sobota, 2 czerwca 2018

Rozdział #46

Inukai nadal starał się zrozumieć to, co się stało przed chwilą. Ja w sumie również.
 -No nie mówcie, że nadal jesteście obrażeni, no - rzuciła lisica.
Towarzysz tylko coś odburknął i spojrzał w bok.
 -No może nie od razu obrażeni, ale… jest to pewnego rodzaju żal -powiedziałem.
 - Ciebie to jeszcze zrozumiem, ale Inukajec? - Prychnęła.
 -A czy ja mówiłem, że to na ciebie jestem obrażony?
 -No tak, to przecież wina Hanao, że jest taki uroczy -mruknęła.
Wziął głębszy wdech. "Oho, za chwilę się wścieknie" - odsunąłem się od niego o pół kroku.
 -Pewnie tak -westchnął. - Nie mam, w każdym razie, ochoty się kłócić. Ile jeszcze do tej Ostoi?
 -Od kilku metrów jesteśmy na jej terytorium. Gratuluję - odwróciła się do nas. - Szampana?
 -Przezabawne.
***
Szliśmy dalej. Mijaliśmy domy, pojedyncze stragany i małe schroniska. Wszystko było zbudowane z cegły i drewna. Cała okolica była taka cicha i spokojna. Dzieciaki biegały po ulicach, niezadowolone gęsi gęgały między sobą, a psy, czy inne zwierzęta, przecinały drogę. Na niebie nie było zbyt wielu chmur, lecz raz na jakiś czas przelatywały stada wróbli lub gołębi. Czasami zawieszałem wzrok na grupce dzieci, popisujących się swoimi umiejętnościami. Rzucały do siebie kulkami z wody, zamiatały liście małymi tornadami. Robiły wszystko razem, co im przyszło na myśl. Czasami na nas spoglądały i chichotały między sobą.
 -Macie się gdzie podziać? – Sakura obróciła się na pięcie.
Inukai przytaknął cicho, wyjmując złożoną kartkę z kieszeni.
 -Mamy się tam udać – dodał, po wręczeniu jej lisicy.
 -To nie daleko centrum Ostojki. Luzik, przed wieczorem będziemy na miejscu – wyszczerzyła zęby, wsuwając kartkę w swoją kieszeń. – Idziemy, towarzysze~!
Szliśmy dalej. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że przyspieszyłem. Coś ciągnęło mnie do przodu.
 -Nie szalej tak, bo się zgubisz, Riniek – Sakura dała mi kuksańca, gdy tylko wyrównałem z nią kroku.
 -Heh, no widzisz, tak jakoś wyszło – uśmiechnąłem się lekko.
 -Jakoś będziemy z tym żyć – westchnęła lekko i założyła ręce na siebie.
 Rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Dowiedziałem się między innymi, że jest piątka bogów, cztery bóstwa i było sześć archaniołów.
 -Teraz będę ja, Shinimaru, Mimizu, Daichi i Kuuki. Z bóstw, na chwilę obecną, poznałeś Hisui’ego, ale poza nim jeszcze jest Leonard i Rena.
 -Domyślam się, że Mimizu jest od wody, Daichi od ziemi, a Kuuki od wiatru, ale, że tak powiem… do czego służą bóstwa?
Zaśmiała się lekko.
 -Status bóstwa można uzyskać tylko wtedy, gdy zostajesz wybrany na boga, lub gdy… innemu bogu zmięknie serduszko.
 -Hę?
 -Inaczej nie mogę ci tego wyjaśnić. Po prostu tak jest. Wytłumaczę ci na przykładzie Hisui’ego, bo to jest najciekawsza historia. Opowiedział mi ją, po jakieś popijawie z ludźmi z Ministerstwa.
 -To tak można?
 -Jak?
 -No, że bóg lub bóstwo mogą sobie siedzieć ze zwykłymi, że tak powiem, ludźmi?
 -Oczywiście, bóg i bóstwo to też człowiek, nie? – Zachichotała.
 -Nie miałem właśnie pewności…
 -Ale teraz słuchaj. Z tego co zrozumiałam, wyglądało to tak, że Hisiek, był zwykłą lamią. Żył sobie bez większych zmartwień na karku i jakoś to leciało. Do czasu. Jego dom i rodzina została spalona. Wszyscy, oprócz niego. Uciekł z lekkimi obrażeniami. W ten sposób wylądował na marginesie społecznym. Lamie oraz inne takie krzyżówki swego czasu były prześladowane. No, sytuacja co najmniej niemiła. Żył na ulicy przez całe dwa miesiące. Potem, z wycieńczenia i chorób, umarł. Odszedł zapamiętany przez nikogo. Oczywiście, jak do każdego umarłego, przyszedł Shinimaru. I gdy już chciał wziąć od niego duszę, coś go tknęło. Nikt nie wie, co. Podobno Hisui obudził się i poprosił o wodę. Tak po prostu. Potem oczywiście, gdy wziął lamię na górę, miał sporo nieprzyjemności z Akabem. Hisui był pierwszym bóstwem ze świadomego wyboru boga.
 -Ciekawe – usłyszałem głos Inukai’ego.
Spojrzałem do tyłu. Szedł obok Kotori z… tą małą wróżką na głowie. Już otworzyłem lekko usta, aby coś powiedzieć, ale rzucił tylko:
 -Wiem.
 -Do twarzy ci. Jesteś wtedy taki trochę mniej straszny, hehe – Sakura również się odwróciła.
 -Zostawię to bez komentarza – mruknął.
 -A jak było w wypadku pozostałych bóstw? – Spytała dziewczyna.
 -Hm… hm hm hm… w smie to nie wiem, bo jakoś rzadko się ich widuje, bo siedzą na górze i tam zazwyczaj mają sporo roboty. Mogę wam powiedzieć, że Rena zajmuje się utrzymaniem istnienia tej strony w tajemnicy, a Leo… cóż, na co dzień, z tego co mi wiadomo, ogarnia literaturę i sztukę w jakimś ładzie, czasami pomaga w tłumaczeniu pewnych dzieł…
 -Po co chcecie się nadal chować przed drugą stroną? Nie było by wam łatwiej? – Mężczyzna wyglądał na nieco zaskoczonego.
 -Tia, zastawialiśmy się nad tym , przy okazji któregoś Szklanego Stołu, ale stwierdziliśmy, że jesteśmy za bardzo do tyłu, lub wy zbyt do przodu. Dogonienie was i jeszcze zadbanie o dobro obywateli, nie idzie ze sobą w parze. Jesteśmy szczęśliwi z tym, co mamy. Może czasami wkradamy się do was i coś podbieramy, ale zawsze podajemy to jako zasługa waszego świata. Uświadomienie was o istnieniu nas, mogłoby być czasochłonne i zbyteczne, bo nie przyniosło by to nam, ani wam, dużych korzyści. Doszło by jeszcze  do problemy z tym, że nie każdy może się tu dostać.
 -Nie? – Zapytaliśmy niemal jednocześnie.
 -Osoba pozbawiona umiejętności związanych z żywiołem, lub z magią, nie da rady się tu dostać. Po prostu tak jest.
Spojrzeliśmy po sobie.
 -Wygląda na to, że mamy szczęście, co nie? – Westchnąłem cicho.
***
Po południu doszliśmy na miejsce. Szyld mówił, że jesteśmy w „Smoczym Gnieździe”.
 -To tutaj – lisica otworzyła drzwi.
Weszliśmy do sporej, jasnej sali. Po jej prawej stronie stał barek, a za nim – wysoki mężczyzna z krótkimi ciemnymi włosami. Patrzył na nas, jakby czekał, aż podejdziemy. Uśmiechnął się ciepło.
 -Dzień dobry państwu.
Zanim zdążył cokolwiek dodać, Inukai położył przed nim kartkę, którą wcześniej pokazał Sakurze.
 -Ryukai powiedział mi, że wystarczy pokazanie tego świstka.
Recepcjonista przysunął papier bliżej siebie i przyjrzał się uważnie. Po dłuższej chwili skinął głową parę razy, wyszedł zza lady i zaprosił nas na górę.
 -Cóż, gdyby Ryu zgłosił się wcześniej, może znalazłbym dwa pokoje, ale teraz Kokunotte jest dzisiaj… Będzie tylko jeden. Przykro mi.
 -Zna pan go? – Towarzysz wyrównał z nim krok.
 -Przychodzi tu, mniej więcej, co tydzień, a ja do niego co miesiąc, czasem półtora.
 -Jest fryzjerem, prawda?
Skinął głową i wręczył mu klucz.
 -Mówcie mi Marco, a w razie problemów będę albo ma dole, albo w pokoju obok.
 -Jestem…
 -Inukai, Rin oraz Kotori.
 -Skąd ty…
 -Z kartki. Nie przyjrzałeś się jej dokładnie, nie? Napisał wasze imiona, ale nie napisał daty, często zapomina, albo nie pisze o jednej rzeczy. Ogólnie, jest to bardzo interesujący gość.
 -Będzie jeszcze w tym tygodniu?
 -Jeżeli do niego napiszę, to może uda mu się jakoś pojawić. Dlaczego pytasz?
 -A tak… z ciekawości – Inukai podrzucił kluczem w dłoni. –Dziękujemy bardzo za pokój. Chodźcie na górę.
 
(rysunek mojego autorstwa)