sobota, 7 maja 2016

Rozdział #11

Kiedy byłem w głównej sali z Kotori na rękach, dziewczyna obudziła się. Spojrzałem na nią. Broda trochę się jej trzęsła, a oczy z każdą chwilą były bardziej wilgotne. Poprosiła mnie o postawienie na ziemi. Zrobiłem to, a wtedy uciekła na górę. Stałem jak wryty.
-Gdzie Kotori?- usłyszałem za sobą głos Inukai'ego.
-Pobiegła na górę- spojrzałem na niego.
Miał na sobie świeżą, granatową bluzę.
-Co z Ourellem?-spytałem.
-Rozmawia z ludźmi z Ministerstwa- odparł i ruszył w ślad za nią.
Zostałem sam na dole. Wolałem nikomu nie wchodzić w paradę. Zauważyłem, iż deszcz przestał padać. Zszedłem na dół.
Starałem się omijać wszelkie kałuże, podczas spaceru po lesie. Pachniało tak przyjemnie, jak to po deszczu w lesie. Ptaki ponownie zaczynały ćwierkać i latać po niebie.
Po pewnym czasie wróciłem do latarni. Kotori i Inukai'ego nadal nie było na dole, ale przy jednym ze stołów siedziała Tija z Sakurą i Ourellem. Rozmawiali cicho.
-Mogę się przysiąść?- spytałem.
-Jasne- kiwnęła głową elfka.
Usiadłem obok jeźdźca.
-Wracając... nie masz pojęcie dlaczego to się wydarzyło?- westchnęła Tija.
Ourell pokiwał głową.
-J... ja chyba wiem- wtrąciłem cicho.
Lisica spojrzała na mnie.
-Usłyszeliśmy jakiś hałas w magazynku- zacząłem opowiadać, bawiąc się palcami.- Stwierdziliśmy, iż sprawdzimy co to. Gdy Kotori zobaczyła ten nóż... stało się to, co przed chwilą.
-Nóż? Hm- mruknęła elfka.- Opiszesz go?
-Rękojeść była z ciemnego i lakierowanego drewna. O ile dobrze pamiętam, była też wyrzeźbiona na niej roślina, oplatająca ją. Ostrze nie było jakieś wyjątkowo inne- odparłem. 
Dziewczyny pokiwały głowami zamyślone.
-A gdzie on jest?- Sakura zastrzygła uszkami.
-Kiedy Kotori zbiegła na dół, za Rinem, położyłem go na ladzie barku- odpowiedział Ourell.
-I nic ci, że tak powiem nie jest?- Tija spojrzała na niego zaskoczona.
Pokręcił głową.
-To coś musiało zostać w dziewczynie, nawet gdy zostawiła nóż i poszła na dół- mruknąłem cicho.
Usłyszeliśmy skrzypienie podłogi. Był to Inukai.
-Co z nią?- spytała Sakura.
-Nie chce rozmawiać i zamknęła się w pokoju- odparł.
Wstałem i poszedłem na górę.
Zapukałem do drzwi ich pokoju.
-Kotori?- szepnąłem.
Odpowiedziała mi cisza. Spróbowałem otworzyć drzwi, które ani drgnęły.
-N... nie wchodź... - usłyszałem.
-Dlaczego?
-Niedawno mogłam was zabić... nie chcę tego powtórzyć. Nie wiem, czy jestem bezpieczna dla innych. Dlatego nie- pisnęła.
-Kiedy już wszystko w...
-Nie! Nic nie jest w porządku. Lepiej będzie jak sami wyruszycie szukać Natsuny. Tylko tyle mogę dla was zrobić- jej głos powoli się łamał.
-Nikogo nie będziemy zostawiać, tylko po czymś takim. Poza tym, wiem, że to nie przez ciebie- odparł Inukai, który stał nade mną.
-Tylko proszę... wybaczcie mi...- szepnęła.
Klucz zgrzytnął w zamku. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stała ona. Wyglądała jak siedem nieszczęść. Oczy były całe czerwone i podpuchnięte, włosy potargane, a jej ciało zbladło i trochę drżało.
Okna były pozasłaniane zasłonami, a drzwi do łazienki otwarte. Uciekła wzrokiem i usiadła na skraju swojego łóżka.
-J... ja... nie mogę sobie tego wybaczyć- szepnęła.- Nigdy nie zapomnę.
Inukai westchnął ciężko i usiadł na przeciwko niej.
-Wiesz, co? Jeśli chcesz, możesz sobie tego nie wybaczyć, ale nie ma opcji, abyś tu została. Po prostu- spojrzał jej w oczy.
Uśmiechnęła się blado.
-Nawet po tym...-szepnęła.
-Nawet po tym- wsparłem go.
Odsłoniłem okna. Niebo rozjaśniło się. Kotori wstała z łóżka i podeszła do drzwi.
-Zatem chodźmy na dół- powiedziała cicho.- Na pewno czekają.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz