środa, 27 grudnia 2017

Ilustracje

Ostatni rozdział był nawet i collabem z Sei'em Shinzaki'm; moim kochanym rysownikiem i przyjacielem. Oto moja i jego ilustracja: jedna odnoście Hanao i Inukaja, a druga - Robina.
Enjoy, jak to mawiają:
 
Agnes
 

Rozdział #45

Tego wieczoru, Sakura stwierdziła, że weźmie całą noc. Nikt nie protestował, a zwłaszcza Inukai, który tylko coś mruknął pod nosem, wziął ręcznik, stary dres i poszedł się umyć. Gdy odchodził, lisica zlustrowała go wzrokiem.
 -Chyba mnie nie lubi – stwierdziła. – Nadal się obraża za urok, czy co? Doskonale powinien wiedzieć, że to nie trwa wiecznie, no. Książek nie czytał? Czy może twierdził, że będzie mógł go zdjąć… osobiście? – zachichotała, wdrapując się ponownie na gałąź.
 -Dlaczego akurat śpisz na górze? – Spytałem.
 -No cóż… jeżeli ktoś będzie chciał znowu napaść, nie będzie mnie widział, no chyba, że spojrzy w górę – wyjęła chyba ostatnie ciastko z worka i włożyła je do ust.
Zagryzłem wargę. Nie było to głupie. Przewiesiła się przez gałąź i spojrzała na nas. Kotori siedziała cicho w tym samym miejscu, gdzie rozmawiała z Inukai’m, a ja… robiłem sztuczny tłum. Jak zwykle.

Nie mogłem zasnąć. Gapiłem się w ogień, czasem poprawiając zwiniętą bluzę pod karkiem. Innych też nie mógł zmorzyć sen. Sakura patrzyła na nas z góry i kiwała nogą na boki. Milczeliśmy, przez co pewnie nawet nie zauważyłem, kiedy usnąłem.

Podniosłem się na łokciach i pomasowałem czoło.
 -Czy nawet w śnie muszę być zmęczony? – Wymamrotałem.
 -No cóż, nie jest to zwykły sen – zobaczyłem przed sobą Natsunę.
Uśmiechnęła się do mnie, a ja do niej. Pomogła mi wstać.
 -Jak dzień? – Spytała.
Westchnąłem i, energicznie gestykulując, zacząłem wszystko opowiadać. O tym, co się działo od rana do wieczora.
 -Wyczerpujące – podsumowała.
Skinąłem kilka razy głową. Wzięła mnie za ręce i spojrzała w oczy.
 -Cieszę się, że to ty byłeś w parku – uśmiechnęła się ponownie. – Zamknij na chwilę oczy.
Zrobiłem to. Zacisnęła nieco mocniej palce na moich nadgarstkach, wzięła głębszy wdech i… poczułem delikatnie muśnięcie jej warg na policzku. Otworzyłem oczy, a dziewczyna speszona odsunęła się ode mnie.
 -Chyba już muszę iść… - szepnęła.
Chwyciłem ją za dłoń.
 -Wiesz co to oznacza?
Zaprzeczyła. Przyciągnąłem ją do siebie i przytuliłem.
 -Że jeszcze szybciej cię znajdę – pogładziłem jej włosy.
Objęła mnie lekko drżącymi dłońmi i wtuliła twarz w tors. Nic nie mówiła, tylko zacisnęła pięści na koszulce. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, milcząc.
Potem, odprowadziłem ją na jej plażę.
 -Mam nadzieję, że jeszcze dwa spotkania tutaj, a potem… znajdziemy się w Ostojce – powiedziała, gdy odchodziłem.
Uśmiechnąłem się lekko i jeszcze raz spojrzałem za siebie. Zniknęła. Poczułem lekkie uczucie w sercu i dotknąłem policzka.
Szedłem wolnym krokiem w stronę jeziora. Patrzyłem w ziemię i myślałem o Natsunie. Kiedy zorientowałem się, że jestem blisko jeziora, podniosłem głowę. Kanatris siedziała nad jeziorem i patrzyła w wodę. Musiała mnie usłyszeć, bo podniosła głowę.
 -Spotkałem…
 -Wiem – przerwała mi.
Podeszła do mnie i poczochrała mi włosy.
 -Chcesz się czegoś o mnie dowiedzieć? – Stanęła na palcach i wwierciła we mnie wzrok.
Skinąłem trochę mimowolnie głową.
Wskazała skałę, na której wcześniej siedziała.
 -Siadaj. Ja trochę popływam – zgarnęła włosy na plecy i wskoczyła do wody.
Zająłem miejsce na chłodnej skale i szukałem nimfy, wodząc spojrzeniem po tafli.
 -Zaczynając, – wypłynęła nagle na środku jeziora – czy Robin pokazał się w swojej męskiej formie?
Zaprzeczyłem. Uśmiechnęła się lekko.
 -Po raz pierwszy pokazał mi się właśnie w tej formie. Było to… dziesięć lat temu? Nie więcej, w każdym razie. Przedstawił mi się jako Manolie. I tak spotykaliśmy się przez kilka miesięcy, a potem Manolie okazała się być Robinem. Pamiętam, że bardzo się z nim wtedy pokłóciłam, ale on… był taki uroczy… - przepłynęła kawałek pod wodą – stwierdziłam, że nie ma powodów, aby nadal się obrażać i… zostaliśmy przyjaciółmi. Przestał cokolwiek ukrywać, nawet jedną z blizn na nodze.
Próbowałem sobie przypomnieć sylfa, lecz…
 -Nie ma mowy, abyś to zobaczył. Zawsze ukrywał to, co miał poniżej połowy uda – przytrzymała się skały, trochę ochlapując nogawkę moich spodni.
 -A dlaczego się tu dostałaś? – Tym razem ja wbiłem w nią spojrzenie.
Westchnęła cicho i poprosiła, abym się przesunął. Usiadła obok mnie.
 -To przez tę bliznę. Ghalirek robił tak zwane „polowanie na motyle”, a tymi motylami były… sylfy. Jeden dzień, wręcz tylko popołudnie, a ponad dwadzieścia istnień zniknęło. Nie umarli, tylko zniknęli. Robin tego jakoś uniknął,… jednak, jak to sam ujął, „w życiu nic nie ma za darmo”, nie? Używali jakiś harpunów, czy innej maszynerii. Okropność – wzdrygnęła się.
Spojrzałem na horyzont. Powoli zaczynało świtać.
 -Już lecisz? – Zachichotała.
 -Kiedyś trzeba, prawda? – Zsunąłem się z kamienia.
 -Uważajcie na siebie. Ghalirek nie jest jedynym takim ugrupowaniem – wykręciła włosy.
 -O ile można było to tak nazwać… - powiedziałem z lekkim przekąsem.
***
Pierwsze co zobaczyłem po przebudzeniu, była mała wróżka, czy raczej ognik. Wlepiała we mnie swoje oczy, a ja odruchowo się odsunąłem. Wyszczerzyła się i odleciała. Powoli podniosłem się na łokciach. Inni szykowali się do dalszej podróży.
 -Mogliście mnie obudzić… - mruknąłem.
 -Spałeś tak słodko, że nikt nie miał serca tego robić – odparła Sakura, wrzucając coś do toreb.
Nic nie powiedziałem, tylko wstałem i ogarnąłem się jak najszybciej.
Droga była prosta i wydeptana. Otoczenie było takie samo, ciągle. Nie było nic nadzwyczajnego.
 -A, Koto, pytanie mam – w pewnym momencie lisica, zwróciła się do dziewczyny.
 -Hm?
 -Co ci zrobił Shiniek?
 -Na polanie?
 -Nom.
Westchnęła cicho i włożyła włosy za ucho
 -Straciłam wtedy przytomność, a on… jakoś mnie z tego wyciągnął, nie wiem jak. Krzyknęłam, bo poczułam dziwne uszczypnięcie w mostku i chyba tyle…
Skinęła kilka razy i wróciła do oglądania mapy. Spojrzałem na towarzysza. Wyglądał słabo.
 -Nie wyspałeś się?
Przeniósł na mnie ciężki wzrok. To wystarczyło.
 -W środku nocy te cholerne brzęczki zaczęły drzeć japę i bawić się w moich włosach. Oczywiście, kilka z nich musiało się w nie zaplątać. Ech, nigdy więcej rozpuszczonych włosów.
 -To może je zetnij? – Rzuciła Sakura.
 -Nie. Ma. Mowy – przeczesał je palcami. – Zbyt długo się kłóciłem o nie z rodziną, aby je po prostu ściąć.
 -Nawet mniej więcej wiem co czujesz – Sakura odwróciła się do niego.
 Wymusił na sobie wrednawy uśmieszek. Lisica obejrzała się za ramię i przystanęła.
 -Co jest? – Mruknął Inukai.
 -A, no bo granica jest praktycznie za kilkadziesiąt metrów, a mnie czeka jeszcze papierkowa robota i inne sprawy… może jeszcze do was dołączę. Strzałka~!
Wycofała się chyłkiem, oddała mapę Kotori, a my odprowadziliśmy ją wzrokiem.
 -Wiemy przynajmniej, gdzie mamy iść? – Spojrzałem na towarzyszy.
 -No ja mam nadal ten adres, który dostałem od brata… - mężczyzna wyjął z torby małą karteczkę i przyjrzał się jej.
Sakury już nie było. Cofnąłem się o kilka kroków, szukając jej wzrokiem, lecz lisica rozpłynęła się w powietrzu. Spojrzałem na pozostałych i wzruszyłem ramionami.
 -Spytamy, jak dojdziemy – machnął dłonią Inukai, idąc w stronę Ostoi.
Serce zaczęło mi szybciej bić. Byliśmy coraz bliżej Natsuny i powrotu do domu. Wziąłem głębszy wdech i… usłyszałem hałas w krzakach. Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem w stronę źródła dźwięku.
 -Sakura? – Spytałem, rozchylając gałęzie drzew.
Siedziała tam… Natsuna. Uśmiechnęła się lekko i wstała.
 -Już zapomniałeś jak się nazywam? – Puściła oko.
Oniemiałem. Wydukałem tylko coś i przytuliłem ją do siebie. Łzy zaczęły mnie piec pod powiekami.
 -Rin nie mamy cza…
Inukai urwał. Usłyszałem ich powolne kroki.
 -To jest mało możliwe, aby to była ona, wiesz?
Zaprzeczyłem. Puściłem ją. To musiała być ona. Nie wyczuwałem żadnego zaklęcia, czy czego innego. Jasne, błękitne oczy, wieczny i delikatny uśmiech, jasna cera, długie, białe włosy i drobna, wysoka sylwetka. To wszystko z cech wyglądu składało się na Natsunę Tomokawę. Wyszła spomiędzy krzaków i wytrzepała spodnie. Miała na sobie to, co tamtego dnia. Białą pelerynkę, legginsy moro i luźną, niebieską bluzkę. Spojrzała na Kotori i Inukai’ego.
 -Co tam? – Spytała.
Wtedy coś za nami łupnęło o ziemię. Natsuna syknęła. Leżało tam małe ciałko.
 -Co to? – Spytała.
Towarzysz podszedł do niego i uklęknął przy nim. Otworzył trochę szerzej oczy i lekko się zarumienił. Ciałko podniosło się nagle i popatrzyło po nas. Miało czerwone włosy, siedem ciemnobrązowych lisich ogonów, uszy tego samego koloru i rasy, oraz heterochronię.
 -To jakaś słodsza i młodsza wersja Sakury… - Stwierdził Inukai i wstał.
Pomógł wstać małemu lisowi, a on ruszył w stronę Natsuny i wyciągnął ku niej dłoń.
 -Na zgodę. Przestańmy się kłócić, tylko…
 -Chyba pomyliłeś osoby – dziewczyna założyła ręce na ramiona.
Lisek odwrócił się i podszedł do Inukai’ego. Odruchowo położył dłoń na jego włosach.
 -Gdyby tylko Sakura mogła by być taka urocza jak ona…
Natsuna wyminęła mnie i stanęła naprzeciwko mężczyzny. Otoczyło ją płomienne tornado i… zamiast Natsuny, była Sakura. Poczułem się rozczarowany, wręcz smutny. Wziąłem głębszy wdech i założyłem ręce na siebie. „No tak, to było za proste…” – westchnąłem cicho.
 -Inusiek, możesz zostawić mojego brata? – Spytała.
Mężczyzna prawie odskoczył do tyłu. Milkł, ale widocznie próbował ogarnąć, co się stało przed chwilą.


 -B… brata…? – Wydukał po pewnym czasie.
Skinęła głową.
 -Hanao, nie musiałeś…
 -Musiałem, bo inaczej miałabyś mnie w swojej… aktualnie boskiej…
 -Nie potrzebuję szczegółów – mruknęła.
Jeszcze raz wyciągnął dłoń.
 -Zostawmy dawne spory tam, gdzie powinniśmy je zostawić, czyli w przeszłości…
 -Chcielibyście, bo teraz zaczynam odnosić sukcesy w życiu – machnęła dłonią i odwróciła się. –Lepiej wróć do ojczulka i czekajcie.
 -Na co?
 -Na mnie, albo jakiekolwiek informacje.
Chłopiec westchnął i nas minął.
 -Przekażę, a ty rób co chcesz. Powodzenia, tak poza tym.
 -Dzięki – ruszyła przed siebie. – Idziemy.

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Życzenia

Na nowy, 2018 rok, życzę Wam spełnienia marzeń, osiągnięcia celów, odnalezienia swojego przeznaczenia (nawet jeśli w nie nie wierzycie), zdrowia i wszystkiego, co najlepsze 💙
Powyżej Inukai mojego autorstwa
Agnes

środa, 1 listopada 2017

Rozdział #44

  -To raczej było pytanie oczywiste, ale wolałam się upewnić – Sakura poklepała dziewczynę do ramieniu.
Skinęła tylko głową i spojrzała w bok.
 -Pójdę się przejść – Szepnęła.
Spojrzałem na Inukai’ego. Jego oczy zaszły na moment mgłą.
 -Ponownie odejdzie…? –Spytał trochę ochryple.
 -Nie do końca – Lisica uklęknęła przy nim. – Musimy tam dojść, to po pierwsze. Lepiej wtedy, abyście zajęli jakieś jedno miejsce, bo całkiem możliwe, że zanim góra podejmie decyzję trochę minie, a musi się gdzieś podziać, nie~?
Skinął głową kilka razy.
 -Rin, możesz pójść ze mną? – Kotori podeszła do mnie.
Przytaknąłem i wstałem.
 -Tylko się przebiorę – Uśmiechnęła się smutno.

Związała włosy w kucyk i założyła zwykłą, jasną bluzkę z ciemnymi legginsami.
 -Masz mapę? – Spytała.
Wyjąłem arkusz papieru z kieszeni spodni.
 -Możesz sprawdzić jak daleko jesteśmy od morza?
Trochę trudno było mi jakkolwiek na to odpowiedzieć. Na kartce nie miałem podanej skali. Przesunąłem po niej palcem, co dało zadowalający efekt. Od plaży dzieliło nas pół kciuka.
 -Myślę, że nie daleko.
 -Prowadź zatem.
Pół kciuka okazało się niecałym kilometrem (aczkolwiek, tak się czułem, gdy doszliśmy do wydm). Usiedliśmy na piaszczystym wzniesieniu.
 -Dlaczego wzięłaś mnie ze sobą, a nie Inukai’ego? – Spytałem.
 -Wolałabym, aby teraz na spokojnie wszystko przemyślał. Inaczej zawaliłby mnie tysiącem różnych pytań… gdy zaczyna się denerwować, nagle zaczyna być bardziej rozmowny i wymagający w odpowiedzi. A teraz sama jej nie znam. Jeszcze trochę i zapomniałabym jak mam na imię – Podciągnęła kolano pod brodę. – Z jednej strony chciałabym pobyć sama, ale z drugiej nadal się boję.
Wiatr zawiał mocniej.
 -Ostoja nas wzywa – Przymknęła powieki. – Z każdym mocniejszym podmuchem to czuję – Spojrzała na mnie. – Pewnie rzuci ci się na szyję, gdy cię zobaczy, nie?
 -Widziałem się z nią ostatnio, ale to nie to samo…
 -Sen, prawda?
Skinąłem głową.
 -Przykro  mi, że nie będę mogła z wami jej znaleźć… znowu was opuszczam, tylko, że teraz bezpowrotnie…
Siedzieliśmy jeszcze tak przez pewien czas. Spojrzałem na słońce, które było już blisko horyzontu.
 -Wiesz co Rin?
 -Słucham.
 -Obiecałam sobie coś i chciałabym, żebyś to wiedział.
Obróciłem się w jej kierunku. Patrzyła w dal, a wiatr bawił się z kilkoma włosami, które uciekły spod gumki.
 -Nie mam zamiaru płakać przez pewien czas. Jak najdłużej. Według mnie wyczerpałam limit wylanych łez, jakichkolwiek. Przecież nie mogę tak na wszystko reagować, przesadzam.
Skinąłem głową. Może miała rację? W tym świecie mieliśmy tylko naszą trójkę, a wkrótce dwójkę. Najwyższa pora, aby się umocnić. Wyjść z bezpiecznego gniazda i nauczyć się latać. Na razie jednak tylko chodziliśmy po ziemi i unosiliśmy niepewnie głowy ku innym, którzy szybowali w blasku dobrze im znanego słońca i nieba. Z zamyślenia wyrwał mnie jej głos
 -Wracajmy, robi się późno.
Ponownie przytaknąłem ruchem głowy.
 -Pewnie i tak będę musiała porozmawiać z Inukai’m, jak myślisz? –Spytała.
 -Według mnie, jesteś dla niego naprawdę ważna. Co więcej, uważam, że działa to też w drugą stronę, więc…  jak najbardziej – Westchnąłem, wytrzepując spodnie.
Nic nie powiedziała, dlatego podniosłem wzrok. Patrzyła nieco speszona w innym kierunku. Uśmiechnąłem się lekko.
Wracając, rozglądałem się po „trasie”. Szliśmy ciągle w przód, tylko czasem spoglądałem na mapę. Było cicho, nie licząc naszych kroków i trzasku gałęzi. Uniosłem głowę i ujrzałem kilka wróżek na gałęziach. Przyglądały się nam, a jedna z nich zleciała na wysokość naszych ramion. Skupiła się na Kotori.
 -Senna włócznia…  powróciła – Pisnęła i rozpuściła się w powietrzu.
Dziewczyna zamrugała kilka razy i rozejrzała się za stworzonkiem.
Na górze rozległy się wysokie szepty. Nic z nich nie rozumiałem, były dla mnie zbyt szybkie i niewyraźne, nawet gdy wytężyłem słuch.
 -Może chodź…
 -Nie, może się czegoś dowiem – Przerwała mi, nadal wpatrując się w korony drzew.
Wtedy pięć wróżek pojawiło się z wiankiem ze stokrotek  w dłoniach. Milczały i tylko z cichym dzwonieniem położyły go na jej głowie. Ponownie zniknęły jak zdmuchnięty płomień świeczki.
 -To tyle? – Szepnęła, dotykając kwiatów.
 -Może Sakura ci pomoże?
Skinęła smutno głową i ruszyła przed siebie.
Gdy wróciliśmy, Inukai bez słowa podszedł do dziewczyny i objął.
 -Nie umiem za bardzo powiedzieć, co czuję, ale… będzie nam ciebie brakować – Szepnął.
Zachichotała cicho.
 -Oj, Inukai… Sakura powiedziała, że tak czy owak minie sporo czasu, a nawet jeżeli… będę nad wami czuwać – Zarzuciła ręce na jego szyję.
Patrzyłem na nich trochę z boku i uśmiechnąłem się lekko. „Chyba trochę przeszkadzam. Znajdę sobie jakieś zajęcie” – Obróciłem się na pięcie i poczłapałem do swoich rzeczy.
 -Idę po chrust, czy tam inne badyle – Rzuciłem przez ramię.
 -A po co? – Sakura nagle zwiesiła się z gałęzi.
Krzyknąłem krótko i upadłem na plecy. Lisica zeskoczyła  i pomogła mi wstać.
 -Jak to po co? No przecież musimy jakoś się ogrzać nocą i odgrodzić od niebezpieczeństw – Syknąłem, gdy wymacałem małego guza.
 -W tych rejonach jest od cholery błędnych ogników, nic nam nie zrobią, no chyba, że zaczną irytować. Poza nimi, niczego innego nie ma. Są jak takie małe, piszczące wróżki. Alarmy przeciwpożarowe, cholera – Westchnęła. – A skąd wzięliście kwiaty na wianek, tak poza tym?
 -Wygląda na to, że to były właśnie te ogniki…
Uniosła lekko brwi i uniosła jeden palec.
 -Momencik… - Powiedziała i odwróciła się do reszty.
Szybkim ruchem zdjęła wianek z głowy dziewczyny. Obejrzała go ostrożnie.
 -Można powiedzieć, że zostałaś matką Kotori – Sakura oddała jej kwiaty.
 -S… słucham? – Dziewczyna zacisnęła mocniej palce na łodyżkach.
 -Wytłumaczę, zanim ktoś – spojrzała na Inukai’ego – zacznie się denerwować i nie pozwoli mi dojść do słowa.
Mężczyzna tylko trochę zmrużył oczy i coś syknął.
 -Cieszę się, że nie masz nic do powiedzenia – lisica wskoczyła z powrotem na jedną z gałęzi. – Błędne ogniki żyją średnio dwa, trzy dni. Potem zamieniają się w takie kwiaty, jak w tym wianku. Zostaje mi tylko pogratulować, bo one nie są skore do takich prezentów. W sumie, kto normalny dałby przypadkowej osobie członka swojej rodziny? Ogniki zawsze są takie zabawne, pod względem obyczajów.
Kotori spojrzała zaskoczona na kwiaty. Uśmiechnęła się po chwili.
 -Będę się starać jak najlepiej o nie zadbać – pogładziła delikatnie płatki.
 -A kto zadba o ciebie? – Westchnęła lisica przewieszając się przez gałąź.
 -Jak to kto? Nie potrzebuję dużej pomocy, zwłaszcza od teraz. Postanowiłam stać się silniejsza.
 -Mądra decyzja – Skinęła kilka razy głową.
 -Daniel też mnie do tego przymusił – Inukai poklepał dziewczynę po głowie, lekko się przy tym uśmiechając.
 -Ale ty byłeś przy mnie od momentu pojawienia się tutaj. Dziękuję ci… w sumie wam. Nie mogę zapomnieć o Rinie – spojrzała na mnie.
Podrapałem się po policzku, a ona zaśmiała się ciepło. Nadal trzymała kwiaty na kolanach. „Czy skoro stokrotki tak działają po tej stronie, czy w domu też to funkcjonuje? Raczej nie, albo tylko w głębokich lasach…” – pomyślałem, przyglądając się płatkom. Bielusieńkie jak najświeższy śnieg. Nie wyglądały na takie niezwykłe, a tu proszę. Dusze takich wróżek, trochę nawet zabawne.
Niedługo potem, Sakura wzięła mnie na poszukiwanie chrustu.
 -Już się tak uparliście, na to ognisko, że stwierdziłam, że też może z niego skorzystam – mruknęła, rzucając do mnie kolejną gałązkę.
Wszystko co znalazła, niosłem ja. Nawet nie miałem kiedy się po coś schylić, bo zostałem zasypywany patykami.
 -A skoro już przy patykach jesteśmy… ciekawe co u Sutiku – powiedziała, jakby od niechcenia.
Nie wiedziałem, czy odpowiadać, więc tylko skinąłem głową.
Gdy wróciliśmy (Sakura niosła dumnie jeden z grubszych i większych gałęzi, których nie byłbym w stanie zmieścić [no chyba, że w zębach]), towarzysze rozmawiali między sobą. Czułem, że nie powinienem wiedzieć o czym rozmawiają. Kotori mówiła spokojnie, patrząc na mężczyznę. Miał lekko zmarszczone brwi i kiwał głową co jakiś czas. Wtedy ujrzałem otaczającą ich jasną łunę.
 -Jak widzę szybko się uczy – lisica rzuciła patyk pod jedno z drzew. – Spójrz na jej ręce.
Jej dłonie spoczywały na dłoniach Inukai’ego. Również świeciły, za sprawą małych żyłek, czy siatki na palcach.
 -Co ona robi? – Spojrzałem na Sakurę.
 -Bańka, czy raczej bariera, wygłusza ich rozmowę, a te świecące nitki uspakajają – podeszła do rzeczy towarzysza.
Przechyliłem trochę głowę i przyjrzałem się im. W sumie, nawet było to logiczne, ale wolałem się upewnić, ostatnio dla mnie nic nie było oczywiste. Westchnąłem i usłyszałem chichot Sakury.
 -Co ty…
 -Rin, przyznaj szczerze, – lisica odwróciła się do mnie z czymś w dłoni – umarłbyś ze śmiechu, gdybyś zobaczył go w tej bluzce…
Rozwinęła ją. Na materiale był wprasowany słodki ziemniak i napis: „I’m Just sweet potato”. Uśmiechnąłem się do swoich wyobrażeń
 -Pewnie  będzie chciał ja oddać – skrzyżowałem ramiona na piersi.
 -A szkoda – mruknęła i wrzuciła ubranie z powrotem na miejsce (chyba).

niedziela, 1 października 2017

Rozdział #43

Westchnąłem i usiadłem na materacu. Nie byliśmy u celu, ale jednak nie chciałem stąd…
 -IDIOTO – Pociągnąłem się za włosy. – Obiecałeś, że ją odnajdziesz, widziałeś się z nią zeszłej nocy. Musisz być niesamowicie głupi, aby ją zdradzić. Pamiętasz jej uśmiech? Powiedziała, że cię lubi, a ty…
Moją furię przerwało pukanie do drzwi. Otworzyłem je. Była to Sakura i Blanka.
 -Przeszkadzamy? – Spytały.
Zaprzeczyłem i zaprosiłem do środka. Starsza kobieta zaprzeczyła.
 -Chciałam tylko ci powiedzieć, że w szafce masz coś od nas. Nie przyjmujemy zwrotów – Uśmiechnęła się ciepło.
 -Ale ja skorzystam – Lisica wślizgnęła się do pokoju.
Zamknęła za sobą drzwi, gdy Blanka poszła do kolejnego pokoju.
 -Nadal w szoku? – Założyła ręce na ramiona.
Parsknąłem i zamachałem dłońmi.
 -Ciężko powiedzieć… teraz to już nie wiem, co myśleć…
Oklapła na łóżko.
 -Może to i lepiej… - Rozciągnęła się na szerokości materaca. – Gotowy?
 -Raczej tak, ale mam pytanie…
 -Audiencji będę udzielać tylko w dni nieparzyste, w godzinach podzielnych przez osiem – Wyciągnęła dłoń ku sufitowi.
 -Nie o to mi chodziło.
 -Ech, słucham.
 -Kotori…
 -Była naczyniem Nivi, nie?
Skinąłem głową.
 -Zatem, wygrałam zakład z Tiją, hje, hje.
 -Wracając… ona ją opuściła i zostawiła jej tylko…
Przerwałem, widząc, że podnosi rękę jak uczennica, podczas tłumaczenia nowego pojęcia.
 -Pytania na końcu –Dodałem po chwili. – I zostawiła jej tylko taką świecącą kulkę…
 -ODDAŁA JEJ SENNĄ WŁÓCZNIĘ?! – Zerwała się z miejsca.
 -Czyli to jednak ona?
Lisica złapała się za głowę, wzięła głębszy wdech i przeszła się od drzwi, powrotem do łóżka i tak kilka razy.
 -Czy ty rozumiesz, co to oznacza? – Spojrzała na mnie po chwili.
 -Właśnie o to chciałem zapytać – Odparłem, oczekując na informację, która mogła dosłownie zwalić mnie z nóg.
 -Wytłumaczę ci to na przykładzie: Wchodzisz do knajpy, a kelner zamiast karty dań i stolika daje ci swój uniform. Logika nakazuje co myśleć, że…?
 -Kelner nie wyrobił i zwalił swoją robotę na koś innego? – Odpowiedziałem niepewnie.
 -Bingo. Czyli skoro Kotori dostała Włócznię, to…?
Zamilkłem i wlepiłem oczy w Sakurę. Zrozumiałem.
 -Objęła jej stanowisko – Szepnąłem.
 -Na moją słodką pozycję… tylko dzisiaj się tyle dzieje, naprawdę. Reszcie powiemy, poza osadą.
Odejście Nivi, śmierć Kotori, Robin, spotkanie Fabiana, przeszłość Kanatris, zmartwychwstanie, starcie na polanie i jeszcze to?! Musiałem usiąść, bo zakręciło mi się w głowie.
 -Na tej polanie jest jakaś budowla, należąca do Ghalirka – przypomniałem sobie.
 -Wyślę tam kogoś , muszą sprawdzić okolicę – skinęła głową. – Nie ociągaj się. Możliwe, że jutro po południu dojdziemy do granic Ostojki.
Natsuna. Będę mógł ją zobaczyć już za niedługo, ale… czy po tym wszystkim wrócimy na naszą stronę? Myślałem o wszystkim i o niczym. Wszystkie refleksje mknęły z prędkością światła.
 -Tak jak mówił Inukai… straszny filozof z ciebie – westchnęła lisica, zamiatając nerwowo podłogę ogonem.
Uniosłem spojrzenie.
 -Jeszcze tylko ta szafka i idziemy, naprawdę – mój głos zdawał się być strasznie odległy.
Zastanawiałem się wtedy nad reakcją właśnie towarzyszy. Otworzyłem drzwiczki.
 -Dobra, lecę po resztę. Sprężaj się, bo dzisiaj będzie dłuższy wykład o tym świecie.
Zostawiła mnie samego. Zamrugałem kilka razy i sięgnąłem po paczuszki, leżące na półce. „Otworzę je później…” – Wrzuciłem je do torby i spojrzałem ostatni raz na pokój. Ściągnąłem i złożyłem poszewki, pościel ułożyłem i zostawiłem uchylone okno.

Żegnała nas prawie cała wioska. Nieobecna była tylko Amanda, co nie było to dla mnie czymś zaskakującym. Przyznam, że zaszkliły mi się oczy. He he… nienawidziłem pożegnań. Zawsze trzeba było się uśmiechnąć, nawet przez łzy lub gdy wargi wykrzywiał grymas niezadowolenia. Towarzysze nie mieli takich kłopotów jak ja – Sakura wpadła tu na dosłownie kwadrans, Inukai’ego (jak to sam stwierdził) „nic tu nie trzymało”, a Kotori… była nadal pod wpływem uroku, więc  zdawała się być trochę nieobecna.
Zawsze przy takich okolicznościach, przypominały mi się moment, w którym ojciec wyjechał na drugi koniec kraju. Obiecał, że jeszcze się zobaczymy. Skłamał. Dostawałem tylko listy, które mama czytała, a potem wyrzucała, bo on tak chciał. Nigdy się nie dowiedziałem, gdzie mieszka. „Miałeś sześć lat, nie chciał, abyś płakał. Nie dostaliśmy od niego nic, mniej więcej od sześciu lat. Mógł zmienić adres kilka razy. Na pewno jesteś w jego pamięci, tylko tego jestem pewna, Rin” – Powiedziała, gdy spytałem o niego. Westchnąłem cicho do siebie i rozejrzałem się.
Las, nic nowego. Drzewa, świergot ptaków, tym razem szeroka i wyjeżdżona  szosa. Sakura prowadziła Kotori pod ramię, coś jej opowiadając o Hisui’m i Shinimaru.  Szedłem obok Inukai’ego. Jak zwykle wyglądał na niezainteresowanego światem. Miał przymrużone powieki.
 -Coś widzisz? – Spytałem.
Zaprzeczył.
 -Co się stało między tobą, a Amandą? Bo w sumie musiało to być coś poważnego, skoro nie przyszła…
 -Była strasznie wścibska i natarczywa – Mruknął. – Ciągle próbowała zgrywać pannicę w wiecznej potrzebie. Rozumiem, że wszyscy faceci pojechali za robotą, ale błagam. Jest ode mnie starsza o jakieś… osiem lat? Nawet nie chciałem o tym słyszeć.
 -No to grubo, że tak powiem – Rozniósł się głos Sakury.
 -Mogłabyś się nie wtrącać z łaski swojej?
 -Nie moja wina, że słyszę – Wzruszyła ramionami. – To była ta, która przylazła z Blanką? Mary Sue, tyle powiem.
Towarzysz westchnął. Chciał skończyć temat.

 -Już się zatrzymujemy? – Lisica uniosła brwi.
 -Tutaj jest jezioro – Odparł Inukai.
 -I?
 -Jak to „i”? Zawsze robiliśmy postoje przy wodzie.
Westchnęła zrezygnowana i machnęła ręką.
 -Śpię na drzewie – Mruknęła.
Zatrzymaliśmy się tuż za szosą, na małym placyku schowanym za małym wzniesieniem. Lisica wspięła się na niskie drzewo i przewiesiła się przez nie.
 -Tylko uważaj – Uśmiechnęła się Kotori.
Zaśmiała się beztrosko.
 -Nie robię tego pierwszy raz, srebniutka – Wyszczerzyła zęby.
Wyjąłem z torby pakunki, które leżały w szafce. Obróciłem je w dłoni. Były grubości trzech palców, ale lekkie. Znalazłem otwarcie jak w kopercie i je podważyłem. Była tam koszula i spodnie. Gdy je rozkładałem, wypadł z nich list. „Rin, ze względu na zbliżające się festiwale, postanowiliśmy Wam dać porządniejsze ubrania. Mam nadzieję, że pasują. Blanka i inni.” – uśmiechnąłem się do siebie. Były jeszcze dwie, dopiero teraz zauważyłem podpisy. Otworzyłem swoją. Zawołałem pozostałych i wręczyłem im paczki.
 -Co to? – Spytał Inukai.
 -No ja miałem ubrania – Odparłem.
Sakura zeskoczyła z gałęzi.
 -A jest coś dla mnie? – Zamachała ogonem radośnie.
 -Nie – Odburknął Inukai, odbierając pakunek.
 -Trochę szacunku do osoby, która uratowała ci tyłek – Kita opadła na ziemię.
 -Ta… pomijając późniejsze zmrożenie Rina i rzucenie uroku na Kotori – Prychnął.
 -Czy ja wiem, czy urok jest wystarczającym powodem, aby tak bardzo nie lubić Sakury… - Dobiegł do mnie głos dziewczyny.
Inukai spojrzał na nią i uniósł lekko otworzył usta. Lisica gwizdnęła.
 -No, idealnie na Kokunotte - Kiwnęła głową.
Przeniosłem na nią wzrok. Miała na sobie długą, ciemną suknię wieczorową z wyszywanymi piórami i  zwężającym się rozcięciem między piersiami, sięgającym do końca mostka.
 -Czym jest Kokunotte? – Spytała.
 -Inaczej, to Wieczór Koguta. Masz znamię na mostku? – Sakura podeszła do niej bliżej.
Zaprzeczyła i uciekła wzrokiem.
 -T… to jest… -Pisnęła.
 -Senna Włócznia. Masz teraz dwa wyjścia: pierwsze, pójdziesz ze mną do Osiedla konkursów, gdzie zostaniesz skierowana na odpowiednie testy, bądź drugie, oddasz mi ją.
 -Skąd ty…
 -Powiedziałem jej o tym – Przerwałem jej.
 -Nie mogę jej oddać i przeżyć, prawda? – Szepnęła.
 -Niczego nie mogę obiecać –Przyszła boginka pokręciła głową.
Dziewczyna spuściła głowę i kiwnęła ją kilka razy.
 -Pójdę z tobą – Powiedziała po chwili ciszy.

piątek, 11 sierpnia 2017

Rozdział #42

-Ile razy czytałaś o przyzywaniu Hisui’ego, co? Nie mam zamiaru ponownie się z nim kłócić, kto zabierze tego śmiertelnika.
 -Nie denerwuj się bracie. Sakura chciała, abym ja go wziął, więc…
 -Przypominam tylko, że najpierw wyzionął ducha, a potem był rytuał. Logicznym jest, że to ja przejmę jego duszę. Ciało  sobie możesz wziąć. Wykujesz sobie z tego filiżankę, czy…
 -Chciałbym, abyś wiedział, że jeżeli dusza nie jest pod moją kontrolą, ciało nie może należeć do mnie.
 -To już nie mój problem.
Otworzyłem oczy. Nadal znajdowaliśmy się na polanie. Trochę bolała mnie głowa, od upadku na ziemię. Dźwignąłem się na łokciach i ujrzałem Sakurę i jeszcze dwóch mężczyzn.
Jeden z nich był lamią, ubraną w zielone kimono z szerokimi rękawami. Miał bursztynowe oczy, długie, ciemne paznokcie i zielonkawobiałe włosy, upięte w wysoką kitę, a dwa pasma z przodu głowy owinięte granatową taśmą. Jego cera była wręcz nieskazitelnie biała, a łuski błyszczały w świetle słońca przyjemną zielenią. Spojrzał na mnie i uniósł jedną  brew.
 -Kim oni są? – Spytał.
Mówił teatralnym szeptem.
 -Nie powinno cię to interesować – Odparła lisica.
 -Nie wykręcaj się od rozmowy, gadzie! – Drugiemu z rozmówców spadł kaptur.
Gdyby ktoś mógłby połączyć Sutiku i Inukai’ego… on byłby tego wynikiem. No, może nie do końca. Oklapłe królicze uszy były nieco jaśniejsze od kruczoczarnych, pół kręconych włosów. Długa, ciemna szata z kapturem, reagowała na każdy ruch.
 -Pamiętaj, że gady potrafią połknąć całego króliczka – Syknął, najprawdopodobniej Hisui.
Cofnął się o krok.
 -Czy ty mi grozisz? Grozisz samemu bogu śmierci? Ty, jakieś bóstewko praktycznie znikąd?
 -Nie jestem znikąd. Reprezentuję praktycznie tę samą rodzinę, co ty, Shinimaru. Przypominam ci jeszcze tylko, że ostatnimi czasy jestem bardziej pożądanym „towarem” wśród fanek.
„Fanki? Wśród bogów i bóstw? Co to ma być? Czy nie jest przypadkiem chore?” – Pomyślałem.
Sakura powoli wycofywała się.
 -Wiecie… skończcie tę kłótnię, a ja może skoczę po  ciastka…
 -Zostajesz – Warknął Shinimaru, nawet na nią nie spoglądając. – Mam jeszcze z tobą do pogadania…
 -Shiniek, ty chyba oszalałeś? Już mi nawrzucałeś, w pięty mi poszło, że ho ho, więc.…
 -Nie o to chodzi. Akabe o to prosił.
 -Staruszek? Weź powiedz mi to teraz i będę się zmywać, bo nie lubię siedzieć w wirze kłótni, która mało mnie interesuje.
Spojrzał na mnie i po chwili przewrócił oczami.
 -Dobra, powiem to głośno, bo gadzina też musi to usłyszeć. Akabe przechodzi na emeryturę za jakiś czas i…
 -Będę pełnoprawnym bogiem? No w końcu!
 -Dlatego musisz się dostać z któregoś z miast centralnych.
Ogon lisicy zamiatał ziemię z podniecenia.
 -No to pójdę. Znając go już powiadomił Tiję.
 -O rany, co… - Mruknął znajomy głos.
Inukai. Półleżał na trawie i masował skronie. Spojrzał na Shinimaru.
 -Co ja tam ro… nie, jestem tu, Rin?
 -Słucham cię – Odwróciłem się do niego.
 -Okej, czyli on jest…
 -Bogiem śmierci. Miło mi – Rzucił oschle.
Trwała tam walka na spojrzenia. Sakura cofała się powoli.
 -Skoro to wszystko, czego ode mnie chcieliście…
Hisui nagle zaczął się śmiać. Głośno i szczerze.
 -Ach, Shiniek, Shiniek… niby jesteś starszy ode mnie, ale takiś emocjonalny jak pięciolatek –Powrócił do szeptu. – No cóż, tylko dlatego, że mnie dzisiaj rozbroiłeś, możesz wziąć sobie tego trupa. Narka braciszku~!
Pstryknął palcami i rozpłynął się w powietrzu. Króliczy Inukai westchnął głęboko.
 -Też się będę zbierał – Narzucił kaptur na głowę. – Pamiętaj, gdy trafisz do centrum, mają cię skierować…
 -Do osiedla konkursów, wiem wiem – Machnęła dłonią. – Daj ciastka.
 -Co?
 -Wiem, że zawsze masz je przy sobie – Nałożyła ręce na ramiona.
 -Niech ci będzie… masz – Rzucił do niej mały płócienny worek.
 -Dzięki, Shini~! Dobra chłopaki, wstajemy i zwijamy się do Ostojki. –Odwróciła się do nas.
Popatrzyłem po sobie z Inukai’m. Nagle Kotori zerwała się z ziemi z krótkim krzykiem. Rozglądała się rozbieganym wzrokiem po okolicy. Bóg śmierci odwrócił się do niej.
 -Nie ma za co – Szepnął chrypliwie.
Wokół niego zerwało się tornado z kruków i innego ptactwa. W ten sposób zniknął razem z truchłem.
 -Co się stało? – Spytałem, wstając.
 -Wyjaśnię to, gdy będziemy wcinać ciacha – Lisica uniosła triumfalnie łup.

Wracaliśmy w ciszy. Może nie licząc Sakury, która coś nuciła pod nosem. Kotori szła trochę przygarbiona. Ja natomiast próbowałem wszystko poukładać. Mają tak jakby dwóch bogów, którzy zapewniają nam wędrówkę na drugą stronę. Właśnie, co dla nich jest Hadesem? Skoro Jadeitowy szlak jest pewnego rodzaju rytuałem, to co jest po śmierci takiej „normalnej”? Każde bóstwo może awansować na boga? Jak zwykle zbyt wiele pytań, ale może tym razem będzie więcej czasu na odpowiedź? Ukradkiem spojrzałem na Sakurę. „Z tego, co usłyszałem i zrozumiałem, odprowadzi nas do Ostoi Wiatru. Ile może nam to zająć? Musiałbym spojrzeć na mapę, która… teraz służy za zakładkę do »Kolorowych Cieni«, hm” – Pomyślałem. Wtedy poczułem jak coś ciągnie mnie na bok. Inukai.
 -Uważaj, bo w drzewo wleziesz, filozofie.
„Hę?”.
Faktycznie, prawie miałem bliższe spotkanie z brzozą.
 -Dzięki – Powiedziałem.
Coś odparł w odpowiedzi. Kotori popatrzyła na niego pustym, wręcz matowym wzrokiem. Pogłaskał ją po głowie.
 -Nie ma czym się smucić, srebniutka – Lisica wzięła się pod boki.
-Srebniutka? – Spytała.
 -No, szary kojarzy mi się ze srebrem… no i jeszcze z platyną, glinem, irydem, palladem…
 -Dobrze, rozumiem.

Na spotkanie wybiegła nam Blanka i… Amanda.
 -Inukiś, gdzieś mi zniknął? Chciałam z tobą porozmawiać i wszystko ci wyjaśnić, że to nie…
 -Proszę, umilknij. Chociaż na chwilę, dobra? – Przerwał jej.
Zatrzymała się.
 -Chciałbym ci tylko powiedzieć, że za niedługo będziemy iść dalej. Tylko tyle.
Wzięła głębszy wdech.
 -Rozumiem – Odwróciła się na pięcie. –Powodzenia.
Blanka pokręciła z dezaprobatą głową.
 -Był u pani Hisui? – Spytało bóstwo.
 -Witamy zastępczynię poczciwego Akabe  - Wyciągnęła do niej dłoń. – Tak, powiedział o wszystkim. Nie widzę przeszkód, ale mam nadzieję, że nas jeszcze odwiedzicie, prawda?
Posłała do nas ciepły uśmiech.
 -Na pewno, proszę pani – Odwzajemniła go Kotori.
 -Kotori…? – Usłyszałem cichy głos Daniela. – Już idziecie?
Zagryzła wargę, ale nadal z lekkim uśmiechem kiwnęła głową. Chłopiec wyszedł spomiędzy drzew. Nie był bliski płaczu, ale trochę smutny. Podszedł do niej.
 -Będziemy z babcią o tobie pamiętać. Zawsze będziesz mogła do nas wrócić.
Kolejne kiwnięcie. Broda zaczęła się jej lekko trząść, tak jak dłonie, które zbytnio nie wiedziały, co ze sobą zrobić. Uklęknęła i przytuliła chłopca.
 -J… ja też o was nie zapomnę – Pisnęła. – Jeszcze tu wrócę, zobaczysz.
Załkała cicho.
 -Dziękuję – Wstała.
 -Trzymajcie się, a ty – Wskazał na Inukai’ego. – Masz się nią opiekować. Sprawdzę to potem.
 -Jak? – Wydusił z siebie zaskoczony mężczyzna.
 -Mam swoje sposoby, a jak nie; to coś wymyślę – Wyszczerzył się przebiegle.
Chłopiec wyjął z krzaków jej torbę.
 -W jednej z kieszeni masz coś od nas. Mam nadzieję, że się spodoba –Dodał.
 -Jesteś ode mnie młodszy, a jednak bardziej opanowany – Uśmiechnęła się przez łzy.
 -Do zobaczenia, drugostronnicy – Pomachał nam na pożegnanie.
Przewiesiła torbę przez ramię i otarła łzy. Daniela już nie było.
 -Chodźmy – Spojrzała na nas.
Coś rozświetliło jej oczy. Może łzy, może oznaka determinacji, nie mam pojęcia.

Usiedliśmy przy ławie, przed domem Blanki. Sakura wcisnęła się między mnie i Inukai’ego. Kotori poszła po jakąś miskę na ciastka. Położyła swój ogon na moich kolanach.
 -Głaszcz swojego wybawcę – Rzuciła.
 -Hę? – Wyrwałem się z chwilowego zamysłu.
Razem z oczami, przerzuciła ogon na drugą stronę.
 -Nie masz wyboru – Kącik jej ust zadrżał zawadiacko.
Inukai bez słowa zaczął gładzić sierść. To było dosyć dziwne, zwłaszcza, gdy jemu sprawiało to niesamowitą przyjemność.
 -Masz grzebień przy sobie? – Spytał.
 -Ty chyba nie na serio – Prychnęła.
 -A dlaczego nie?
 -W każdym razie, nie mam go. Został.
 -Szkoda – Westchnął, nie odrywając się od zajęcia.
 -On ma tak zawsze? – Szturchnęła mnie łokciem.
 -A to nie twój urok, czy coś tam innego? – Spytała nagle Kotori.
Stała za nami z talerzem. Miała trochę zaczerwienione oczy.
 -Gdyby to był mój urok – Machnęła dłonią i zawiesiła na chwilę głos. – To robiłby to, co ja chcę, a nie co on.
Spojrzała na dziewczynę.
 -Ups… -Położyła po sobie uszy.
Inukai oderwał wzrok od sierści.
 -Co się stało?
 -No, to urok został rzucony… na Kotori.
Lisica szybko zabrała ogon z kolan mężczyzny i zachichotała nerwowo.
 -N… no jeszcze nie nad wszystkim panuję i nawet sama nie wiem, jak długo się on utrzymuje… he he…
Mężczyzna wstał od ławy, a na jego miejsce wskoczyła dziewczyna i oparła głowę o ramię Sakury.
 -Lepiej wytłumacz, co się odwaliło w tym lesie – Przeczesał dłonią włosy.
 -No dobra – Nałożyła na siebie nogi. – Ghalirek był wielkim zakonem, który pojawił się siedemdziesiąt lat temu. Jednym z ich celów jest dostanie się na drugą stronę, czyli do was. Dwadzieścia lat potem ich wówczas jedenasty mistrz… jak on… a, Joseph Avine, ukradł Oko Przepaści podczas eskorty z Przystani Wody do Huty Ognia. Ale nie tylko za to są, czy raczej byli, ścigani. Dochodził do tego handel żywym towarem i około, bodajże osiemdziesięciu morderstw. No i jeszcze te półtora tysiąca ze Szlaku.
 -No właśnie – Wtrąciłem. – Jak działa ten cały Jadeitowy Szlak? Jakim cudem Hisui nie wiedział kogo i od kogo bierze?
 -Mówił, że za każdym razem widział tylko trupa i medalion, a że my, bogowie, nie możemy takich rzeczy trzymać w dłoni, nie był w stanie nic zrobić innego, tylko zabrać nieboszczyka i zdać raport.
 -No to jak…
Uniosła worek.
 -Oczko jest bezpieczne. Pamiętaj: Prawda i ciastka nas wyzwolą – Zamachała nim przed twarzą Inukai’ego.
 -Sprytne – Uśmiechnęła się Kotori.
Poklepała ją po głowie.
 -Jestem bogiem, w końcu, nie?
Mężczyzna, jakby zrezygnowany, usiadł obok mnie. Lisica zjadała kolejne ciastko.
 -Gdyby nie były z rodzynkami, byłyby jeszcze lepsze – Mruknęła. – No, ale… czas się zbierać, nie?

piątek, 4 sierpnia 2017

Rozdział #41

Staliśmy na skraju lasu i przyglądaliśmy się rozwijającej walce.
 -Jak cię znalazł? - Szepnął Inukai do Kotori.
 -Jak to jak? Normalnie. Musiał być w okolicy i mnie zaszedł od tyłu i zaciągnął tu, na polanę.
 -To ty tak zawyłaś?
Pokręciła głową. Usłyszeliśmy szczęk metalu.
 -Zazwyczaj używam go, aby pozbyć się demonów, ale chyba będziesz wyjątkiem - Sakura poprawiła chwyt na wielkim mieczu.
Ogon lisicy rozczepił się na dziewięć białych, które kiwały się na boki z podniecenia.
 -Nie masz dowodów, więc nie możesz mnie tknąć. Takie prawo, nie?
 -Jak to nie? A świadkowie?
Powstrzymał kolejną falę śmiechu, sięgając pod koszulę.
 -Pamiętasz… a nie, musiałaś czytać lub słyszeć o czymś takim jak… - Spojrzał na lisicę.
Wyjął dłoń z dziwnym medalionem. Wyglądał jak rozbudowana róża wiatrów z różnymi symbolami na ramionach, a w sam środek był intensywnie pomarańczowy. Był wielkości dłoni dorosłego mężczyzny.
 -Oko Przepaści… - Pisnęła Kotori.
 -Strzał w dziesiątkę, złociutka! Słyszeliście historię tego wisiorka? W sumie… i tak nie będę sobie języka strzępił.
 -Tylko go użyjesz, a…
 -A, a, a? Pożałuję? Oko po tylu latach należy do naszego zakonu! Jest nasze, więc możemy z nim robić co chcemy i kiedy chcemy.
Lisica zacisnęła pięść.
 -No dobrze, może spróbujmy dyplomatycznie, dobra? – Siliła się na miły ton.
Prychnął.
 -A anioły też nie mogły dyplomatycznie? Cholerne dziesięć lat żyjemy w ciągłym strachu, bo wszystko, czego dotkniemy, może być naczyniem. Gdzie się rozlazły?
 -Mówiłeś coś o Sonomaru. O co ci chodziło? – Przewałem mu.
 -Przyjaciół trzymaj blisko siebie… wrogów jeszcze bliżej, ha! Tyle ci powiem… widziałeś się z nim, nie? Tamtego wieczora, hm?
Postąpił kilka kroków w moją stronę. Wyprostowałem się i przełknąłem ślinę. Nie mogłem się bać. „Potrafię się obronić. Nie dam się zastraszyć” – Przemknęło mi przez myśl, a po chwili uśmiechnąłem się trochę triumfalnie.
 -Możliwe – Odparłem.
Pokiwał głową.
 -Powiem ci tyle: mieliśmy w tym wspólny interes. Cała filozofia. Jakieś pytania?
 -Po co wam to wszystko?
Nachylił się nade mną.
 -Zmieniłeś się. Przez te kilka dni. A może nie?  - Syknął.
Przyjrzał się moim oczom. Powstrzymywałem dreszcz, a wtedy odskoczył ode mnie. Coś mnie przeszyło na wskroś. Jak wtedy we śnie…
 -Chłopaczka chcesz zabić, czy co?! Myślałem, że kadra Ministerstwa musi mieć wyćwiczony jakiś refleks, czy coś innego… zabawne.
Nie mogłem się ruszyć. „Kurde…?” – Nawet ledwo ruszyłem szczęką.
 -Cholera jasna! – Machnęła kilka razy dłonią. – A mógł być urok…
Obiegłem wzrokiem okolicę. Tylko tyle mogłem zrobić. Towarzysze pobledli.
 -R… Rin…  - Kotori cała się trzęsła.
Na chwilę zapadła cisza.
 -Gnojek uciekł… znowu – Sakura wybiła się w powietrze na jedno z drzew.
Usłyszałem nagle gwizd. Melodyjny i ciągnący się przez dłuższy moment. Potem kolejne, do momentu, w którym nie powstał cały utwór.
 -Rozumiem… panie Fabianie – Usłyszałem głos Inukai’ego.
Dziewczyna od razu cofnęła się o kilka kroków. Spojrzał na nią swoimi dziwnie błyszczącymi oczami. Dopiero odzyskiwałem czucie w palcach, więc nic nie mogłem zrobić. ZNOWU. Czułem jak cały drżę z emocji. Byłem wściekły na swoją sytuację.
 -Jesteś mu potrzebna, więc nie stawiaj oporu – Powiedział, powoli i spokojnie.
 -Wiem, że nigdy nie pozwoliłbyś, abym znowu trafiła w jego ręce. Słyszysz?!
 -Zostaw ją – Wydusiłem.
Spojrzał na mnie beznamiętnie.
 -Oczywiście – Prychnął.
Złapał ją za nadgarstek. Opierała się, a za każdym razem zaciągnął ją agresywniej.
 -Pomimo wszystkiego, wybaczam ci. Nie skrzywdziłbyś nas… - Szeptała.
Mogłem manewrować głową i samymi dłońmi. „Dlaczego to tyle trwa?! Szlag…” – Szarpałem się na wszystkie sposoby.
 -To nic nie da. Przykro mi! – Zawołała do mnie Lisica.
Atakowała Fabiana, lecz ten nie dość, że sam odgradzał się płomieniami, Inukai go asystował. Użycie umiejętności nawet nie wchodziło w grę.
Nagle coś łupnęło. Sakura została odrzucona na drugą stronę polany. Napiąłem wszystkie mięśnie. „Jak nie oni, to tylko ja!” – Pomyślałem. Strasznie naiwnie, czyż nie? Cóż, nie mogłem pozwolić, abym znów do czegoś dopuścił. Zacząłem wrzeszczeć. Drzeć się na całe gardło. Czy ktoś zwrócił na mnie uwagę? Możliwe, ale byłem zbyt zdeterminowany. Czułem, jakby stary naskórek pękał, dając miejsce nowemu. Wszystko rozbłysło na krótką chwilę. Byłem wolny. Jeszcze na miękkich nogach pobiegłem w stronę Inukai’ego.
 -ZOSTAW JĄ!! – Wrzasnąłem ponownie.
Spojrzał na mnie zaskoczony. Przycisnął do siebie dziewczynę i odskoczył w bok.
 -To nie jest to, co chcesz zrobić, serio – Wyciągnąłem do nich rękę.
 -Słyszysz Inukai? Proszę, wybudź się z tej hipnozy, bo… nie jesteś sobą – Wyswobodziła dłoń i sięgnęła nią do jego policzka.
Melodię zaczęto gwizdać od nowa.
 -Nie zapominaj czyim jesteś sługą, i po co masz nogi – Wtrącił między dźwięki Fabian.
Mężczyzna prowadził widoczny wewnętrzny konflikt. Serce i narzucona wola. Dźwięki coraz bardziej świdrowały uszy i były coraz bardziej nachalne. Hipnoza zwyciężyła. Uśmiechnął się niebezpiecznie i zacisnął palce wokół dłoni Kotori. Mocniej niż wcześniej, co było widać po dziewczynie. Pisnęła cicho.
 -Idziemy – Rzucił sucho.
 -Nigdzie się nie wybieram – Zaszamotała się zniewoloną ręką.
 -Mało mnie to interesuje.
Stanąłem przed nim.
 -Wybacz, że muszę to zrobić, ale może to być jedyny sposób, abyś do nas wrócił – Spojrzałem mu w oczy.
Zwłaszcza teraz był obojętny na wszystko, co go otaczało. Jednak był zainteresowany tym, o czym mówiłem. „No to jedziemy” – Westchnąłem i zadałem mu porządny cios w twarz. Z otwartej dłoni, aby mniej bolało (chyba). Zamrugał kilka razy i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, powietrze przedarł kolejny wrzask. Tym razem Fabiana.
Leżał przybity do ziemi we własnej krwi. Nad nim unosiła się Sakura, z założonymi na siebie nogami, obracając w palcach kilka sporych shurikenów.
 -Lepiej się tak nie wyrywaj, bo pogorszysz swój stan – Westchnęła.
 -Zapchlony kundel – Wycharczał.
 -Och, czyli prosisz o więcej?
Wokół jej ciała zatańczyły niebieskie płomienie. Machnęła dłonią, jakby od niechcenia.
 -Wiecie co robić – Szepnęła.
Uderzyły nieszczęśnika prosto w plecy.
 -Co z Okiem Przepaści? – Spytała Kotori.
 -No faktycznie… coś się wymyśli, heh…
Ogień strawił koszulę i powoli kolejne warstwy skóry. Darł się w niebogłosy, starając się uciec. Po polanie niósł się swąd palonego mięsa i… chłód.
 -Dobra, chwila przerwy. Łeb mi pęknie – Ponownie ruszyła palcami.
Oddychał łapczywie, parskając na prawo i lewo krwią. Stanęła nad nim i nogą odchyliła mu głowę.
 -Fabianie Savle, to jest koniec twych rządów i koniec Ghalirka. Zakon zostaje rozwiązany po siedemdziesięciu latach nieprawej ścieżki. W przeciągu tego półwiecza zdążyliście zesłać na Jadeitowy Szlak ponad półtora tysiąca istnień… zostałam upoważniona, aby cię zgładzić. Nie licz na litość.
 -Gdybym kiedykolwiek na nią liczył, nie leżałbym teraz  z przepalonymi plecami, czyż nie? Ześlesz mnie na Szlak? Jestem na to gotów, ale prędzej pojawi się tutaj Shinimaru, niżeli Hisui…
Zabrała buta z jego czoła, którym uderzył o ziemię. Sięgnęła do karku mężczyzny.
 -Jest i ono! Oko Przepaści w końcu w rękach Ministerstwa! Haha! – Zaśmiała się triumfalnie.
Spojrzała na nas. Ledwo trzymałem się na nogach, pewnie zbladłem. Nawet nie odważyłem się spojrzeć na towarzyszy. Uśmiechnęła się ukazując białe kły i wyjęła mały nożyk, jakby do kopert. Niedbale wytarła go o spodnie.
 -Spokojnie, umiem wyciąć znaki, więc nie będzie poprawek – Zwróciła się do swojej ofiary.
 -Też mi pocieszenie – Warknął.
Zauważyłem, że poparzenia były pokryte czymś białym.
„Dlaczego mogę na to patrzeć? Dlaczego nie straciłem przytomności? Przecież jeszcze nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego, a nawet w telewizji sceny mordu nie należały do moich ulubionych. Ciągle o czymś myślałem, może przez to jeszcze trzymałem się na nogach. Coś upadło na ziemię. Kotori.
 -Tak coś myślałam, że odpadnie jako pierwsza – Rzuciła lisica przez ramię. – No, powinno być w porząsiu. Heh. Jak to szło? Te, Fabian, czy jak tam miałeś – Kopnęła go w głowę. – Jak szedł ten tekst? Umarł? Hmm… się zobaczy się – Wzruszyła ramionami.
Odkaszlnęła, jeszcze raz spojrzała na ofiarę i podrapała się za uchem.
-Poprzez wieczność po nieznanych snach,
 ciągnie się nasz Jadeitowy Szlak.
Nasze dusze mają kolor zieleni,
Nikt już tego nigdy nie zmieni.
O wielki Hisui, zejdź ze swej drogi,
Aby inni też dołączyć mogli.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Sakura westchnęła i ponownie spojrzała na nas.
 -To co? Ciacho?

czwartek, 29 czerwca 2017

Bezsenne posty

O co chodzi?
Może będzie takich postów więcej, w końcu dlaczego nie.
Znowu odbiegam od głównego "zamysłu" posta... i ja się dziwię, że potem nikt nie rozumie co się dzieje w fabule...
Może to będzie tylko kilka zdań, może porządny referat. Nie wiem. Teraz piszę to, co myślę. Te kilka uderzeń w klawiaturę mogę poświęcić, abyście mogli mnie poznać lub coś w stylu integracji (do której ciągle namawiam).
Dobra, przejdźmy do sedna.
Ostatnio rozmawiałam z osobą czytającą tego bloga (pozdrawiam Cię). Stwierdziła, że skupiam się na wszystkim, ale nie na głównych bohaterach (czy jakoś tak). Czy mam jej za złe? Skądże! O to mi chodzi. Komentarze, Shoutybox, to wszystko jest po to, abyście nawet napisali:
"Ostoja to g*wno! Zmień to, tamto i owamto, bo czytać się nie da!".
Podałam Wam nawet gmaila do mnie (który jest w zakładce "Fanowskie"). Możecie do mnie pisać, słać sowy pocztowe, no co wolicie!
ALE JEŻELI MASZ ZASTRZEŻENIA WYTŁUMACZ O CO CHODZI, ABYM MOGŁA TO JAKOŚ POPRAWIĆ, lub zrobić z tym cokolwiek, gdyż uzasadnienia: "bo tak" bądź "bo tak mi się podoba i tyle", nie będą brane pod uwagę. Potrzebuję konkretów.
Możecie nawet pisać propozycje na kolejne rozdziały lub zasady, które rządzą tamtym światem.
Jeżeli chcecie mogę urządzać konkursy, tylko potrzebuję odzewu, bo czasami czuję się jakbym pisała to wszystko na marne.
Podsumowując:
Jestem desperatem, szukającym kontaktu ze swoimi odbiorcami.
(Aczkolwiek, ja tak to widzę)

No, i to by było na tyle. Chcecie więcej takich postów? Komentarze, Shoutybox i resztę oddaję Wam. Możecie dać własny temat na taki "wywód", chętnie się wypowiem.
Agnes
P. S.
Jeszcze napiszę jak wyglądają tegoroczne wakacje i możliwa częstotliwość rozdziałów.
Nie mam pomysłu na Andrzeja, przepraszam. :<