki prawdziwy. Uśmiechnąłem się do siebie. Pozostałe książki położyłem obok nogi łóżka i położyłem się z nosem w literach. Usłyszałem kroki na korytarzu, ale postarałem się to zignorować.
 -Inukai, możemy porozmawiać? - Usłyszałem głos Kotori.
"Miej to gdzieś, skup się"' - Przewróciłem się na dalszy bok do drzwi.
 -Słucham.
"Dlaczego akurat teraz ten słuch musiał się uwziąć na nich? Przecież..."
 -Czy przeze mnie Amanda wyrzuciła cię z domu?
"Co?" - Momentalnie zaciekawiłem się ich rozmową. Strona piętnasta. Zapamiętać.
 -Skąd takie pytanie?
Westchnęła.
 -Sama nie wiem...
 -To nie do końca, że przez ciebie, czy przez kogo innego, tylko... pozwalała sobie na za dużo.
Nie drążyła tematu. Najprawdopodobniej pokiwała powoli głową.
Wróciłem do książki. Nie miałem nic ciekawszego do pracy, chociaż... mógłbym chyba komuś pomóc, nie? Ech, sumienie, jak dobrze, że czasem dajesz o sobie znać. Zwlokłem się z ciepłego materaca i wyszedłem na zewnątrz.

 -Riin! Pomógłbyś damie w opresji? - Usłyszałem za sobą kobiecy głos.
Amanda. Kiwnąłem głową, a ona podbiegła do mnie i zaciągnęła do siebie.
Pokazała mi kilka drzew.
 -Zbierzesz z nich owoce? Zostały tylko same czubki, więc nie będzie ich tak dużo.
Zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, podziękowała mi i pocałowała w policzek. To było dziwne uczucie. Zostałem sam w sadzie. Mogłem tylko westchnąć i wziąć się do pracy.
Czułem się za ciężki do tej pracy. Fakt, byłem szczupły, ale nawet przy najmniejszym ruchu grusza skrzypiała niepokojąco, a owoców nie było za wiele.
 -Mści się na nas za Inukai'ego, czy próbuje wywołać u niego zazdrość? Ciekawe... - Mruknąłem.
 -Co ciekawe? - Stała tuż pode mną.
O mało co nie wydarłem się na całe gardło i nie zleciałem na dół.
 -Nie, nic. Mam tylko nadzieję, że nie spadnę... he, he... - Dodałem głośniej.
 -Nie ma się o co bać. Wiele wytrzymała, to i wytrzyma teraz.
"Na to liczę" - Pomyślałem.
Kolejna była jabłoń i śliwa. Z tej drugiej był największy plon. Gdy ujrzała kosze,  klasnęła w dłonie.
 -Jesteś cudowny, może zostaniesz na....
 -Nie dziękuję - Przerwałem jej.
Założyła ręce na ramiona. "Ups?" - Przemknęło mi przez myśl.
 -Dobrze, jesteś wolny. Dzięki - Westchnęła.
Dygnąłem lekko i wyszedłem przed budynek. Zauważyłem Kotori z dzieciakami. Powoli do nich podszedłem.
Młodsi wlepili we mnie wzrok. Przez chwilę poczułem się nieswojo.
 -O, Rin,a skąd się tutaj wziąłeś? - Dziewczyna odwróciła się do mnie.
 -A tak se łaziłem po okolicy - Wzruszyłem ramionami.
 -Wychodził od Amandy! Widziałem! - Zawołał jeden z chłopców.
 -Prosiła o pomoc, więc pomogłem - Odparłem.
Dzieci jej chyba nie lubiły, bo wwierciły swoje spojrzenia we mnie jeszcze bardziej. Dreszcz przeszył mi plecy.
Przekonali mnie do zabawy w chowanego. Oczywiście liczyłem jako pierwszy.
 -Kto się nie schował, ten kryje! - Zawołałem.
 -A tobie co?
Podskoczyłem, razem z moim sercem. Inukai.
 -Możesz nie straszyć?
 -Chowany? Nieźle - Prychnął trochę ironicznie.
"Przezabawne. Naprawdę."
 -Kogoś szukasz, czy coś? - Założyłem ręce na siebie.
 -Rozmawiałem z Blanką, ale potrzebowałbym jeszcze Kotori, bo jeszcze chodzi o dalszą podróż.
Dostrzegłem w jego oczach jakiś błysk rozbawienia. Odwróciłem się na pięcie. Stały tam wszystkie dzieci w dosłownie pół kroku.
 -Raz, dwa trzy za całą waszą gromadkę - Z perfidnym uśmiechem poklepałem drzewo.
Coś jęknęły rozczarowane.
 -Inukai! Obiecałeś go czymś zająć! - Krzyknął jeden z chłopców, chyba Alan.
 -No właśnie!
Uniósł bezbronnie ręce.
 -A gdzie zniknęła Kotori?
Popatrzyły po sobie, a potem wzruszyły ramionami.
Nagle rozległo się wysokie wycie.
 -Idziemy - Szepnąłem.

Pędziłem z Inukai'm przez las w stronę polany.
 -Czekaj - Zatrzymał mnie.
Byliśmy blisko.
 -O co ci chodzi? Przecież...
 -Nie wiemy co się dzieje, więc nie możemy iść bez planu. Pierwsza opcja: jest atakowana, a ona nie daje sobie rady, ja atakuję, ty pilnujesz, żeby nic się nie zajęło. Opcja...
 -Najpierw zobaczmy co się dzieje - Przerwałem mu.
Umilkł z lekko otwartymi ustami, ale skinął głową.
Jak najciszej podeszliśmy do niskich krzaków, oddzielających las od polany. Pierwsze, co nam rzuciło się w oczy był Fabian i Kotori. Szła powoli, do tyłu. Wytężyłem słuch.
 -Proszę, zostaw mnie - Pisnęła.
 -Nie ma mowy. Możesz być żyłką złota, ptaszynko.
"Co tak wyło? On?" - Pomyślałem.
 -Co się dzieje? - Inukai pociągnął mnie za rękaw.
Nakazałem mu milczeć.
 -Jeżeli chcecie Nivi, wybaczcie odeszła.
Zaśmiał się obleśnie.
 -Gdybym chciał Nivi, to bym ją sobie wziął tamtego wieczora, nie? No, ale Soniek, nie będzie pocieszony...
  -Soniek? - Mruknąłem.
Inukai spojrzał na mnie.
 -No cóż, wolę nie przychodzić z pustymi dłońmi...
Wokół niej zatańczyły wysokie płomienie.
 -Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu, czy jakoś tak - Mruknął.
Przez chwilę wyglądała na zagubioną, ale potem zrobiła coś, czego bym się nie spodziewał.
Uniosła się w górę na wielkich konarach.
 -Najwidoczniej to ja będę gołębiem - Zawołała z góry.
Ogień zaczął trawić roślinę. Skoczyła prosto na niego i zaatakowała pnączami. Uskoczył w bok, a ona wylądowała niedaleko niego.
 -Idziemy - Inukai, przedarł się przez krzewiny.
Ruszyłem za nim, a wtedy rozległo się kolejne wycie. Skrzywiłem się lekko. To było nieprzyjemne.
  -Fabian, czy jak tam miałeś! - Gwizdnął.
Spojrzał na niego i uniósł trochę brwi. Kotori również zerknęła na nas. Nagle ponad drzewa wybiła się kolejna postać. Zawyła jeszcze raz i wylądowała pomiędzy nami.
 -Dowód rejestracyjny i paszporty do kontroli, proszę!
Sakura z Ministerstwa. Uśmiechnęła się zawadiacko i ruchem głowy odgarnęła włosy. Zastrzygła uszami. Odwróciła się do Fabiana i zrobiła kilka kroków w jego stronę.
 -A to co? Znęcamy się nad nieletnimi, hm?
 -Zostaw mnie pchlarzu.
 -Jeżeli chciałeś mnie urazić, trochę ci się nie powiodło.
 -Jesteś na mojej ziemi, więc...
 -Jeśli robisz coś złego nawet na niej, mogę ci przemówić do rozsądku.
 -Nic mi nie zrobisz bez tej elficy. Tylko ona potrafi zdjąć z ciebie pieczęcie.
 -Hm, myślisz, że skąd ja się tu wzięłam, co? Pieczęcie przepadły w niepamięć, więc gra skończona, poddaj się, albo zostaniesz zmuszony.
 -Pokaż na co cię stać lisku.
 -Nie nazywaj mnie tak, plugawcze.
Kotori podeszła cichutko do nas.
 -Co tu się działo? - Spytaliśmy niemalże na raz.
 -Znalazł mnie przed tobą - Uśmiechnęła się smutno.
Dalsze wyjaśnienia zagłuszył huk.
Sakura stała w samym sercu płomiennego tornado. Włosy zaczęły bieleć, jedno oczu zaczęło dosłownie płonąć.
 -Czego chcesz jeszcze? - Wycharczała.
Lisica brzmiała jakby razem z nią szczekało stado lisów, czy wilków. Trochę zacząłem się bać.
 -Schowajcie się gdzieś, bo to może nie być przyjemne - Kątem oka spojrzała na nas. - Już.

wtorek, 13 czerwca 2017

LONDYN

Jak w tytule: wyjeżdżam do Londynu do poniedziałku.

Mam nadzieję, że jeszcze tu wrócę i uda mi się skończyć tę historię (więc jestem dostatecznie zdeterminowana 😉). Wolę ostrzec, żeby nie było, że nie ostrzegłam.
I to by było tyle z informacji, może dodam zdjęcia (tym razem na serio, nie jak Pyrkiem).

Poniżej jakiś mój rysunek z Deviantart'a 💙
Agnes
 

niedziela, 11 czerwca 2017

Rozdział #39

Uśmiechnęła się do nas. Na jej twarz wróciły kolory.
 -Nivi trochę mi opowiedziała o zasadach, tego świata. Między innymi o Jadeitowym szlaku i Szklanym stole - Odgarnęła włosy z twarzy.
 -No właśnie, czym jest ten stół? - Zmarszczyłem lekko brwi.
 -Rodzaj sejmu. Funkcja ustawodawcza i kontrolna - Podciągnęła kolano pod brodę.
"Może musiała tam wrócić?" - Pomyślałem.
Nadal była trochę smutna. Inukai pogłaskał jej włosy, a kącik jego ust lekko zadrżał.
 -Ważne, że wszystko wróciło do normy - Szepnął.
Przytaknęła cicho.
 -Przepraszam was - Zawiesiła wzrok na ramie łóżka.
Postukała palcem swoje kolano.
 -Nie masz za co - Odparłem, razem z towarzyszem.
Pokręciła głową.
 -Jestem słaba, a zwłaszcza teraz. Ciągle wpadam w kłopoty, gdy chcę pomóc...
Inukai przerwał jej westchnieniem. Spojrzała na niego. Uśmiechnął się do niej. Pogładził jej ramię.
 -Nie możemy się już rozdzielać. Po prostu.
 -Możecie zawołać Daniela? Obiecałam mu, że potem z nim porozmawiam.
 Wstałem.
 -Za chwilę wrócę.
Wyszedłem z pokoju. Było tam trochę dziwnie. Może dlatego, że nie otrząsnąłem się jeszcze z szoku? W sumie, spodziewałem się takiego efektu, ale nadal było to dla mnie zaskakujące.
Przed domem Blanki czekał Daniel. Był na oko dziesięcioletnim szatynem z niesfornymi włosami, sterczącymi na wszystkie strony i dużymi jasnymi oczami. Miał na sobie trochę przyduże ubrania (chyba po starszym bracie). Uśmiechnął się na mój widok. Odwzajemniłem to.
 -Kotori, prosi, abyś przyszedł - Skinąłem dłonią.
 -Jass! - Podskoczył i zerwał się do drzwi.
Zanim się obejrzałem, zostałem sam na zewnątrz. Westchnąłem i ruszyłem za nim.
Inukai opierał się przy drzwiach. Chłopca nie było. Spojrzał na mnie i odepchnął się od ściany.
 -Rin, wiesz... chciałbym cię przeprosić, za to, co mówiłem w lesie - Wyciągnął do mnie dłoń.
 -Nie ma za co - Uścisnąłem ją. - Widziałem, że cię po prostu poniosło.
Zachichotał nerwowo i podrapał się po głowie.
Wyszliśmy na zewnątrz.
 -Inuuuś!~ Gdzie cię wywiało? - Rozległ się kobiecy głos.
Unieśliśmy wzrok. Amanda. Biegła w naszą stronę, cała w skowronkach. Dosłownie. Nosiła lekką sukienkę w ptasim motywem i kolczyki z piórkami. Mężczyzna westchnął i wymusił uśmiech.
 -Słucham? - Spytał.
 -Obiecałeś przyciąć dzisiaj krzaki za domem - Zatrzepotała rzęsami.
 -Już idę, idę.
Przez chwilę zastanawiałem się, co tu zaszło. Jego uśmiech i ton po części nie były szczere, a wręcz prosiły o pomoc. To było co najmniej dziwne. Czy było tylko dlatego, że... że... nie wiem. Nie mam pojęcia. Spojrzałem w niebo. "To było trochę bezsensu, chociaż byłem nieobecny dwa dni, więc może nie powinienem się odzywać" - Zrobiłem lekki dzióbek do słońca. Było dosyć wysoko.
 -Jest w pół do drugiej, jeżeli chcesz wiedzieć - Usłyszałem za sobą.
To była Blanka. Niosła jakiś kosz. Zaoferowałem pomoc. Odmówiła.
 -Co jest między Inukai'm, a Amandą? - Spytałem.
Zachichotała.
 -Raczej nic, ale lepiej będzie, jak go zapytasz. Wybacz, spieszę się.
Wyminęła mnie, a ja pobiegłem za nią.
 -No właśnie wolałbym uniknąć jakiejś niemiłej sytuacji związaną z tą sytuacją...
 -Niestety, ja ci nie pomogę - Odparła. - Pogadaj z Kotori, może ona coś wie.
Poszliśmy do ogródka za domem. Były tam tylko grządki warzyw, kilka kwiatów.
 -Nadal tu jest październik?
 -A tam jest? Zapamiętaj, tu jest różnica sześciu miesięcy do przodu, więc teraz jest kwiecień.
Poszła do szopy, nucąc pod nosem. Westchnąłem krótko i odwróciłem się na pięcie.
***
Łaziłem po okolicy, bez najmniejszego celu i sensu. Trochę mi się nudziło, mijałem dzieciaki, rozmawiałem z kilkoma mieszkańcami, o życiu po drugiej stronie. Zgłodniałem, więc swoje kroki skierowałem do domu. Pachniało czymś dobrym, jakby gulaszem. Podszedłem do pierwszych drzwi, prowadzących do jadalni bądź małej kuchni. Otworzyłem je i zobaczyłem Kotori, krzątającą się przy kuchence gazowej. To ona gotowała. Upięła włosy w wysoki kok i nie pozwalała, aby żaden kosmyk przeszkadzał jej w pracy. Coś śpiewała pod nosem, ale uniosła wzrok, gdy przekroczyłem próg.
 -Nie powinnaś odpoczywać? - Założyłem ręce na piersi.
 -Czuję się lepiej, gdy coś robię - Wróciła do poprzedniego zajęcia. - A tak poza tym, za niedługo ruszamy dalej, prawda?
Zamilkłem na chwilę i usiadłem przy stole.
 -Możemy pogadać? - Oparłem głowę na palcach.
 -Oczywiście - Odparła, wyjmując miskę.
 -Jak tam było?
Zatrzymała się w pół ruchu.
 -Ciemno i zimno. Bałam się i to bardzo. Nie mogłam się ruszać, nie musiałam oddychać... to trudne do opisania.
 -Rozumiem. A co gotujesz?
 -Gulasz. Chcesz spróbować - Uśmiechnęła się połowicznie.
Był dobry, może nie najlepszy, ale dobry. Trochę mdły, ale w porządku.
 -Dodałam sporo przypraw, ale wiele rzeczy jest lepsze następnego dnia - Wydęła lekko górną wargę.
Do pokoju wszedł Inukai ze swoją torbą. Rozejrzał się i przez chwilę zatrzymał wzrok na dziewczynie.
 -A ty nie...
 -Naodpoczywałam się po drugiej stronie - Przerwała mu.
 -Gdzieś idziesz? - Wskazałem torbę.
 -A, nie po prostu, eee... trochę się posprzeczałem z Amandą i...
 -Wywaliła cię z domu?
 -Sam odszedłem. Stwierdziłem, że skoro jej przeszkadzam, to nie jestem jej potrzebny - Wzruszył ramionami i usiadł obok.
 -To co z tobą teraz będzie? - Kotori również zajęła miejsce.
 -Poszukam Blankę i zobaczymy - Nie wyglądał na przejętego tą sytuacją.
 -Kiedy ruszamy dalej? - Popatrzyłem po nich, po chwili ciszy.
 -Myślałam o jutrze, ale...
 -Ale?
 -Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tu wrócimy. Może nie razem, ale ogólnie - Zabawiła się palcami u dłoni.
 -Mnie tu na razie nic nie trzyma - Mruknął Inukai.
 -Porozmawiamy z Blanką i zobaczymy - Wstałem od stolika, kończąc na tym rozmowę.