Przeszliśmy się po lesie. Chmury
zasnuły trochę niebo, a ptaki przestawały śpiewać. Kotori
spojrzała w górę. Po plecach przebiegł mi dreszcz.
-Będzie padać- mruknąłem.- Czuję
to.
-W takim razie, zawróćmy- odparła
dziewczyna.
Inukai milczał. „Milczenie wyraża
zgodę”-pomyślałem.
Po chwili poczułem pierwsze krople
deszczu. Wykorzystałem je, aby stworzyć małą kopułę nad swoją
głową. Odczułem lekką dumę, że umiem coś takiego zrobić. Nie
wiedziałem JAK to robię, ale potrafiłem, więc za bardzo nie
zastanawiałem się nad tym.
-Wpuścisz mnie?- spytał Inukai.
-Nie widzę problemu- wzruszyłem
ramionami.
Powiększyłem kopułę, abyśmy się
pod nią nie ściskali. Kotori z pnączy stworzyła parasolkę.
Oparła ją o ramię i szła przed nami. Milczeliśmy, do samych
schodów. Woda z powłoki rozdzieliła się na parę części i
wchłonęła w ziemię.
Weszliśmy na górę. Deszcz bębnił w
szyby, a Ourell czekał na nas w okolicy lady.
-Myślałem, że zmokniecie. Ech,
trudno. Ręczniki przydadzą się do czegoś innego- westchnął.
Kiedy mężczyzna odwrócił się,
Inukai przewrócił oczami.
-Damy sobie radę, więc nie musisz się
o nas martwić- powiedziałem.
-Jak uważacie!~
Wszedł na górę cicho pogwizdując.
Rozeszliśmy się do pokoi.
Położyłem się na wyrku i wlepiłem
wzrok w sufit. „Jeszcze dwie godziny... co ja będę robić przez
ten czas?”- mruknąłem do siebie. Po paru minutach ciszy
usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
-Prosz!- rzuciłem.
Drzwi uchyliły się a w nich stała
Kotori. Uśmiechnęła się ciepło i weszła do środka. Podniosłem
się i ułożyłem włosy. Usiadła obok mnie.
-Słyszałeś moją rozmowę z Inukai'm
w lesie, po drugiej stronie?- spytała.
Pokręciłem głową.
-Brzmiał jakby w ogóle nie pamiętał
co zaszło po spoliczkowaniu Natsuny. On... nie mógł tego zrobić.
Za bardzo jest do nas przywiązany.
„Właśnie widziałem”-mruknąłem
w duchu.
-Chociaż... jakby nie on, to któż by
inny? Sama nie wiem...- westchnęła i spojrzała na mnie zagubionym
wzrokiem.- Myślałam nad tym wieczorem. Zastanawiałam się, czy
opętanie byłoby możliwe, ale odrzuciłam tę opcję. Interesuję
zjawiskami paranormalnymi, ale jakoś tak... nie jestem pewna, czy
może to być aż tak skuteczne.
Zamilkła. Postukała palcami o
materac.
Deszcz padał mocnej z każdą chwilą.
Westchnąłem cicho.
-Oby przestało do południa-
mruknąłem.
Pokiwała głową.
-Mam nadzieję, że szybko ją
znajdziemy. Chciałabym ją zobaczyć- szepnęła.
Poklepałem ją po ramieniu.
-Ciekawe, czy jak wrócimy to będzie
ta sama chwila, czy czas nadal płynie- zamyśliłem się.
Milczała.
Z zamyślenia wyrwało mnie pukanie do
drzwi. Po chwili uchyliły się, a w nich stał Ourell.
-Mogę prosić o pomoc?- spytał.
-Coś się stało?- spojrzałem na
niego.
Uśmiechnął się trochę zakłopotany.
-Jakiś czas temu kaptur od płaszcza
się ten, no wiecie...
Podrapał się nerwowo po
przedramieniu. Kotori podeszła do niego.
-Mogę przyszyć. O to ci chodzi?-
uśmiechnęła się.
Pokiwał głową.
-Nie mam umiejętności manualnych, że
tak powiem- westchnął cicho.
Zszedłem za nimi na dół. Nadal
padało. Usiadłem naprzeciwko dziewczyny. Po chwili Ourell przyniósł
płaszcz i mały zestaw do szycia.
-Wielkie dzięki- powiedział jeździec.
-Trzeba się odwdzięczyć, za
schronienie- odparła.
Zaśmiał się ciepło i poszedł na
górę.
Patrzyłem jak szyła. Jej pociągnięcia
igłą były zdecydowane. Wyglądała jakby to robiła od urodzenia.
Hipnotyzowało to.
Wtedy ze „snu” wyrwało mnie
uderzenie metalu o podłogę. Kotori spojrzała w stronę, z której
dobiegł dźwięk. Wstała, odkładając nić na stół.
-Co to było?- spytała.
Wzruszyłem ramionami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz