piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia ^.^

Już jutro wigilia, z tej okazji życzę Wam pomyślności, szczęścia, zdrowia i wszystkiego co najlepszego na Nowy Rok i święta.
Oto świąteczny specjał. Jest on podzielony na kilka części, a wszystko dzieje się dziesięć lat przed właściwą fabułą. Mam nadzieję, że wyjdzie to w miarę dobrze ;) Zapraszam!
Przepraszam za mój angielski :')

 Kotori

W końcu gwiazdka! Nie mogłam się doczekać, tak jak inni. Spoglądałam za okno. Chmury dosyć mocno zasłoniły niebo, ale wierzyłam, że jako pierwsza ujrzę pierwszą gwiazdę na niebie.
W sali był jeszcze Murakami ze złamaną nogą, Amelie po zapaleniu płuc i William - anglik, po wypadku na rowerze.
 -Kotori, jak myślisz - Szepnęła do mnie koleżanka ze swoim lekkim, francuskim akcentem. - Co dostaniesz?
Wzruszyłam ramionami i podciągnęłam kolana pod brodę.
 -Na pewno kolejną dawkę leków - Dodałam.
Dziewczynka zachichotała.
Wtedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się.
 -Ho, ho, ho! Czy ktoś z was pytał o prezenty?
Serce zabiło mocniej i podekscytowana spojrzałam na... świętego Mikołaja! Nawet William się uśmiechnął.
 -Is there William Falcon?
Nie zrozumiałam, co powiedział.
 -Yes, I am - Chłopak uniósł dłoń.
Święty wręczył mu małą paczuszkę.
 -A Kotori Momori? Obecna?
 -Jestem - Pisnęłam.
Mężczyzna podszedł do mnie i podał średnią paczkę. Zgodnie z tradycją, czekaliśmy, aż Mikołaj pójdzie do kolejnej sali.
Później nadeszła kolej Murakami'ego i Amelie. Ktoś włączył radio.
 -Czas goni, więc muszę lecieć. Bye bye! - Zawołał Mikołaj, wychodząc.
Rozerwałam papier, pod którym znajdowała się pluszowa świnka. Przytuliłam ją mocno i spojrzałam w okno. Zobaczyłam pierwszą gwiazdkę.

Inukai

Wigilia. Znowu przyjedzie cały tabun rodziny, tylko po to, aby rozmawiać o niczym. Zawsze się cieszyłem, gdy miało to nastąpić, ale... denerwował mnie jak zwykle mój starszy o osiem lat brat - Ryukai. Święta miały być magicznym czasem, podczas którego dzieją się cuda. Jednak, żaden cud nie zdarza się, gdy mam składać mu życzenia. Zawsze patrzy się na mnie z wysoka, i nie chodzi tu wcale o wzrost.
Siedzieliśmy przy stole. Przysłuchiwałem się rozmowom dorosłych, ale zbyt wiele z nich nie zrozumiałem, więc skupiłem się bardziej na przeżuwaniu kromki chleba.
W naszej rodzinie, tak na prawdę nie obchodziliśmy Bożego narodzenia. Były to tylko coroczne zjazdy rodzinne.

Rin

 -Riin! Pospiesz się z tym ubieraniem się! - Zawołała mama.
 -Moment... - Mruknąłem pod nosem, zapinając koszulę.
Spojrzałem przelotnie w lustro. "Jest dobrze" - pomyślałem i wyszedłem z łazienki.
 -Och, Rin, ale wyrosłeś! - Piszczały zadowolone ciotki i babcie.
Uśmiechałem się dumny z siebie.
 -Słyszałeś to? - Spytała mama.
Pokręciłem głową.
 -To leć do drzwi.
Kiwnąłem głową i pobiegłem we wskazanym kierunku. Wróciłem rozczarowany.
 -Nikogo nie było - Bąknąłem.
Powłóczyłem nogami do swojego pokoju i spojrzałem na półkę z książkami. Leżała tam paczka. Wziąłem ją w dłoń i przeczytałem karteczkę. To było do mnie. Zapiszczałem zadowolony i rozerwałem papier. Była tam książka o przygodach Alpaki Andrzeja. Jej imię śmiesznie brzmiało.

DO ZOBACZENIA W PRZYSZŁYM ROKU ;)

Agnes

wtorek, 20 grudnia 2016

Rozdział #27

Podniosłem powieki. Leżałem na trawie przy tamtym jeziorze.
 -Przyprawiłeś mnie o zawał - Rzuciła Kanatris.
Coś wymamrotałem i podniosłem się. Nimfa siedziała obok i patrzyła w niebo.
 -Ale co się stało? - Spytałem.
 -Pojawiłeś się na dnie jeziora, a nie na brzegu. Ogłuszyli cię, nie?
Kiwnąłem głową.
 -Coś ci musieli podać.
 -Co?
Pokazała jezioro, którego taflę pokrywał lód.
 -Oż kurde...
 -No właśnie. Mam nadzieję, że za niedługo puści, bo po dłuższym czasie możesz nie mieć takiej dobrej sprawności, jak wcześniej. Na przykład paraliż, trudności z mową i takie tam - Machnęła ręką.
"Zaczepiście" - pomyślałem i podciągnąłem kolana pod brodę.
 -Mamy czas przynajmniej na jakąś normalną rozmowę, nie?~
Spojrzała na mnie. Uśmiechnęła się.
 -No to zacznę - Westchnąłem. - Znasz może Natsunę?
Zamyśliła się.
 -Długie białe włosy, niebieskie wesołe oczy i długie szczupłe palce? Hmm.... czasami tu przychodzi.
Serce zabiło mi mocniej.
 -Coś mówiła?
 -Tak. Trochę mi o tobie opowiadała, ale to były może dwa, czy trzy spotkania.
Uśmiechnąłem się.
 -Mówiła, że pewnie tu przyjdziesz, no i się sprawdziło - Nimfa wstała.
 -Jest jakiś sposób, abym mógł zobaczyć lub przynajmniej usłyszeć, co się dzieje na "zewnątrz"?
Podała mi dłoń.
 -Chodź.
 -Gdzie?
Uśmiechnęła się.

Szliśmy przez pole. Z każdym krokiem oddalaliśmy się od jeziora. Kanatris ciągnęła mnie za nadgarstek. Coś nuciła pod nosem.
 -Usiądź - Poleciła. - A, i zamknij oczy.
Posłuchałem rozkazu.
Trawa trochę wbijała się przez ubranie, ale postarałem się to zignorować.
 -Nie otwieraj ich - Położyła coś na mojej głowie.
Poczułem powiew wiatru na plecach. Powieki momentalnie same się uniosły.
Leżałem, przyciśnięty do ziemi, w pobliżu naszego ogniska.
 -Nie ruszaj się - Warknął ktoś z góry.
Nie widziałem zbyt wiele. Lider był pomiędzy Kotori, a Inukai'm.
 -No dobrze, zacznijmy od nowa - Mężczyzna silił się na miły ton. - Jak tam się dostać?
 -Czyli gdzie? - Wychrypiał towarzysz.
 -Na drugą stronę - Chwycił go za kołnierzyk.
Inukai westchnął i zaśmiał się.
 -Aa... no to równie dobrze możesz się zabić. Tylko ostrzegam, co jest po tamtej stronie... no nikt z nas nie wie.
Po pozostałych przemknął gorzki śmiech.
 -Uważasz, że to śmieszne?
Zaprzeczył.
 -Mówię na serio. Mogę ci nawet pomóc - Posłał w jego stronę krzywy uśmiech.
Spojrzał w moją stronę.
 -No, w końcu się zbudziłeś. Może będziesz bardziej użyteczny niż twój kolega - Podszedł bliżej.
Coś wydukałem. Traciłem władzę w rękach, które zaczęły drżeć. Przed oczami ponownie zatańczyły czarne plamy. "C... co się dzieje?" - pomyślałem. Obiegłem ponownie wzrokiem okolicę. Kotori patrzyła na mnie przerażona, a Inukai miał ubrudzoną twarz od ziemi i... krwi? Nie mogłem dłużej się mu przyjrzeć.
 -Powiesz coś o powrocie? - Lider grupy kucnął przy mnie i uśmiechnął się obrzydliwie.
Wtedy coś mignęło w jego oku. Przypominało to węża. Więcej nie zauważyłem.