Otworzyłem oczy. Kanatris pochylała się nade mną z ciekawością.
-Co jest? - Spytałem.
-Nie widziałam tego chłopaka w okolicy. Nie jesteś stąd, nie?
-Prześmieszne - Dźwignąłem się na rękach.
-Oj tam, oj tam.
-Coś ciekawego?
-To co u ciebie - Odparła.
Przewróciłem oczami. Dała mi kawałek materiału.
-Co to jest?
-Zawiąż to na oczach.
Spojrzałem na nią podejrzliwie, ale zrobiłem to, o co prosi. Prowadziła mnie przed siebie. Wiedziałem, że oddalamy się od jeziora. Trawa szeleściła i cicho trzaskała.
Usłyszałem czyjś chichot. Był inny niż Kany, ale znajomy.
-Gotowy? - Nimfa złapała szmatkę.
Przytaknąłem.
-Trzy.... dwa... jeden... SUPRISE!~
Przede mną stała... Natsuna. Uśmiechała się, trzymając chustkę w dłoni Nie wiedziałem co powiedzieć. Otworzyłem usta i coś wydukałem.
-To ja już was opuszczę... do zobaczenia - Kanatris wycofała się cicho.
Podszedłem do niej i delikatnie pogłaskałem po policzku. Miała miękką i delikatną skórę.
-Nie wierzysz? - Spytała rozbawiona.
Poczułem jak oczy mi wilgotnieją. Uśmiechnąłem się lekko.
-Co u ciebie? Gdzie jesteś? - Szepnąłem.
-Przejdźmy się - Pociągnęła mnie za rękę.
Nie bardzo przekonany, ruszyłem za nią.
-Zaczynając od początku - Westchnęła. - Wiem tylko to, że jestem w Ostoi. Jestem trzymana w zamknięciu. Nie wiem przez kogo. Trochę się boję, ale jest nawet w porządku. Jestem zadbana, ale chciałabym już się z Wami spotkać. Tęsknię...
Wzięła głęboki wdech i otarła oczy. Położyłem jej dłoń na ramieniu.
-Jesteśmy już niedaleko, chyba... - Podrapałem się w tył głowy.
Uśmiechnęła się. Milczała.
-Coś się....
-Ciii... -Przerwała mi. - Chciałabym tylko pomilczeć.
Szliśmy dalej, aż doszliśmy do plaży.
-Nie wiedziałem, że...
-Bo to już moja część snu. Jesteśmy tak jakby nimi połączeni. Nie wiem dlaczego.
-Spytam. Mam kogo - Puściłem do niej oczko.
Usiedliśmy na piasku. Oparła się o mnie i westchnęła cicho.
-Lubię cię. To była pierwsza myśl, gdy się wybudziłam. Dowiedziałam się czegoś ważnego, wiesz?
Spojrzałem na nią.
-Nasza podróż tutaj kosztowała nas jeden dzień, ale kiedy będziemy wracać, to będzie tylko kwadrans. Ciekawe, nie?
-Czyli, czyli... byliśmy w parku i to był dziewiętnasty października, latarnia dwudziesty, ministerstwo dwudziesty pierwszy, Nivi dwudziesty drugi, Ghalirek dwudziesty trzeci, dwa dni w śpiączce, czyli dwudziesty czwarty i piąty, więc dzisiaj będzie... dwudziesty siódmy - Liczyłem cicho. -Mylę się gdzieś?
-Raczej nie - Przymknęła oczy.
-Ja ciebie też lubię - Spojrzałem w niebo.
-Mógłbyś mi wyjaśnić o co chodzi z ministerstwem i całą resztą?
W dużym skrócie opowiedziałem jej o wszystkim. Wsłuchiwała się całą sobą. Dopytywała, prosiła o wyjaśnienie, a ja patrząc na nią, odpowiadałem. Miała jasne, błękitne oczy, których nie dało się nie lubić.
-Ciekawe.... nawet bardzo - Podparła brodę, kolanami.
Słońce powoli wschodziło.
-Bardzo mi przykro, ale muszę się zbierać - Wytrzepałem spodnie.
-Odprowadzę cię. Ja mogę jeszcze zostać. Będę cię obgadywać z Kaną - Zachichotała.
-Ech, Natsuś, Natsuś... - Westchnąłem.