Inukai
nadal starał się zrozumieć to, co się stało przed chwilą. Ja w sumie również.
-No
nie mówcie, że nadal jesteście obrażeni, no - rzuciła lisica.
Towarzysz
tylko coś odburknął i spojrzał w bok.
-No
może nie od razu obrażeni, ale… jest to pewnego rodzaju żal -powiedziałem.
-
Ciebie to jeszcze zrozumiem, ale Inukajec? - Prychnęła.
-A
czy ja mówiłem, że to na ciebie jestem obrażony?
-No
tak, to przecież wina Hanao, że jest taki uroczy -mruknęła.
Wziął
głębszy wdech. "Oho, za chwilę się wścieknie" - odsunąłem się od
niego o pół kroku.
-Pewnie
tak -westchnął. - Nie mam, w każdym razie, ochoty się kłócić. Ile jeszcze do
tej Ostoi?
-Od
kilku metrów jesteśmy na jej terytorium. Gratuluję - odwróciła się do nas. -
Szampana?
-Przezabawne.
***
Szliśmy
dalej. Mijaliśmy domy, pojedyncze stragany i małe schroniska. Wszystko było
zbudowane z cegły i drewna. Cała okolica była taka cicha i spokojna. Dzieciaki
biegały po ulicach, niezadowolone gęsi gęgały między sobą, a psy, czy inne
zwierzęta, przecinały drogę. Na niebie nie było zbyt wielu chmur, lecz raz na
jakiś czas przelatywały stada wróbli lub gołębi. Czasami zawieszałem wzrok na
grupce dzieci, popisujących się swoimi umiejętnościami. Rzucały do siebie
kulkami z wody, zamiatały liście małymi tornadami. Robiły wszystko razem, co im
przyszło na myśl. Czasami na nas spoglądały i chichotały między sobą.
-Macie się gdzie podziać? – Sakura obróciła
się na pięcie.
Inukai
przytaknął cicho, wyjmując złożoną kartkę z kieszeni.
-Mamy się tam udać – dodał, po wręczeniu jej
lisicy.
-To nie daleko centrum Ostojki. Luzik, przed
wieczorem będziemy na miejscu – wyszczerzyła zęby, wsuwając kartkę w swoją
kieszeń. – Idziemy, towarzysze~!
Szliśmy dalej. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że przyspieszyłem. Coś ciągnęło mnie do przodu.
Szliśmy dalej. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że przyspieszyłem. Coś ciągnęło mnie do przodu.
-Nie szalej tak, bo się zgubisz, Riniek –
Sakura dała mi kuksańca, gdy tylko wyrównałem z nią kroku.
-Heh, no widzisz, tak jakoś wyszło –
uśmiechnąłem się lekko.
-Jakoś będziemy z tym żyć – westchnęła lekko i
założyła ręce na siebie.
Rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Dowiedziałem
się między innymi, że jest piątka bogów, cztery bóstwa i było sześć
archaniołów.
-Teraz będę ja, Shinimaru, Mimizu, Daichi i
Kuuki. Z bóstw, na chwilę obecną, poznałeś Hisui’ego, ale poza nim jeszcze jest
Leonard i Rena.
-Domyślam się, że Mimizu jest od wody, Daichi
od ziemi, a Kuuki od wiatru, ale, że tak powiem… do czego służą bóstwa?
Zaśmiała się lekko.
Zaśmiała się lekko.
-Status bóstwa można uzyskać tylko wtedy, gdy
zostajesz wybrany na boga, lub gdy… innemu bogu zmięknie serduszko.
-Hę?
-Hę?
-Inaczej nie mogę ci tego wyjaśnić. Po prostu
tak jest. Wytłumaczę ci na przykładzie Hisui’ego, bo to jest najciekawsza
historia. Opowiedział mi ją, po jakieś popijawie z ludźmi z Ministerstwa.
-To tak można?
-Jak?
-No, że bóg lub bóstwo mogą sobie siedzieć ze zwykłymi, że tak powiem, ludźmi?
-Oczywiście, bóg i bóstwo to też człowiek, nie? – Zachichotała.
-Jak?
-No, że bóg lub bóstwo mogą sobie siedzieć ze zwykłymi, że tak powiem, ludźmi?
-Oczywiście, bóg i bóstwo to też człowiek, nie? – Zachichotała.
-Nie miałem właśnie pewności…
-Ale teraz słuchaj. Z tego co zrozumiałam,
wyglądało to tak, że Hisiek, był zwykłą lamią. Żył sobie bez większych
zmartwień na karku i jakoś to leciało. Do czasu. Jego dom i rodzina została
spalona. Wszyscy, oprócz niego. Uciekł z lekkimi obrażeniami. W ten sposób
wylądował na marginesie społecznym. Lamie oraz inne takie krzyżówki swego czasu
były prześladowane. No, sytuacja co najmniej niemiła. Żył na ulicy przez całe
dwa miesiące. Potem, z wycieńczenia i chorób, umarł. Odszedł zapamiętany przez
nikogo. Oczywiście, jak do każdego umarłego, przyszedł Shinimaru. I gdy już
chciał wziąć od niego duszę, coś go tknęło. Nikt nie wie, co. Podobno Hisui
obudził się i poprosił o wodę. Tak po prostu. Potem oczywiście, gdy wziął lamię
na górę, miał sporo nieprzyjemności z Akabem. Hisui był pierwszym bóstwem ze
świadomego wyboru boga.
-Ciekawe – usłyszałem głos Inukai’ego.
Spojrzałem
do tyłu. Szedł obok Kotori z… tą małą wróżką na głowie. Już otworzyłem lekko
usta, aby coś powiedzieć, ale rzucił tylko:
-Wiem.
-Do twarzy ci. Jesteś wtedy taki trochę mniej
straszny, hehe – Sakura również się odwróciła.
-Zostawię to bez komentarza – mruknął.
-A jak było w wypadku pozostałych bóstw? –
Spytała dziewczyna.
-Hm… hm hm hm… w smie to nie wiem, bo jakoś
rzadko się ich widuje, bo siedzą na górze i tam zazwyczaj mają sporo roboty.
Mogę wam powiedzieć, że Rena zajmuje się utrzymaniem istnienia tej strony w
tajemnicy, a Leo… cóż, na co dzień, z tego co mi wiadomo, ogarnia literaturę i
sztukę w jakimś ładzie, czasami pomaga w tłumaczeniu pewnych dzieł…
-Po co chcecie się nadal chować przed drugą
stroną? Nie było by wam łatwiej? – Mężczyzna wyglądał na nieco zaskoczonego.
-Tia, zastawialiśmy się nad tym , przy okazji któregoś
Szklanego Stołu, ale stwierdziliśmy, że jesteśmy za bardzo do tyłu, lub wy zbyt
do przodu. Dogonienie was i jeszcze zadbanie o dobro obywateli, nie idzie ze
sobą w parze. Jesteśmy szczęśliwi z tym, co mamy. Może czasami wkradamy się do
was i coś podbieramy, ale zawsze podajemy to jako zasługa waszego świata. Uświadomienie
was o istnieniu nas, mogłoby być czasochłonne i zbyteczne, bo nie przyniosło by
to nam, ani wam, dużych korzyści. Doszło by jeszcze do problemy z tym, że nie każdy może się tu
dostać.
-Nie? – Zapytaliśmy niemal jednocześnie.
-Osoba pozbawiona umiejętności związanych z
żywiołem, lub z magią, nie da rady się tu dostać. Po prostu tak jest.
Spojrzeliśmy
po sobie.
-Wygląda na to, że mamy szczęście, co nie? –
Westchnąłem cicho.
***
Po
południu doszliśmy na miejsce. Szyld mówił, że jesteśmy w „Smoczym Gnieździe”.
-To tutaj – lisica otworzyła drzwi.
Weszliśmy
do sporej, jasnej sali. Po jej prawej stronie stał barek, a za nim – wysoki mężczyzna
z krótkimi ciemnymi włosami. Patrzył na nas, jakby czekał, aż podejdziemy.
Uśmiechnął się ciepło.
-Dzień dobry państwu.
Zanim
zdążył cokolwiek dodać, Inukai położył przed nim kartkę, którą wcześniej
pokazał Sakurze.
-Ryukai powiedział mi, że wystarczy pokazanie
tego świstka.
Recepcjonista
przysunął papier bliżej siebie i przyjrzał się uważnie. Po dłuższej chwili
skinął głową parę razy, wyszedł zza lady i zaprosił nas na górę.
-Cóż, gdyby Ryu zgłosił się wcześniej, może
znalazłbym dwa pokoje, ale teraz Kokunotte jest dzisiaj… Będzie tylko jeden.
Przykro mi.
-Zna pan go? – Towarzysz wyrównał z nim krok.
-Przychodzi tu, mniej więcej, co tydzień, a ja
do niego co miesiąc, czasem półtora.
-Jest fryzjerem, prawda?
Skinął
głową i wręczył mu klucz.
-Mówcie mi Marco, a w razie problemów będę
albo ma dole, albo w pokoju obok.
-Jestem…
-Inukai, Rin oraz Kotori.
-Skąd ty…
-Z kartki. Nie przyjrzałeś się jej dokładnie,
nie? Napisał wasze imiona, ale nie napisał daty, często zapomina, albo nie
pisze o jednej rzeczy. Ogólnie, jest to bardzo interesujący gość.
-Będzie jeszcze w tym tygodniu?
-Jeżeli do niego napiszę, to może uda mu się jakoś
pojawić. Dlaczego pytasz?
-A tak… z ciekawości – Inukai podrzucił kluczem w dłoni. –Dziękujemy bardzo za pokój. Chodźcie na górę.
-A tak… z ciekawości – Inukai podrzucił kluczem w dłoni. –Dziękujemy bardzo za pokój. Chodźcie na górę.
(rysunek mojego autorstwa)