Pokój
nie był specjalnie duży. Tuż obok wejścia była łazienka, na lewo od niej
piętrowe łóżko, kolejna była zielonkawa wersalka, stojąca w ładnym wykuszu,
otoczonym oknami. Na prawo od nas zauważyłem niedużą, czarną szafę. Podłoga
była drewniana i przyjemnie skrzypiała, gdy się po niej chodziło. Sakura, razem
z Kotori usiadły na małej kanapie. Lisica od razu założyła nogę na nogę i
spojrzała na mnie i Inukai’ego.
-Śpię na dole – oznajmił towarzysz i położył
torbę na niższym materacu.
-Lęk wysokości? – Lisica przeniosła na niego
spojrzenie.
Wzruszył
ramionami.
-Nie chcę się obawiać, że jak się obudzę to
walnę głową o sufit. Rin jest drobniejszy i będzie mu tam wygodniej, niż mi.
No, chyba, że jednak masz lęk wysokości, Rin, to wtedy oddaję dolną pryczę.
Nie
było to dla mnie problemem, zwłaszcza, że lubiłem czasami patrzeć w sufit i
pomyśleć.
-Spokojnie, jest dobrze – otworzyłem szafę.
Miała
kilka półek, lustro na wewnętrznej stronie lewego skrzydła i komorę z siedmioma
wieszakami. Podobała mi się. Była z jasnego drewna, a wieszaki z nieco
ciemniejszego.
-Rin, Narnii tam szukasz? – Lisica spojrzała
mi przez ramię.
Odwróciłem
się szybko. Ona zdążyła się odsunąć
-Przestraszyłaś mnie – spojrzałem na nią
szerzej otwartymi oczami.
-Ech Riniek, ty to taki delikatny jesteś…
Zacisnąłem
usta i odłożyłem swoje rzeczy. Przeszedłem do głównego pomieszczenia. Kotori
patrzyła za okno, a Inukai nadal leżał na łóżku. Założył ręce za głowę.
-No to jesteśmy w Ostoi. Jeszcze do końca w to
nie wierzę, ale, teraz musimy odnaleźć Natsunę, co nie, Rin?
Spojrzał
na mnie. W jego oczach zaszła jakaś zmiana. Nie był to już wzrok obojętny, zimny,
czy bez wyrazu. Zrobił się jakoś tak bardziej przyjazny i mniej groźny, niż
jeszcze parę dni temu.
-Oczywiście, po to tu przyszliśmy – klapnąłem
sobie na wersalce. –Co tam, Kotori?
-Rozkładają stragany. Całkiem sporo tego.
Sakura, o której się to zaczyna? – Odrzekła spokojnie.
-Coś około dwudziestej. Aktualnie dochodzi
piąta, więc jeszcze mamy czas, na pokręcenie się wokół, zanim tuman ludzi zdąży
nas rozdeptać… pięć razy. To dosyć spora impreza lokalna i za każdym razem jest
duże prawdopodobieństwo, że pojawi się Hisui, czy Akabe. Ale w tym roku będzie
moja osoba i inni powinni wiedzieć kim ja będę za te parę tygodni.
-Masz niesamowite mniemanie o sobie – mruknął
towarzysz.
-A co mam nie mieć? Znam swoje miejsce na tym
świecie i wiem dokąd dążę.
-Pewnie masz rację. Nie mogłaś zrezygnować z
danego przeznaczenia – westchnął.
-Właśnie tak, mój przyjacielu. Nie miałam innej
drogi, chociaż sama jej nie obrałam. Trudne jest takie życie – podrapała się z
tyłu głowy. – A Kotori, chodź się przejść, pokażę ci parę rzeczy.
Dziewczyna
odwróciła się do niej i z lekkim uśmiechem skinęła głową.
-Wrócimy za jakieś dwie, no może półtorej
godziny. Wtedy macie być już wyszykowani i gotowi, rozumiecie?
Przytaknęliśmy, a lisica pokazała białe kły.
Przytaknęliśmy, a lisica pokazała białe kły.
-No to lecim~~
Sakura
otworzyła drzwi.
-A, tutaj jesteście – usłyszeliśmy chłopięcy
głosik.
Inukai,
jakby automatycznie, się podniósł i spojrzał w kierunku wyjścia.
-Hanasiek, ty to masz wyczucie… właśnie
wychodziliśmy – Sakura wyminęła go w przejściu.
-Ale tylko ty i ta dziewczyna, czyli za jakiś
czas wrócicie.
Lisica
westchnęła ciężko.
-Możesz zostać, ale nie wiem, czy przeżyjesz,
bo wiesz… tutaj lubią takie małe liski…
-EJ, EJ, EJ, NIE RÓB ZE MNIE JAKIEGOŚ ZBOKA,
DOBRA?! – Inukai zerwał się z materaca, uderzając czołem o ramę wyższego łóżka.
Odbił
się od niej i wylądował ponownie na materacu. Syknął i podkulił lekko nogi.
-Wszystko w porządku Inukai? – Spytała
zaniepokojona Kotori.
-Żyję, spokojnie. Jak coś, to Rin mnie
ogarnie, nie? – Próbował stłumić wrzask.
Przytaknąłem.
Przytaknąłem.
-Bawcie się dobrze – Hanao zamknął za nimi
drzwi.
Lisek
usiadł na krawędzi łóżka mężczyzny.
-Bardzo boli?
Skinął
głową. Wstałem i poszedłem do łazienki. Odkręciłem tam zimną wodę, stworzyłem z
niej małą bańkę i wróciłem do poszkodowanego.
-Uwaga zimne – delikatnym ruchem ręki
skierowałem bąbel na czoło przyjaciela.
Zabrał
dłoń z twarzy ukazując czerwony pasek nieco ponad brwiami i kilka łez na
policzkach.
-Jak bardzo źle to wygląda? – Mruknął.
-Jakby ci się coś odcisnęło na czole, mocno –
wykrzywiłem usta w dziwnym grymasie.
Syknął,
gdy kulka dotknęła skóry. Hanao usiadł na wysokości guza i ze sporą dozą
ciekawości zaczął wbijać palec w wodę.
-To może być nienajlepszy pomysł –
powiedziałem.
Przeniósł
na mnie wzrok.
-Ale umiesz kontrolować wodę, nie?
-No niby tak, ale…
Zanim
skończyłem, lisek wwiercił pazurek w bańkę. Nie byłem w stanie opanować nagle
rozerwanej błony. Zimna woda rozlała się po całej twarzy i włosach Inukai’ego.
-Rin co ty odpier…
-Przepraszam, przepraszam, przepraszam! To
byłem ja, ale nie chcący. Wybacz mi, prooooszę.
Hanao
od razu przykleił się do mężczyzny. Zaczął przepraszać i mówić, że to przez
niego, bo się mnie nie posłuchał.
-Dobrze, dobrze, już starczy – przyjaciel
położył mu dłoń między uszami. – Nic się nie stało. To tylko woda.
Powoli
odciągnąłem niepotrzebną wilgoć od pościeli.
-Przynieść ci ręcznik? – Spytałem. – Boję się
odciągać wodę od skóry.
Przytaknął.
Wszedłem
do łazienki i wrzuciłem wodę do zlewu. Ręczniki wisiały obok niewielkiego
prysznica. Były miękkie i białe. Przypomniał mi się wtedy dom. Miałem podobne.
„Czy… oni o mnie pamiętają? Ile dni minęło od naszego zniknięcia? Głupie
ręczniki…” – westchnąłem cicho i wróciłem do przyjaciela.
Pasek
od uderzenia nieco zbladł, ale pewnie nadal bolał. Inukai zgarnął włosy do
tyłu, siedział z Hanao na kolanach, któremu próbował coś zaczesać.
-Nie wierć się, bo nic z tego nie
wyjdzie… - westchnął cicho.
-Nie wiem po co mi to robisz, przecież już
wyglądałem dobrze… noo, skończyłeś? – Lisek zadarł lekko głowę do góry.
Mężczyzna westchnął ponownie i położył ręce na
siebie.
-Nie dam rady czegoś z tego zrobić. Tylko je
zwiążę.
-Jak uważasz – Hanao wzruszył ramionami.
Podszedłem do nich bliżej i oparłem się o
drabinkę.
-Jak tam głowa? - Podałem ręcznik.
-Nie ma dramatu, ale będzie guz, dzięki –
westchnął.
Umilkł
na chwilę, patrząc w biały materiał.
-Miałem podobne w domu – powiedzieliśmy
niemal jednocześnie.
Spojrzał
na mnie. Lekko uniósł kącik ust na moment i przetarł twarz.
-Taa… dom. O dziwo za nim tęsknię. Ech,
dlatego musimy się pośpieszyć ze znalezieniem Natsuny – Wbił wzrok w pojedyncze
włókna.
Skinąłem
tylko głową. Spojrzałem na zegar. Minęło niecałe dziesięć minut odkąd
dziewczyny wyszły.
-Hanao, wiesz może o co chodzi z tym
Kokunotte? – Inukai odłożył ręcznik obok.
-Hmm… Nie wiem skąd się wzięła nazwa, ale
wiem, że jest obchodzone raz do roku. Jest wiele stoisk, dużo muzyki, a pod
koniec wszyscy biorą udział w zbiorowym tańcu. Jest dużo fajerwerków, są
występy na scenie, podobają mi się takie, gdzie tancerki są w maskach.
Wyglądają nieco strasznie i cudownie jednocześnie. Niestety, co roku zmienia
się skład, a z nim maska… poza tym, jest jeszcze jedzenie z różnych regionów
Fratmalii. Z tak zwaną „zagranicą” nie handlujemy zbyt chętnie, ale się na tym
nie znam.
-Tyle?
-No wiesz, co roku wygląda to nieco inaczej, ale taniec jest zawsze.
-No wiesz, co roku wygląda to nieco inaczej, ale taniec jest zawsze.
-A jak on wygląda? – Wtrąciłem.
Wzruszył
ramionami.
-Nieco poloneza i belgijki.
-Nie znam żadnego z nich – mężczyzna pokręcił
głową z lekkim niezadowoleniem.
-No to zobaczysz na miejscu, albo pokażę to z
Sakurą, jak wróci.
-Podczas Kokunotte bogowie mają jakoś wolne,
czy coś? Bo Sakura mówiła, że można ich spotkać – Spojrzałem na liska.
-Bogowie i bóstwa robią wtedy co chcą, ale
faktycznie często ich się wtedy spotyka, niektórzy nawet zagadują. Słyszałem,
że bogowie, organizowali w zeszłym roku konkurs na najprzystojniejszego…
-Wybacz, że ci przerwę, ale to chore. Kto był
takim geniuszem, że to zorganizował? – Inukai oparł głowę na łokciach.
-Hisui.
-Hisui.
-Wiedziałem, że jest z nim coś nie ten teges,
ale żeby, aż tak? Kogo wy tutaj wielbicie?
-Wiesz może skąd się wzięła nazwa? – Zmieniłem
płynnie temat.
-Mówił, że nie – mruknął przyjaciel, który
najwidoczniej przechodził kryzys wiary.
-Kim jest Natsuna? Coś wcześniej o niej
wspominaliście – lisek wstał z materaca i zatrzymał się naprzeciwko mnie.
Wzrok
jego dwukolorowych oczu zaczął się coraz bardziej wwiercać w moją osobę.
Poczułem się lekko niekomfortowo, ale opowiedziałem mu, z grubsza, całą
historię. Z każdym wypowiedzianym słowem, coraz bardziej zdawałem sobie sprawę,
jak dużą złożyłem obietnicę. Uratuję cię
i wrócimy do domu. Nie wiem, dlaczego, ale przez chwilę w to zwątpiłem.
Przecież, jestem tylko wątłym chłopaczkiem. Umiejętność kontrolowania wody była
tu tak pospolita, jak u nas umiejętność obsługi komunikacji miejskiej. Poczułem
lekkie ukłucie w sercu. Natsunę musiał porwać, ktoś potężny. A nawet jeśli jego
siła nie byłaby zbyt duża, to dla nas, ludzi nie z tej strony, przeciwnik jest
nie do pokonania.
-Co ci? – czyjś głos wyrwał mnie z przemyśleń.
Przez
chwilę czułem się jakbym wyszedł z samolotu, po długim locie. Musiałem odzyskać
pewność swojego istnienia.
-Zamyśliłem się. Walnąłem jakąś głupotę? – Na
twarz wkroczył mi zakłopotany uśmiech.
-Zawiesiłeś się nieco, po zakończeniu –
mruknął Inukai.
-Przepraszam.
-Jest duże prawdopodobieństwo, że ją spotkasz
na festiwalu – Hanao zamiótł ogonami podłogę. – Mogę ją potem poznać?
Prooooszę…
-Jeżeli nie będzie miała nic przeciwko, to
chętnie.
-Może też pójdziemy się przejść? Możemy tu
wrócić za jakieś pół godziny – Inukai podszedł do okien. – Zobaczyłbym, czy tu
się coś ciekawego nie rozkłada…
Wyszliśmy
z pokoju. Pokój zamknęliśmy i zostawiliśmy klucze w recepcji.
-Znasz nieco okolicę? – Zaczepiłem liska, gdy
wychodziliśmy.
Pokiwał
głową na boki.
-No tak nie do końca. Przyjeżdżałem tu zawsze
tylko na Kokunotte i to tylko na chwilę, aby szukać Sakury.
-No właśnie, o co chodzi z tym całym
przepraszaniem i wracaniem do domu?
-To dosyć długa historia, ale postaram się przynajmniej wytłumaczyć zarys. Nasza rodzina, jest rodziną roślinną. Lisy z południowego wschodu zawsze potrafią ogarnąć roślinki, ale Sakura jest nieco inna. Niby to tylko inny żywioł, ale to tylko na pozór. Od samego początku było wiadome, że zastąpi pana Akabego i z tego powodu trzeba było ją przygotowywać. Młode bóstewka, są bardziej podatne na ataki demonów przez co było z nią trochę problemów. Ojciec często nie spał po nocach, a matka błagała o pomoc inne rodziny. Pewnie wtedy siostra nasłuchała się niezbyt przyjemnych rzeczy o sobie i w zeszłym roku uciekła na północ.
-To dosyć długa historia, ale postaram się przynajmniej wytłumaczyć zarys. Nasza rodzina, jest rodziną roślinną. Lisy z południowego wschodu zawsze potrafią ogarnąć roślinki, ale Sakura jest nieco inna. Niby to tylko inny żywioł, ale to tylko na pozór. Od samego początku było wiadome, że zastąpi pana Akabego i z tego powodu trzeba było ją przygotowywać. Młode bóstewka, są bardziej podatne na ataki demonów przez co było z nią trochę problemów. Ojciec często nie spał po nocach, a matka błagała o pomoc inne rodziny. Pewnie wtedy siostra nasłuchała się niezbyt przyjemnych rzeczy o sobie i w zeszłym roku uciekła na północ.
-I wysłali ciebie? – Inukai spojrzał na niego
trochę zaniepokojony.
-Nie. Sam siebie wysłałem. Gdy Sakura
zniknęła, oczywiście, wszyscy jej szukali. Trzy miesiące po jej ucieczce,
ojciec zmarł z przepracowania. Wtedy poszukiwania ustały. A ja dwa tygodnie
temu, stwierdziłem, że jak nie ja, to nikt. Uznałem, że przemówię jej do
rozumu, na tyle skutecznie, że wróci do domu, przynajmniej wytłumaczyć kilka
spraw, no i pożegnać się z rodzinką na bardziej pokojowych warunkach. Ale to,
akurat chyba mi trochę zajmie, zwłaszcza, że Sakuśka awansowała – Hanao
westchnął.
Ulica,
na której miał się odbywać festiwal był przecznicę od miejsca, w którym się
zatrzymaliśmy. Różnokolorowe namioty dopiero zaczynały się ustawiać, lecz spora
scena na dosyć odległym końcu drogi, już stała gotowa do pierwszych występów.
-Może teraz nie robi dużego wrażenia, ale
zobaczycie, wieczorem będą się tu działy cuda – lisek założył ręce na siebie.
-W takim razie, może pójdziemy gdzieś dalej?
Na chwilę obecną możemy trochę przeszkadzać – Inukai rozejrzał się po okolicy.
Doliczyłem
się piętnastu namiotów, lecz między niektórymi były jeszcze spore przerwy.
Właściciele stoisk i ich asystenci ciągle się wymijali i chodzili po kolejne
kartony z tajemniczą zawartością.
-Riiiin, idzieeeemyyy… - usłyszałem rozciągnięte wołanie.
-Riiiin, idzieeeemyyy… - usłyszałem rozciągnięte wołanie.
-No już idę, spokojnie – uśmiechnąłem się
lekko i dogoniłem resztę.
Szwendaliśmy
się po dzielnicy przez niecałą godzinę.
Wszędzie były wysokie kamienice, w których ukrywały się sklepy wszelakiej
maści. Od aptek, do restauracji i budynków mieszkalnych. To wszystko kojarzyło
mi się z ciasnymi uliczkami starówek w śródziemnomorskich krajach, które często
widywałem na filmach, lub zdjęciach.
-Ładnie tu – spojrzałem w górę.
Wróciliśmy
około siódmej. Marco przywitał nas ciepłym uśmiechem i podał nam klucze.
-Niczego nie znaleźliście? – Spytał.
-Nawet nie mieliśmy czego szukać – odparłem.
-Tylko się rozglądaliśmy po okolicy – Inukai
podrzucił lekko klucze. – Czy byłoby to możliwe, że Ryukai się pojawi na
Kokunotte?
-Wątpię. Zazwyczaj zostaje u siebie, bo od rana ma lawinę klientów i klientek. Bidul, sam pracuje w tym salonie, a w takie dni wszystkim się nagle przypomina jak bardzo beznadziejnie wyglądają… no cóż, bawcie się dobrze i proszę, nie nawalcie się zbytnio.
-Wątpię. Zazwyczaj zostaje u siebie, bo od rana ma lawinę klientów i klientek. Bidul, sam pracuje w tym salonie, a w takie dni wszystkim się nagle przypomina jak bardzo beznadziejnie wyglądają… no cóż, bawcie się dobrze i proszę, nie nawalcie się zbytnio.
-Nie mamy takiego zamiaru – zaoponowałem
lekko.
-No ja mam nadzieję… - Marco spojrzał na nas
nieco groźnie. – Bo inaczej śpicie na wycieraczce.
Przyrzekliśmy,
że nawet tkniemy procentów. Potem poszliśmy na górę, żeby przynajmniej
przygotować rzeczy do przebrania.
-Nie żeby coś, ale ja mam tylko bluzkę, którą
oddam, nawet za darmo – Inukai zamachał białym materiałem, podczas gmerania w
szafie.
-Podziękuję, mam coś innego – próbowałem
zrobić coś z włosami.
Każdy
kosmyk chciał iść w swoją stronę, a ja nie chciałem siedzieć nad tym długo. W
sumie nie miałem dużego powodu, aby wyglądać specjalnie dobrze. To tylko
festiwal, nie święto narodowe. Spojrzałem sobie w oczy. Miałem dość
kombinowania, przecież i tak to się rozwali. Westchnąłem i wyszedłem z
łazienki, poprawiając koszulę. Hanao siedział na kanapie z małym diademem z
różnych kwiatów. Teraz zauważyłem cierniową bransoletkę na jego lewym
nadgarstku. Usiadłem obok niego i zacząłem się przyglądać Inukai’emu, który
najprawdopodobniej rozmyślał nad pozbyciem się bluzki ze słodkim ziemniakiem.
-Ile mamy jeszcze czasu? – Odłożył ją ponownie
do szafy.
-Coś koło godziny. Dziewczyny mogą za niedługo
wrócić, więc radziłbym ci się zdecydować – spojrzałem na zegar.
Westchnął
głęboko i skinął głową.
-Weź mi pomóż – spojrzał na mnie błagalnie.
-No ale jak – rozłożyłem ręce.
Wwiercił
we mnie wzrok.
-Jakkolwiek – mruknął.
-Nie. Oddam. Ci. Koszuli.
Westchnął
ponownie.
-Rozumiem. Dobra, może ty Hanao? – Usiadł
plecami do skrzydła szafy.
-Ja tylko mogę stworzyć trochę lnu na koszulę.
Jeżeli dałbyś radę to utkać w przeciągu… - urwał, spoglądając wymownie na
cierniową bransoletę. – Powiedzmy pół godziny, to nie ma najmniejszego
problemu, ale jeśli nie…
-I ty, Hanao, przeciwko mnie – mężczyzna
spojrzał na nas jak na Judasza i Brutusa.
-No wiesz, rodzeństwo musi mieć coś wspólnego
– wzruszyłem lekko ramionami.
-Nie pomagasz, stary, wiesz? – Szepnął.
-Wiem, ale nie mam jak ci pomóc – odparłem. –
I wiem, że się nie zmieścisz w tę koszulę, nawet gdybyś bardzo chciał.
Oparł brodę o podciągnięte kolano.
-Łażenie po sklepach i proszenie o wymianę
jest bezsensowne i żenujące… no i co ja mam ze sobą zrobić.
Wtedy
drzwi otworzyły się i w przejściu stanęła Sakura.
-Cóż za smutny obraz człowieka rozpaczającego
– spojrzała na niego, nieco zaskoczona.
-No tylko twojej pomocy jeszcze potrzebowałem,
wielkie dzięki – mruknął, wstając z paneli.
-A co? Nie chcemy być uroczym ziemniakiem?
Wziął tylko głębszy wdech.
Wziął tylko głębszy wdech.
-Dobra, zrobimy tak: trochę zmienię ludziom
patrzenie na… ciebie, a tyy…
-Już się boję.
-Uznasz mnie w końcu za dobrego lisa i
będziesz mnie czcić.
Uniósł
lekko brwi.
-No dobra… tylko tyle?
-Koszula za kolejnego wyznawcę. Bez haczyków.
-Koszula za kolejnego wyznawcę. Bez haczyków.
Skinął
lekko głową.
-Ufam ci, więc nie spartol.
-Będzie pan zadowolony~
Na
korytarzu rozległy się kolejne kroki.
Dołączyła
do nas Kotori. Trzymała w dłoni małą papierową torebkę.
-Co tam? – Uśmiechnęła się lekko.
Razem
z Hanao odparliśmy, że dobrze.
-Jak z głową? – Spojrzała na Inukai’ego.
-Nie ma dramatu, aczkolwiek bywało lepiej.
Wspięła
się lekko na palcach i delikatnie dotknęła jego czoło.
-Powinno pomóc na jakiś czas.
-Kotori, po co? – Lisica wzięła bluzkę z
ziemniakiem.
-Nie rozumiem cię… - dziewczyna odwróciła się
do niej. –Chcę tylko pomóc, bo widziałam przed wyjściem co się stało.
-Jesteś dla nich za dobra – westchnęła. – Cóż,
przynajmniej teraz Inusiek będzie mógł się jakoś odpłacić…
-Jak niby? – Mężczyzna założył ręce na siebie.
-Ułożysz jej włosy. No chyba, że Rin umie.
Zaprzeczyłem.
Nie potrafiłem nawet ogarnąć własnej fryzury, a co dopiero czyjąś.
-Nie mam problemu. Najmniejszego – odparł.
-Naprawdę? Dziękuję – Kotori posłała w jego
stronę ciepły uśmiech.
Sakura
pokręciła lekko głową i wyszła na korytarz.
Założyłem
jedną nogę na drugą i spojrzałem na Hanao, a raczej na puste miejsce.
Odwróciłem się i zauważyłem, jak lisek zwisa przez okno, kiwając lekko ogonem i
nogami. Zerwałem się na równe nogi i rzuciłem się do ramy.
-Co ty robisz? – wciągnąłem go powrotem do
pokoju.
W
jednej z rąk trzymał jabłko.
-Byłem głodny – odparł, przecierając owoc o
bluzkę.
-Ale wątpię, aby to był powód do skakania
przez okno… z drugiego piętra…
-A co ja ci poradzę, że drzewo musi rosnąć na
zewnątrz? Miałem niby podłogę rozwalić? Toż to by bez sensu było.
-Chwila, drzewo, co? – Otworzyłem szerzej
oczy.
-Drzewo. Taki duży patyk z korzeniami.
Potrzebuje wody i gleby do rozwoju. Rozumiesz?
Westchnąłem
głęboko.
-Dałeś radę sam zrobić… posadzić… drzewo?
Wziął głębszy wdech.
Wziął głębszy wdech.
-Nie rozumiesz.
-Rozumiem.
-To po co się pytasz – wziął kolejny kęs
jabłka.
Usiadł
z powrotem na sofie. Mogłem tylko zamknąć okno i zająć miejsce obok niego.
Zauważyłem, że Inukai próbuje się nie śmiać. Oparłem twarz o ręce i coś
wymamrotałem.
-A ty Kotori jaką masz specjalizację? – Lisek
zamachał ogryzkiem w dłoni, widocznie zastanawiając się co z nim zrobić.
-W jakim sensie…?
-No, ja robię owocki. Bardzo dobre, polecam.
Znam parę innych lisów, które akurat zajmują się zielarstwem. Takie konkretne
ukierunkowanie swoich umiejętności. Dowód mojego talentu widać…
Rzucił
ogryzkiem w okno. Gdybym go wcześniej nie zamknął, może by trafił. Zastrzygł
uszami, gdy usłyszał cichy plask. Odwrócił się szybko.
-Riiiiiiin, coś ty zrobił? – Spojrzał na mnie
z wyrzutem.
-Ja tylko zamknąłem okno, skąd miałem wiedzieć, że…
-Ja tylko zamknąłem okno, skąd miałem wiedzieć, że…
-Po co?
-Żeby przeciągu nie było…
Westchnął
tylko. Poszedł, wywalił ogryzek przez okno i usiadł na parapecie.
-Okej Inusiek, trzymaj tę koszulę i czcij mnie
– Sakura trzasnęła niemocno drzwiami.
-Mam nadzieję, że nie odwalisz jakiegoś numeru
na festynie… -Mruknął, podchodząc do niej. – W każdym razie, dzięki… boże.
-No, i takie interesy mogę robić – uśmiechnęła
się, ukazując kły.
-Nie ma haczyków? – Upewnił się.
-Oprócz tego, że ja widzę nadal tego
ziemniaka, to nie.
-Ale jak to? – Mina wyraźnie mu zrzedła.
-No, ja na to nic nie poradzę, wybacz –
wzruszyła ramionami. – Jeżeli nie będziesz mnie denerwował, to nikomu nie
powiem, to jest jedyny warunek.
Westchnął
ciężko.
-Dobra, skoro tak, to nie ma problemu, jeszcze
raz dziękuję.
-Zasłużyłeś na moją łaskę, teraz idź i… rób
dobre rzeczy, czy coś – zatoczyła dłonią małe kółko. – Teraz rzeczy mniej
przyjemne. Hanao, co wiesz o tej sporej jabłoni, nagle pojawiła się tuż przed
oknami sąsiadów z dołu?
-Nie wiem nic – odparł z pełnymi ustami.
Podeszła
do niego, powolnym, ale długim krokiem.
-Czy aby na pewno?
-Nie wiem o co ci chodzi. Byłem głodny, to
zrobiłem, to co umiem najlepiej.
Westchnęła.
-W każdym razie, ma to zniknąć.
-Jak? Może użyj swojej destrukcji, czy jak to
się…
-Nie. To twoje drzewo.
Zeskoczył na podłogę i wyminął siostrę.
-Skoro nie ty, to może… Inukai? Pomożesz, bo
ktoś nałożył mi embargo na jabłka…
-Czeszę Kotori, daj mi chwilę… Skąd macie ten
grzebyk ozdobny? – głos przyjaciela dobiegł z przymkniętej łazienki.
-Ze sklepu – Sakura oparła się o parapet
sąsiedniego okna.
-Ale jak…
-Mam znajomości, tak? Na chwilę obecną
tłumaczenie tego, byłoby jeszcze bardziej skomplikowane, przynajmniej tak uważam
– przerwała mu w połowie zdania.
Chwilę
potem drzwi łazienkowe otworzyły się. Stała w nich Kotori w swojej sukni i z
wysoko upiętym kokiem, przyozdobionym rzeczonym grzebykiem z drobnymi kwiatami
z kawałków szkła.
-Mam nadzieję, że się utrzyma przynajmniej do
dziewiątej… - Inukai podrapał się po głowie. – Słucham cię teraz Hanao.
-No bo muszę schować drzewo, a nie umiem –
lisek zrobił nieco smutniejszą minę.
-A na czym miałoby polegać „chowanie” drzewa?
-Po prostu je spal – uśmiechnął się nieco
niepokojąco.
Inukai
spojrzał na Sakurę.
-Może zrobię to rano, mogę?
Wzruszyli ramionami.
Wzruszyli ramionami.
Według
zegara, ósma miała wybić za parę minut. Przeczesałem palcami włosy, poprawiłem
koszulę i byłem gotowy do wyjścia. Czekałem na resztę na korytarzu. Spojrzałem
w drewniany sufit. Nie wiem dlaczego, ale pomyślałem, że Natsuna może się tam
pojawić. Miałem taką nadzieję. Spotkania w śnie nadal były tylko snem. Chciałem
poczuć jej prawdziwy dotyk. Tęsknota za nią i domem, trochę mnie dobijała, ale
jednocześnie dawała siły. Chciałem już ją znaleźć, przekroczyć kolejny raz
bramę i wrócić. Do domu, do mamy, do zwykłej, nudnej rzeczywistości, która nie
bardzo się zmienia. Poczułem lekki ścisk w gardle. „Nie myśl teraz o tym,
rozerwij się trochę, postaraj się przynajmniej” – pomyślałem, zaciskając
pięści. Usłyszałem zgrzyt zamka. Wychodzili. Sakura pierwsza, z niewielkim
wiankiem z kwiatów wiśni na głowie, kolejny był Hanao z podobną ozdobą i
cierniową bransoletką na lewym nadgarstku. Następnie Kotori w sukni wieczorowej
od kogoś z wioski i Inukai w… zwykłej białej koszuli, podobnej do mojej. Spojrzał
na mnie.
-Idziemy?
-Idziemy – skinąłem głową.
Klucze
zostawiliśmy w recepcji.
-Pamiętajcie, co obiecaliście – powiedział
Marco, wieszając klucze.
-Żadnych procentów, tak, tak, wiemy – Sakura
przewróciła oczami.
„Dziewczyny,
najwidoczniej, również składały przysięgę trzeźwości” – podniosłem lekko kącik
ust.
Na
ulicy roiło się od ludzi. Każdy szedł w innym kierunku, ale każdy był
odświętnie, albo przynajmniej schludnie, ubrany. Dziewczyny szły na przedzie i
o czymś rozmawiały. Inukai wziął Hanao na barana, żeby się nie zgubił w tłumie.
-Spotkamy kogoś znajomego? – Zagadał do mnie.
-Byłoby miło – odparłem. – Tylko kogo?
-Ourella może, chociaż… a nawet nie wiem –
wzruszył lekko ramionami. – W każdym razie, jestem ciekaw, co będę tam robił.
-Pobawimy się trochę przynajmniej. Może czegoś
się dowiemy, może coś zobaczymy.
Zgodził
się ze mną.
Między
budynkami wisiały kolorowe lampiony i girlandy. Dodawało to sporo festiwalowego
klimatu, zazwyczaj smutnym kamienicom. Chciałem wszystko zapamiętać jak
najdokładniej. Słyszałem muzykę. Gitary, dzwonki i jeszcze parę innych
instrumentów. Nikt nie śpiewał. Pomimo dużego ruchu na ulicy, było spokojnie.
Bez krzyków, czy przepychanek. Spojrzałem za siebie i zauważyłem Hisui’ego.
Przeniosłem spojrzenie na Inukai’ego, który dyskutował z Hanao o jabłoni.
Uśmiechnąłem się lekko.
Stragany
były oblegane przez klientów, a widownia zapchana do takiego stopnia, że
niektórzy siadali na ziemi.
-Dobra, jesteście wolni, bawcie się dobrze i
nie szalejcie, jasne? – Sakura odwróciła się do nas.
-Zrozumiano – odrzekliśmy zgodnie.
Hanao
został przy mnie i stwierdził, że będzie dotrzymywał mi towarzystwa.
-Pokażę ci występy, o których ci mówiłem –
pociągnął mnie lekko za nadgarstek.
-Dobra, także do zobaczenia – Sakura pomachała
dłonią.
Hanao
od razu zaciągnął mnie prawie pod scenę. Stała tam tylko prowadząca. Była
wysoką elficą o fioletowych oczach i długich falowanych blond włosach.
Uśmiechała się słodko i patrzyła na każdego z widzów, lecz gdy nasze spojrzenia
się spotkały, usłyszałem w swojej głowie: „Zaczekaj do końca tego występu z
boku sceny. Mam coś dla ciebie ważnego”. Skinąłem głową z przyzwyczajenia.
Byłem dosyć zaskoczony. Coś ważnego? Od nieznajomej? Mam nadzieję, że tym czymś
ważnym nie jest kosa między żebra, albo skręcenie karku płynnym ruchem.
-Riiin, patrz, nie zamyślaj się – poczułem
ponowne szarpanie za rękaw.
Zamrugałem
parę razy i spojrzałem na deski sceny. Była tam grupa kobiet w dziwnych,
białych maskach. Na lewym oku każdej z nich przebiegał ukośny pasek, który
mocno ograniczał pole widzenia. Na ustach namalowana była róża, u każdej innego
koloru, a na czole – pięć dziwnych znaków. Tancerki były ubrane w te same białe
koronkowe halki, a włosy upięte w identyczne koki. Część z nich położyła się na
ziemię, dając tym sygnał muzykom. Najpierw rozbrzmiały delikatne dzwonki, do
których powoli dołączały instrumenty smyczkowe. Tancerki zaczęły poruszać się
niczym źdźbła trawy na spokojnym wietrze. Dwie podniosły się z podłogi i
zrobiły parę piruetów, przecinając przekątną sceny. Poruszały się
bezszelestnie, do takiego stopnia, że nawet deski nie wydawały żadnego
skrzypnięcia. Całość była niesamowicie hipnotyzująca. Nie byłem w stanie
oderwać wzroku od płynnych i pewnych ruchów tancerek. Może nie miały bogatych
strojów, ale roztaczały wokół siebie niesamowicie miękką i przyjemną aurę.
Spojrzałem na Hanao. W jego oczach mieniło się mnóstwo iskierek szczęścia.
Nadal kurczowo trzymał rękaw mojej koszuli. Uśmiechnąłem się lekko i
pogłaskałem go między uszami.
Zerknąłem
za ramię, aby pooglądać innych widzów. Prawie od razu, w oczy rzuciła mi się
znajoma zieleń. Hisui. Stał z tyłu i oglądał występy, lekko stukając palcem o
drugie ramię. Stał przy nim Shinimaru, który patrzył w niebo. Nie widziałem ani
Sakury, ani pozostałych przyjaciół. Przeniosłem wzrok z powrotem na scenę. Tancerki
trzymały się za ręce i tańczyły w kole. Co chwilę jedna z nich odłączała się,
robiła kilka obrotów i padała na ziemię. Po pewnym czasie wszystkie leżały na
deskach sceny. Muzyka umilkła. Parę osób zaczęło klaskać. Chwilę potem cała
widownia obsypała artystki gorącymi brawami. Kobiety wstały, ukłoniły się nisko
i schowały się za kulisami.
-Zaczekasz tu? – Pochyliłem się do Hanao.
Spojrzał
na mnie.
-A dokąd idziesz?
-Dostałem informację od prowadzącej, że coś
dla mnie ma.
-O, no dobra, zaczekam.
-Jeżeli, ta elfka wróci na scenę, a mnie nadal
nie będzie, masz biec do reszty, rozumiesz?
Skinął głową. Westchnąłem cicho i ponownie potarmosiłem go po włosach.
Skinął głową. Westchnąłem cicho i ponownie potarmosiłem go po włosach.
Boczne
wejście było całe skryte w cieniu. Poczułem jak po plecach przebiega mi
dreszcz.
-Nie bałeś się przyjść? – Usłyszałem szept.
Zza
czarnej kotary, której wcześniej nie zauważyłem, wyłoniła się elfka. Pomimo
ciemności jej oczy świeciły lekkim fioletem.
Wzruszyłem
ramionami.
-Rozumiem, nie mam dużo czasu, więc dam ci to
– wyjęła zza pleców kopertę.
-Co to? – Niepewnie wziąłem to do ręki.
-Co to? – Niepewnie wziąłem to do ręki.
-List od, jak ona miała… coś na Na…
-Natsuny? – Spojrzałem jej w oczy.
-Natsuny? – Spojrzałem jej w oczy.
Przytaknęła
cicho.
-Macie coś z nią wspólnego?
-Nie mogę tego powiedzieć.
-Nie mogę tego powiedzieć.
-Dlaczego?
-Ściany mają uszy – szepnęła i wróciła z powrotem
na scenę.
Zostałem
sam z kopertą od Natsuny w dłoni. Poczułem jak zaczynam drżeć. Oparłem się
plecami o ścianę sceny i powoli otworzyłem wiadomość.
Rin,
mam nadzieję, że Elkie dostarczyła do ciebie list. Nie mam wiele czasu i
miejsca, więc postaram się napisać wszystko, co wiem na chwilę obecną.
Poznałeś
Sonomaru. On stoi na większością obecnej sytuacji. Te znaki na maskach tancerek
to stare pismo runiczne oznaczające „ciszę”. Co roku na to całe Kokunotte
przechodzą na naszą stronę i robią nabór artystek. Nie wiem, co się dzieje z
nimi potem. O dziwo mnie tylko trzymają w dziwnej wieży i nie pozwalają się
widzieć z innymi. Elkie poznałam tylko dzięki temu, że przynosiła mi jedzenie i
ubrania. Na razie jest wszystko w porządku, ale nie wiem, co się będzie dziać,
gdy one pojadą.
Mam
tylko nadzieję, że Wam nic nie jest. Ja sobie jakoś poradzę. Mam wrażenie, że
„cisza” Cię chce. Nie wiem, jak, skoro jeszcze parę dni temu, usiłowali Cię
zabić… Musicie na Siebie uważać. Pozdrów resztę. Tęsknię za Wami. Natsuna
Poczułem,
że mam całe mokre policzki i oczy. Wziąłem głębszy wdech i schowałem twarz w
dłoni. Cieszyłem się i bałem jednocześnie. Natsuna żyła i nie była tylko moim
sennym marzeniem, ale z drugiej strony Cisza miała co do niej plany. Nadal nie
wiedziałem gdzie dokładnie jest. I jeszcze Sonomaru… ponowne spotkanie z nim
mogło nie zapowiadać niczego dobrego. Zacisnąłem nieco mocniej palce na
liściku. Wieża… przecież może ich tu być setki, a ta, w której jest Natsuna na
pewno była dodatkowo ukryta pod masą zaklęć. „Znalezienie jej może nam zająć
miesiące, które przerodzą się w lata… nie mogę się poddać. Muszę ją znaleźć” –
pomyślałem. Usłyszałem kroki. Otarłem twarz i podniosłem wzrok. Stali tam
trochę przejęci moi przyjaciele.
-Co się stało? – Spytał Inukai.
-Dostałem list od Natsuny – szepnąłem.
Kolejne
łzy spłynęły po policzkach.
-Wszystko w porządku, naprawdę. Tylko… wiecie…
Hanao
od razu do mnie przyległ. Kolejna była Kotori, a po chwili utworzono wokół mnie
kokon przyjacielskiej miłości.
-Dziękuję wam wszystkim… - chlipnąłem cicho.
Inukai
potargał mi włosy.
-Nie ma za co, młody. Co tam u niej?
Pokazałem
im list.
-Sakura, mam nadzieję, że możemy liczyć na
twoją pomoc – spojrzałem na nią poważnie, gdy oddała mi kartkę.
Westchnęła
cicho.
-Pogadam z resztą panteonu… powinni się tym
zainteresować…
-No ja mam nadzieję, w końcu mówiłaś, że
Fratmalia nie jest skora do kontaktów z naszym światem… - mruknął Inukai.
-Do oficjalnych kontaktów, oczywiście, ale jak
widzicie, do nieoficjalnych też dochodzi…
-Czyli Cisza nie jest dobra? Działa
nielegalnie, ale na tyle sprawnie, że nikt tego nie zauważa? – Usta Hanao
wygięły się lekko w grymas niezadowolenia.
-Nikt o tym nie wiedział, coś musi się dziać z
tymi dziewczynami… i jak wygląda transport? Każde przejście i odkrycie wrót
jest monitorowane i sprawdzane…
-Natsunę przenieśli zupełnie inaczej –
wtrąciłem.
-Czyli?
-Najpierw Inukai, który nie był wtedy sobą… do końca… zamachał czymś jej przed oczami, a potem zaczęła powoli znikać… jakby ją zahipnotyzowano, czy coś – podrapałem się po dłoni.
-Najpierw Inukai, który nie był wtedy sobą… do końca… zamachał czymś jej przed oczami, a potem zaczęła powoli znikać… jakby ją zahipnotyzowano, czy coś – podrapałem się po dłoni.
Lisica
mruknęła potakująco i kiwnęła parę razy głową.
-Byłeś wtedy opętany? – Spojrzała na
przyjaciela.
Przytaknął
smutno.
-Inukai nigdy by nas nie chciał skrzywdzić.
Jestem tego pewna – Kotori położyła dłoń na jego ramieniu.
-Nawet o tym nie myślałam, coś ty… - Sakura
uśmiechnęła się tylko i machnęła lekko dłonią.
Parę
metrów od nas upadł złożony namiot. Lisica westchnęła tylko cicho.
-Dobra, na razie nie mówmy o tym. Pogadamy,
jak wrócimy. Muszę złapać Shinimaru albo Hisui’ego. Jak ich zobaczycie, proszę,
powiedzcie, że ich szukam – spojrzała na nas.
-Szczerze, to nie mam zbytnio ochoty zbliżać
się do waszego chorego, moim zdaniem, panteonu, zwłaszcza do Hiśka.
-Słyszałeś o jego pomysłach? – Zaśmiała się
lekko.
-Jak na razie tylko o jednym i wątpię, aby
pozostałe były lepsze – Mruknął, zakładając na siebie ręce.
-A jaki dokładnie słyszałeś? – Usłyszeliśmy
spokojny, wręcz słodki szept.
Inukai
odwrócił się gwałtownie. Za nami stał Hisui. Rozpuszczone włosy spływały po
jego torsie. Uśmiechał się lekko. Nonszalanckim ruchem obsunął swoje
jasnozielone kimono z jednego ramienia.
-Właśnie o tym – przyjaciel odsunął się od
niego na parę kroków.
Lamia
westchnęła, wznosząc oczy do nieba.
-Jesteś zupełnie jak Shinimaru… ale
przynajmniej jego dałem radę zaciągnąć na scenę~
„Współczuję”
– pomyślałem.
-Znowu będzie was dwóch? Nudy – Hanao pokręcił
głową.
-To ty… - Inukai spojrzał na niego zaskoczony.
-Nudziło mi się, więc zostałem – lisek
wzruszył ramionami.
-Żałowałeś? – Hisui błysnął białym uśmiechem.
-Oczywiście, że tak. Dwóch roznegliżowanych
facetów na środku sceny. Z czego jeden zaciągnięty siłą ku uciesze grupie
fanek. Do dzisiaj mam dreszcze.
-Już się bałam, że brata mi popsuliście…
masakra – Sakura potargała mu włosy.
-Ja nie psuję, ja inspiruję – bóstwo odgarnęło
włosy na plecy.
Usłyszeliśmy
gwar i piski. Shinimaru szedł w naszym kierunku, próbując odgonić sporą grupę
młodych dziewczyn. Po jego twarzy było widać, jak bardzo ma dość „sławy”.
-Umawialiśmy się gdzie indziej! – Krzyknął,
gdy zauważył Hisui’ego.
-Wybacz, ale się spóźniałeś… bracie.
Piski
fanek zrobiły się jeszcze głośniejsze. Lamia tylko ponownie się uśmiechnęła.
Shinimaru
westchnął ciężko. Odgonił ręką, niesamowicie irytujący, tłum adoratorek.
-Dobra, nie ważne, chciałem tylko spokojnie
spędzić wieczór. Więc…
-Chwilunia, mam do was, sprawę – Sakura złapała boga śmierci za rękaw.
-Coś się stało? – Hisui przemknął między mną i Inukai’m.
Sakura spojrzała na mnie wyczekująco. Przełknąłem ślinę, nieco podenerwowany.
-Bo… nasza trójka dostała się tutaj w konkretnym celu…
Powoli opowiedziałem co się stało. Starałem się niczego nie pomijać, czasami Kotori lub Inukai coś dopowiadali.
-A teraz dostałem właśnie od niej wiadomość i…
-Jako członkowie Szklanego Stoły, powinniśmy się tym zainteresować – Sakura wyjęła mi z dłoni list i wręczyła go Shinimaru. Przeczytał go spokojnie i schował do kieszeni w swojej czarnej narzucie.
-A miał to być spokojny wieczór… no dobra, wrócę nieco wcześniej i przedstawię sytuację reszcie. Hisiek, wracasz ze mną.
Skinął kilka razy.
-Rozumiem… sprawa wygląda na poważną… ech,
może lepiej nie robić tegorocznych występów…
-Nie możecie teraz dopaść „Ciszy”? Przecież…
-Nie możemy. Noc Koguta ogranicza moce bogów,
dlatego możemy sobie zejść na ziemię i pogadać bez większej spiny. Ale też,
mamy tylko ten list, jako dowód. Musimy wszystko zbadać, przejrzeć i jeszcze
raz zbadać.
-Ogranicza wasze moce? – Kotori wychyliła się
zza Sakury.
-Oj, Sakuś, jak ty gości oprowadzasz? Nic im
nie powiedziałaś o Srebrnym Kogucie? – Hisui założył ręce na siebie.
-No tak wyszło, przykro mi – odparła.
-No dobra, dzieciarnia. Znajdziemy jakieś
wygodne miejsce i opowiem wam jak to wygląda – Shinigami odwróci się do nas i
machnął ręką.
-No ej, a co ze mną? Obiecałeś, że się
pojawisz… - lamia wydęła lekko dolną wargę.
-No to będę.
-To będzie twój fantom, prawda?
Shinimaru
wzruszył ramionami i poszedł przed siebie.
-Dzieciarnia, za mną – podniósł rękę, na znak
przewodnika.
Każdy,
kto nas zobaczył, ustępował drogi. Milczeliśmy, do momentu w którym wyszliśmy z
festynu.
-Mam jeszcze jedną sprawę – Sakura dogoniła
boga.
-Chodzi o Nivi?
-Mniej więcej.
-Domyślam się, że zwiała. No i?
-Mamy jej włócznię, aczkolwiek Kotori jest jej naczyniem.
-Mamy jej włócznię, aczkolwiek Kotori jest jej naczyniem.
Zauważyłem,
jak pokiwał głową.
-Nie umiesz po prostu…
-To nie jest takie proste – wtrącił Inukai.
Spojrzał
na nas z ukosa. Na chwilę zatrzymał na mnie spojrzenie.
-Jesteś demonem? –Mruknął.
Zaprzeczyłem,
a Shinimaru zmrużył oczy.
-Jest trochę zakażony jego krwią, ale wszystko
jest pod kontrolą. Ale nie zmieniaj tematu, króliku – prychnęła Sakura.
-Faktycznie, zatrzymaliśmy się na tym, że nie
umiesz przeprowadzić egzorcyzmów – bóg uśmiechnął się kpiąco.
-Tak jak mówiłem, to nie takie proste –
warknął Inukai.
-Ano faktycznie, coś tam mówiłeś. A na czym
polega trudność?
-Gdy włócznia mnie opuszcza, jestem bardzo
słaba i…
-Rozumiem. Zostają dwa wyjścia w takiej
sytuacji: albo zostaniesz nową archanielicą, albo po prostu cię ukradnę na dzień,
półtora i oddzielę włócznię od reszty i wrócisz do swojego zwykłego życia –
Shinimaru ponownie się do nas odwrócił i spojrzał na dziewczynę.
-Wybieram to drugie – odpowiedziała Kotori.
-Świetnie, w takim razie wrócisz dzisiaj ze
mną i Hisuim… o, to od razu coś powiesz o Ghalirku i tej dziewczynie od listu. Będziemy
wiedzieć nieco więcej o tym całym zamieszaniu… - uśmiechnął się nieco.
Stanęliśmy
przed niskim budynkiem. Szyld głosił, że dotarliśmy do „Niebieskich bram”. Nie
zauważyłem wielu przedmiotów w tym kolorze. Może zmienił się właściciel i
stwierdzono, że niebieski jest passe? Miałem parę podobnych teorii.
-Dzieciarnia, wchodzimy – bóg pchnął drzwi.
Jednak,
zaraz po przekroczeniu progu, zmieniłem zdanie. Na każdym stoliku leżał
niebieski obrus, na suficie były namalowane cudowne wzory tego samego koloru.
Lampy świeciły żółtawym światłem, które razem z błękitnymi akcentami na
stropie, kreowały bezchmurne niebo z wieloma słońcami. Uniformy kelnerek
składały się z spódniczki do kolan w kolorze niezapominajek i białej koszuli z
naszytą na lewej piersi bramą, natomiast u barmanów zauważyłem kamizelki, w tym
samym kolorze co spódniczki, z tą samą naszywką na tym samym miejscu. Pomimo
wielu wolnych stolików podszedł do nas starszy pan w uniformie. Miał niebieskie
oczy i siwe, krótko ścięte włosy. Shinimaru uśmiechnął się na jego widok.
-Witam, panie Shinimaru – mężczyzna pokłonił się nisko.
-Witam, panie Shinimaru – mężczyzna pokłonił się nisko.
-Dobry wieczór, panie Xavierze –bóg skinął
lekko głową. – Stolik, dla całej kompanii, jeśli byłby wolny.
-Mamy sporo wolnego miejsca – staruszek poprowadził naszą „kompanię” w głąb lokalu.
-Mamy sporo wolnego miejsca – staruszek poprowadził naszą „kompanię” w głąb lokalu.
Było
tam tak spokojnie, przyjemnie. Na nasz widok wszystkie rozmowy ucichły.
Shinimaru wiódł tylko wzrokiem po stolikach, a my posłusznie szliśmy za nim.
-Ta ława powinna dla was wystarczyć –
staruszek położył dłoń na jednym z większych stolików. –To co zawsze, dla pana?
-Ta, a dla nich… po szklance wody – spojrzał na nas, zastanawiając się przez chwilę.
-Ta, a dla nich… po szklance wody – spojrzał na nas, zastanawiając się przez chwilę.
Pan
Xavier dygnął lekko i poszedł w kierunku barku.
Siedziałem
w najdalszym kącie stołu, naprzeciwko Hanao, który ciągle na mnie patrzył w
trochę niepokojący sposób, według mnie. Jak zawsze, siedziałem cicho, podczas
gdy Shinimaru dyskutował z Sakurą o zmianach na górze, po przejęciu przez
lisicę władzy. Co jakiś czas brałem łyka wody z wysokiej, ciężkiej szklanki.
Oprócz zwykłej wody, na stole stały dwa kieliszki z czerwono-przezroczystym
drinkiem boga śmierci.
-Nie zmienisz przebiegu obrad Szklanego Stołu
i nie będziesz mogła udzielać audiencji. Mówię to po raz trzeci i ostatni –
Shinimaru zastukał szkłem o blat stołu. – Ale może zmienię temat. Miałem wam
chyba powiedzieć o co chodzi z tym całym Kokunotte.
-Mam tylko nadzieję, że informacje od
nawalonego boga będą wiarygodne – mruknął Inukai, zakładając ręce na siebie.
Kotori
westchnęła cicho, kręcąc lekko głową.
-Do najtrzeźwiejszych może już nie należę, ale
jeszcze umiem uklecić sensowną historię, więc lepiej żeby ziemniaki siedziały
cicho.
Inukai
zbladł.
-Coś ty powiedział…? Ziemniak? – Zacisnął
pięść.
-No a co? Myślałeś, że my, bogowie tego nie
widzimy? Ciesz się, że Hisui tego nie zauważył, bo by ci spokoju nie dał. Wiem,
co mówię – Shinimaru nachylił się nad stołem.
-No to żeś mnie rozczarował, Shini – Sakura
cmoknęła wyraźnie niezadowolona.
-A niby czym? To ty nie wiesz, że bogowie nie
mogą mieć między sobą tajemnic? Takie lekkie zaklątko, to mogę od tak –
pstryknął palcami- zdjąć. A co do ciebie, Iniek, nie zadzieraj ze mną, bo nie
skończysz dobrze, rozumiesz? Dzisiaj ci wybaczę, ale następnym razem… coś
wymyślę i ci nawet Sakura nie pomoże. Mam nadzieję, że się rozumiemy… A
teraz powiem wam o co chodzi z tym całym
kogutem.
Zanim
zaczął opowieść zamówił herbatę owocową i dolewkę wody. Kiedy zamówienie
zostało zrealizowane, Shinimaru upił mały łyk naparu.
-Wszystko zaczęło się jakieś pięćset lat temu.
Wówczas najstarszym bogiem był… jak on miał… a, Kero. Odpowiadał za wiatr i
miał cechy jastrzębia. Skrzydła, wzrok i takie tam. A na tych ziemiach
zamieszkiwał Isaac, rolnik lekkoduch z marzeniem o wielkiej scenie i sławie.
Był dobrym człowiekiem. I to właśnie on jest naszym kogutem. Dzięki swojej
urodzie miał całe stado wielbicielek, większe od Hisui’ego, a to dużo.
Przesiadywały u niego na roli i słuchały jego śpiewów i innych występów. A co
ma do tego wszystkiego Kero? Ano to, że o Isaacu wrzało w Ostojce i ówczesny
bóg stwierdził, że zejdzie na dół i zobaczy kim jest ten cały kogut. Jastrząb
zleciał na ziemię właśnie w kwietniowy wieczór i zrobił szybkie rozeznanie kto
jest kim i tak dalej. Dowiedział się, że następnego dnia coś ma się wydarzyć
niesamowitego. Niestety, tego wieczora Isaac popełnił samobójstwo. W liście
pożegnalnym napisał, że nie mógł znieść braku sukcesów na większą skalę i
poprosił mieszkańców, aby podczas jego pogrzebu nie płakali, tylko
zorganizowali wielki festyn do białego rana. Podczas zdejmowania nieszczęśnika
z liny, na której się powiesił, zauważono wielkie znamię żywiołu… Isaac mógł
zostać zastępcą Kero. Nie wiadomo czemu ukrywał się z tym. Jastrząb dopilnował
tego, aby obchodzono Noc Koguta należycie. Ot, taka smutna dosyć historia. A
boskie umiejętności są słabsze, czy raczej mniej efektywne, ze względu na
sposób w jaki ten niedoszły bóg odszedł.
Nic
nie mówiliśmy przez dłuższą chwilę. Hanao przytulił się do siostry i pociągnął
parę razy nosem, a Inukai wbił wzrok w filiżankę z herbatą boga śmierci.
-Gdyby Kero przyszedłby wcześniej… nie doszło
by pewnie do tego, może Isaac by go wtedy zastąpił… - powiedziała po dłuższej
chwili.
Shinimaru
pokiwał głową.
-Jest to bardzo możliwe, to muszę przyznać.
-A co było dalej? W sensie kto był następnym
bogiem powietrza, skoro…
-Tego akurat nie wiem. Musiałbyś się spytać
Akabego, ja tego czasu byłem nie obecny… - przerwał mi.
-Jak? W jaki sposób cię nie było, przecież…
-Ech, raz na te tysiąc lat biorę sobie wolne u
wtedy każdy z bogów musi sobie zapewnić sprzątanie zmarłych na te pół roku.
Wcześniej, czyli co najmniej dziesięć lat temu. Mieliśmy wtedy archaniołów i
całe miasto aniołów. Wtedy nie było problemu każda z frakcji dostawała swój
oddział i był spokój, ale teraz… będę się trochę bał.
-No właśnie, co się stało dziesięć lat temu?
Nivi nic nam ciekawego nie powiedziała na ten temat – do rozmowy dołączył się
Inukai.
-Nie powinienem wam tego mówić. Utrzymujemy to
jako wielką tajemnicę.
-Ale Ghalirek coś wiedział – Kotori
wyprostowała się.
-Co powiedział ten śmieć? – Shinimaru odstawił
nieco gwałtownie filiżankę na spodek.
-Coś o tym, że anioły też nie mogły
dyplomatycznie rozwiązać problemu, coś, że się rozlazły… no coś w ten deseń –
Sakura wzruszyła ramionami.
-To akurat bzdura. Taka dyplomacja, to jak
rzucenie się pod czołg i błaganie o litość. Pff, żałosne – prychnął.
-Przynajmniej nie żyje, to spokój mamy.
Machnął
ręką.
-Coś jeszcze chcielibyście wiedzieć? –
Shinimaru spojrzał na nas.
Spojrzeliśmy
na siebie.
-Ja raczej pytań nie mam, prosiłbym tylko o
zajęcie się sprawą ciszy… - pomasowałem kark.
-Ja tak samo – Inukai oparł się o oparcie
kanapy.
-Czy po tym jak oddam Włócznię, to… będę miała
z powrotem moje poprzednie umiejętności? – Kotori zaplotła swoje dłonie na
kolanie.
-Musiałbym zobaczyć znamię, tylko to od tego
zależy – odparł.
-Jest tak jakby przekreślone, lub pęknięte –
powiedział Inukai. –Zauważyłem, gdy cię czesałem.
Spojrzała
na niego. Gdy się trochę odwróciła do przyjaciela, zauważyłem faktyczne
przerwanie liścia na jej karku. Zasłoniła to miejsce dłonią.
-Przykro mi, w takim razie. Nawet Daichi nie
byłby w stanie pomóc. Wychodzi na to, że po oddaniu Oręża zostaniesz pozbawiona
wszelkich umiejętności. Ale nadal będziesz miała w sobie magię, pozwalającą
przekraczać Bramę.
-Przynajmniej tyle, dziękuję – skinęła lekko.
-Dobra, skoro to wszystko, wracamy na festyn.
Jak tam jeszcze się pobawicie przez jakąś godzinkę, i będziemy się zbierać na
górę.
Wyszliśmy
z lokalu i od razu zawiało chłodem. Poczułem jak przeszywa mnie dreszcz.
-Zimno – syknąłem, pocierając dłonie o
ramiona.
-Dlatego musimy się pośpieszyć, bo jestem
pewien, że ten zmiennocieplny dureń nie wziął ze sobą nic na siebie… -
Shinimaru wyrwał do przodu szybkim marszem.
Domyśliłem
się, że chodzi o Hisui’ego. Hanao dogonił boga śmierci i zaczął go o coś pytać.
Wyrównałem kroku z Kotori i Inukai’m. Dziewczyna szła ze spuszczonym wzrokiem.
-Wszystko w porządku? – Spytał przyjaciel.
Spojrzała
na niego.
-Czuję, jak na mnie patrzą, staram się o tym
nie myśleć… - powiedziała cicho.
Rozejrzeliśmy
się. Faktycznie, sporo osób wodziło wzrokiem za Kotori. Inukai objął ją
ramieniem. Uśmiechnął się lekko. Dziewczyna, widocznie zakłopotana, oparła się
o niego.
-Dziękuję… - pisnęła.
Rozejrzałem
się. Faktycznie trochę ludzi się nam przyglądało. „Faktycznie, część zwraca na
nas uwagę, ze względu na obecność Shinimaru. Ale, no nie ukrywajmy, znamię
Włóczni u Kotori jest dosyć mocno widoczne w tej sukience…” – Pomyślałem, a
potem spojrzałem na nadgarstek, za który ktoś mnie lekko szarpał. To był Hanao.
-Co tam? – Uśmiechnąłem się do liska.
-Weź mnie na barana, jestem zmęczony –
podniósł ręce.
Po
chwili namysłu, podniosłem liska i posadziłem na plecach. Ogony chłopca trochę
łaskotały.
-Sakura wyrwała mocno do przodu z Shiniem, ale
nas znajdą, więc mamy jeszcze trochę czasu dla siebie – Hanao oparł się o moją
głowę.
Nie
byłem przyzwyczajony do noszenia dzieci, dlatego niedługo po tym, musiałem się
lekko pochylić.
Doszliśmy
z powrotem na festiwal. Ludzi nie ubyło, wręcz przeciwnie – miałem wrażenie, że
jest jeszcze większy tłok. Co chwilę sprawdzałem, czy przyjaciele są obok.
Kotori szła z Inukai’m pod rękę, nieco spokojniejsza i bardziej pewna siebie.
Na ten widok, zrobiło mi się cieplej na sercu, nie wiadomo dlaczego.
-Skoro mamy jeszcze czas, to co porobimy? -
Hanao zaczął się bawić moimi włosami. – Mam trochę grosza…
-Możemy się pokręcić, czemu nie – mruknął
Inukai. – Skoro nas znaj…
Jego
wypowiedź zagłuszył wrzask podnieconej widowni. Nieco zdezorientowani
spojrzeliśmy w stronę sceny. W kłębach dymu widziałem zarys sylwetki Hisui’ego
i kogoś jeszcze. Po chwili na deski wbiegł wściekły Shinimaru, który tylko rzucił
swoją czarną narzutę na lamię. Drugą sylwetką był wysoki lisi mężczyzna z
podobnie rozluźnionym kimonem. Długie, ciemnobrązowe włosy i złote oczy.
Uśmiechnął się nieco tajemniczo i zanim zdążył coś powiedzieć, oberwał od
Shinimaru w tył głowy.
-Sakura, weź przestań – powiedział bóg
śmierci.
Zauważyłem
jak Inukai traci resztkę wiary w obecnych bogów. Potrząsnął głową.
-Kotori, wychodzimy – westchnął. –Nie chcę
mieć z nimi doczynienia…
Dziewczyna
zachichotała cicho i dała się dalej poprowadzić przyjacielowi.
-Jak tam Hanao, żyjesz? – Spojrzałem nieco w
górę.
-Gdyby nie fakt, że mnie trzymasz za nogi, już
bym tam był – mruknął.
Zaśmiałem
się lekko.
-Dobra, Hanasiek, my też wychodzimy.
Lisek
również wybuchnął śmiechem.
Znaleźliśmy
ich przy stoisku z pluszowymi zwierzakami. Właściciel stoiska był starszym,
grubszym mężczyzną w kolorowej marynarce i szarych spodniach. Za nim był długi
stół z poustawianymi puszkami w niewielkie piramidy. Napis nad stołem głosił,
że pierwszy rzut jest darmowy. Inukai ściskał w dłoni niedużą piłkę, podobną do
tenisowej.
-No młody rzucaj, bo dziewczyna cię rzuci –
właściciel uśmiechnął się ciepło.
-Wiem, co robię proszę pana – przyjaciel
podrzucił lekko piłkę.
Staruszek pokręcił lekko głową z dezaprobatą.
-Daję sygnał i rzucasz. Gotowy? Trzy, dwie,
jedna…
Zanim
właściciel skończył, Inukai cisnął piłką w sam środek jednej z piramid, która
rozleciała się niczym domek z kart.
-Brawo młody. Możesz wybrać jedno z tych
średnich.
-To było niesamowite, Inukai – Kotori spojrzała
na niego, pełna podziwu.
-Królik – przyjaciel wskazał długouche
pluszowe zwierzątko.
Zaskoczenie
dziewczyny, gdy dostała pluszaka, było nie do opisania.
-J… ja… nie wiem, co powiedzieć… dziękuję – wydukała.
-J… ja… nie wiem, co powiedzieć… dziękuję – wydukała.
Uśmiechnął
się do niej.
-Nie ma za co – poklepał ją po włosach.
Usłyszałem szmer za plecami. Obróciłem się i
zobaczyłem trójcę boskiego seksapilu: Hisui’ego, Shinimaru i Sakurę.
-Przykro mi, że muszę przerywać tak uroczy
moment, ale… musimy się zbierać – westchnął króliczy bóg.
Kotori
westchnęła cicho.
-Rozumiem. Wybaczcie mi chłopcy, że znowu was
opuszczam… ale się spotkamy z powrotem, obiecuję – uśmiechnęła się ciepło i
podeszła do bogów. –Dziękuję wam za dzisiejszy wieczór.
-Nie obrażaj się, Iniek, ale muszę to zrobić –
powiedział Shinimaru.
-Ale za c…
Bóg
śmierci wziął dziewczynę na ręce.
-Inaczej się nie da, wybacz – wzruszył
ramionami.
Sakura
rzuciła mi nie wielką sakwę.
-Trzymajcie, na żarcie, bo mnie się już nie
przyda – wystawiła kły w uśmiechu.
Postawiłem
Hanao na ziemi i zanim jakkolwiek dotknął ziemi, podbiegł do siostry i przywarł
do niej.
-No i co ja im powiem, hm? – Pisnął.
Pogłaskała
go po włosach.
-Przykro
mi mały. Dasz sobie radę, masz moje błogosławieństwo – przytuliła go.
Po
chwili zniknęli. Kotori zdążyła nam tylko pomachać. Gdy spojrzałem na
Inukai’ego, zobaczyłem łzy na jego policzkach.
-Wracajmy już – szepnął.