środa, 1 czerwca 2016

Rozdział #14

Później nastał czas pożegnań. Uścisnęliśmy sobie dłonie.
-Wpadnijcie jeszcze, kiedyś- puścił do oko Ourell.
-Może - mruknął Inukai.
Odprowadzili nas na wybrzeże. Ostatni raz pomachaliśmy sobie rękoma. Jeszcze przez długi czas czułem, jak towarzyszą nam wzrokiem. Wyjąłem mapę od Natsuny. Zauważyłem, że nas oznaczający punkt porusza się razem z otoczeniem. Inukai spojrzał przez moje ramię.
-Muszę się w końcu przyzwyczaić do tego świata - westchnął cicho.
Spojrzałem przed siebie. Kotori prowadziła i rozglądała się zaciekawiona po okolicy.
-Może pójdziemy w stronę lasu? - zaproponowała.
-Czemu nie? - wzruszył ramionami Inukai.
Poszliśmy za wydmy, gdzie zaczynał się las. Było tam trochę ciemniej i chłodniej. Co pewien czas słyszeliśmy jak coś szeleści pomiędzy gałęziami.
-Chyba wyczuwam kolejną burzę... - Kotori wyrównała z nami krok, spoglądając na nas zaniepokojona.
-Z cukru nie jesteśmy - stwierdził Inukai.
"Mógłbyś czasem okazać więcej emocji"- pomyślałem.
Faktycznie niedługo później zaczęło padać. Schowaliśmy się pod drzewem.
-Nie żeby coś, ale nie uważam, żeby to był dobry pomysł - wtrąciłem nieśmiało.
- Jeśli coś się schrzani to: ja powstrzymam ognień, ty to ugasisz, a Kotori- postara się o nie zawalenie się drzewa, pasi? - mężczyzna rozłożył znacząco dłonie.
-Ok, poddaję się - machnąłem ręką.
Zauważyłem jak dziewczyna patrzy na niebo.
-Zawsze lubiłam deszcz - mruknęła.
-Muszę się zgodzić - zgodziłem się z nią.
Usiadła pod drzewem. Zaczęła coś cicho nucić.
Wyszedłem z suchego pola pod drzewem (no może nie do końca suchego, ale na pewno bardziej niż reszta). Łzy deszczu uderzały mnie, a ja patrzyłem w niebo. Wyglądało na to, że to tylko ulewa, aniżeli  coś większego.
Wtedy usłyszałem cichy i krótki krzyk Kotori. Odwróciłem się gwałtownie. Nie było jej. Podbiegłem do Inukai'ego, który usnął (zadziwiająco szybko) przy drzewie.
-Wstawaj! Kotori zniknęła - potrząsnąłem go za kołnierzyk.
Jego twarz wykrzywił trochę grymas niechęci (a może bólu? Sam nie wiedziałem).
-C... co? - jęknął.
-Ktoś lub gorzej COŚ porwało Kotori, więc lepiej by było gdybyśmy się w końcu stąd ruszyć - wycedziłem przez zęby.
Wstał i rozprostował plecy.
-Zatem... gdzie mamy iść? - spojrzał na mnie.
Wskazałem dłoniom las.
-Zawsze coś - stwierdził.- Chodź, bo jeszcze coś jej zrobią.
Jego głos dopiero teraz ujawnił (niezbyt wiele, ale nie można mieć wszystkiego) emocje. Był trochę przejęty.
Szliśmy szybko, ale uważnie badaliśmy teren wzrokiem. Milczeliśmy. Jakoś mogliśmy się porozumieć bez słów. Po pewnym czasie doszliśmy do... ruin. Tym razem innych. Na częściach budowli siedziała dwójka ludzi. Obserwowali nas. Poczułem się trochę nieswojo.
- To tu - mruknął Inukai.
Ruszył przed siebie. Wtedy niebo rozdarła blada błyskawica, lecz on nadal parł przed siebie. Niepewnym i trochę wolniejszym krokiem od niego, poszedłem za nim. Usłyszałem grzmot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz