Poszliśmy za ladę, czyli tam, gdzie
było źródło dźwięku. Nikt nas nie zauważył, kiedy mijaliśmy
blat.
Pod oknem w magazynku leżał nóż.
Jego rękojeść była zrobiona z ciemnego i lakierowanego drewna.
Rzeźbienia na niej przedstawiały roślinę, która oplatały cały
obszar. Ostrze jednak nie wyróżniało się niczym od innych. Kotori
wzięła go do ręki. Metal błysnął czerwienią. Dziewczyna
patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
-Może lepiej będzie jak go
odłożysz...?- zaproponowałem jej, powoli się wycofując.
Uśmiechnęła się niebezpiecznie.
-Myślisz, że go odłoży? Nie łudź
się na to- usłyszałem.
To był ten sam głos, co słyszałem
podczas pojedynku.
-T... to ty?- szepnąłem.
-W rzeczy samej- odpowiedział.
„Cholera. Trza wiać”- pomyślałem.
Wpadłem do głównej sali. Zobaczyłem
Inukai'ego. Spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.
-Uciekaj!- rzuciłem.
Potknąłem się o własne nogi. Prawie
uderzyłem o kant stołu.
-Ojej. Wszystko w porządku?- spytała
słodkim i niewinnym głosem Kotori.
Właśnie mijała ladę. Zerknęła na
mężczyznę.
-Odłóż ten nóż- syknął.
Zachichotała wyraźnie rozbawiona.
Zszedł na dół i rozłożył ręce, aby pokazać jej, jego
bezbronność.
-Widzisz? Nie mam nic przy sobie, więc
radziłbym tobie, abyś odłożyła to, co masz w ręku- powiedział
powoli.
Podniosłem się, chwytając krawędzi
stołu. Przeniosła na mnie wzrok.
-Lepiej zostań tam, gdzie jesteś-
warknęła.
-Ej, ej, ej. Co tu się dzieje?-
usłyszałem głos Ourella.
-Na pewno nic dobrego- szepnął
Inukai.
Kotori zerknęła na niego. Pobiegła w
jego stronę z oszałamiającą prędkością. W ostatniej chwili zza
pasa wyjął rapier i szybkim ruchem sparował jej atak.
-Oż ty... -syknął jeździec.
Podprowadziła go pod ścianę, bez
żadnej drogi ucieczki. Dziewczyna nie wyglądała na zmęczona
ciągłymi atakami, kiedy Ourell z coraz większym trudem odpierał
ostrze. W pewnym momencie zrezygnowały upuścił rapier na podłogę,
a ona uśmiechnęła się zadowolona.
-I tu zostań- poleciła mu.
Odtrąciła rapier nogą na pewną
odległość. Spojrzała na mnie i na Inukai'ego. Zagarnęła włosy
za ucho i westchnęła cicho.
-Wybacz, że się powtarzam, ale: ODŁÓŻ
TEN CHOLERNY NÓŻ!-
krzyknął Inukai.
-Jeju, nie krzycz tak- odparła z niesmakiem Kotori.
Zapadła cisza. Nawet nie mieliśmy odwagi ruszyć się z miejsca.
-Mam nadzieję, że pozwolisz... dzięki- wzięła w dłoń rapier.
Ourell posłał w jej stronę wściekłe spojrzenie.
-Nie martw się. Za chwilę oddam- uspokoiła go.- Jednakże, nie
obiecuję, że będzie czysty.
Zerknęła w moją stronę. Gdzieś w głębi tego spojrzenia, była
drwina i... strach? Nie byłem pewny. Rzuciła w stronę Inukai'ego
rapier. Złapał go w locie i spojrzał na nią nieufnie. Ponownie
zachichotała rozbawiona.
-Nie patrz tak. To zawstydza- zasłoniła dłonią rumieniec.-
Wracając... zmierz się ze mną, ale wiesz, tak na śmierć i życie.
-Ty chyba żartujesz- wydusił z siebie.
Pokręciła głową. Podeszła leniwym krokiem do okna i wsłuchała
się w bębniący, o szyby deszcz. Wtem rozległ się grzmot.
-Deszcz jest taki piękny... -westchnęła cicho i pogładziła szybę
wierzchem dłoni.
Wróciła do nas wzrokiem. Ourell podniósł się z ziemi.
-Lepiej nie przeszkadzajcie- szepnęła.
Pobiegła w stronę Inukai'ego. Zaskoczony cofnął się o krok,
unikając ataku. Włosy zasłoniły część jej twarzy, a spomiędzy
nich widać było niebezpieczny uśmiech i błysk w oku.
-Tak jak myślałam... będzie ciekawie- mruknęła.
Bałem się ruszyć. Tuż przede mną rozgrywała się walka o śmierć
i życie, a ja stałem bezczynnie i przyglądałem się im jak
aktorom w sztuce nazywanej „Życiem”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz