środa, 17 maja 2017

Rozdział #37

Stałem przed drzwiami do jej pokoju. Inukai'ego tam nie było, wcześniej słyszałem jak wychodzi. Wziąłem głęboki wdech i nacisnąłem klamkę.
Pokój był skąpany w cieniu. Zasłony szczelnie okrywały okna, musiałem przymrużyć oczy, aby cokolwiek zobaczyć. Wyjąłem z kieszeni kulkę od Nivi, która nadal świeciła ciepłym blaskiem. Powoli podszedłem do ramy łóżka. Miała odkrytą tylko twarz i zapleciony warkocz z boku głowy. Odciągnąłem kołdrę do pasa. Westchnąłem i położyłem "prezent" od anielicy na jej mostku. Uśmiechnąłem się lekko i zakryłem ją. Tylko tyle mogłem zrobić.
 -Już nie mogę płakać... wyschnąłem w środku, nawet nie mam czym się pocić - Wyszeptałem. - Nivi, ona... odeszła. Nie wiem, czy coś ci mówiła, ale uciekła. To słowo bardziej pasuje. Mówiliśmy sobie, że razem znajdziemy Natsunę - Pokiwałem powoli głową. - Mam nadzieję, że dotrzemy do niej przynajmniej we dwóch. Nie znałem cię tak dobrze jak Inukai, ale zdążyłem cię polubić. Nie chciałaś wadzić, unikałaś kłopotów, ale gdy tylko się pojawiały popadłaś w jakąś panikę. Fakt, w części z nich uczestniczyłaś, ale brałaś na siebie całą odpowiedzialność. Po co? Nawet nie chciałaś, byśmy cię pocieszyli, albo przynajmniej nadstawili ramienia, w które mogłabyś się wypłakać, wykrzyczeć... co chciał ci zrobić Ghalirek? Eh, niestety już się nie dowiemy...
Spojrzałem w sufit.
 -Cóż... to chyba wszystko, co chciałem ci powiedzieć... jeśli potrafiłabyś, proszę, odwiedź nas w snach. Będzie miło. Naprawdę.
Uśmiechnąłem się jeszcze i wyszedłem.
 -Tylko tyle mogłem zrobić...
Pomimo pięknej pogody, nikogo nie było na zewnątrz. Nie dziwiłem się, a zwłaszcza dzieciom. Przechadzałem się powoli w stronę klifu. Nawet wiatr umilkł razem z ptasimi chórami. Po drodze spotkałem Inukai'ego. Coś trzymał między palcami i patrzył w wodę. Odwrócił się do mnie. Miał jeszcze bardziej zamglone spojrzenie niż zazwyczaj. Zamrugał kilka razy i zmierzył mnie wzrokiem.
 -Tu ją zobaczyłeś, nie? - Spytał.
"Potrafi wyczuć historię danej rzeczy po zapachu, huh?" - Skinąłem głową.
 -Kolejna osoba wykręciła się od Sonomaru. To niemożliwe - Mruknął.
Kolejne kiwnięcie.
 -Słyszałem twoje rozterki. Natsunie powiemy, co się wydarzyło i tyle... nie... aż tyle.
Machnął dłonią i obrócił mały patyk w palcach.
 -Daniel do mnie przybiegł. Był przerażony i blady jak ściana. Z trudem mógł ułożyć jedno zdanie. Został z Amandą, a ja pobiegłem... resztę znasz.
Odwrócił się z powrotem, a ja poszedłem między drzewa.
Cisza i zieleń. Słońce wpadało między liśćmi, tworząc plamy na ziemi. Nie wiedziałem dokąd zmierzam, pilnowałem tylko tego, aby się nie zgubić. Pomyślałem o tym śnie. O Urerze, Sonomaru i mamie. To nie było normalne. Kolejna istota, której nigdy nie chciałbym poznać. Urea... dziwne coś. Dziewczynką nie mogłem jej nazwać, a tym bardziej człowiekiem. Szedłem ze wzrokiem wbitym w ziemię, dopóki nie zdałem dobie sprawy, że wszedłem na polanę. Zamrugałem kilka razy. Coś tu było. Coś, ukryte jakimś zaklęciem. Czułem to. Przeszedłem się wokół pola. Niby nic nie widać, ale to tam jest. Zbliżyłem się do środka i wyciągnąłem dłoń. Kamień. Uśmiechnąłem się do siebie.
 -Reviage - Usłyszałem czyjś głos.
Odwróciłem się gwałtownie. ON.
 -Zgubiłeś się? - Lider Ghalirka uniósł brew.
Zacisnąłem palce na ścianie. Cała krew odpłynęła mi z twarzy, aby po chwili uderzyć z podwójną mocą. Milczałem, a on tylko westchnął i pokręcił głową.
 -Zabierasz mi frajdę z zabawy, tak nie można, wiesz? Nie łudź się, że puszczę cię wolno. Nie pozwolę, abyś uciekł. Wiesz zbyt wiele o świecie po drugiej stronie.
 -O co wam chodzi? Czego chcecie?
 -Jak się tam dostać? Jak tam jest? - Podszedł bliżej.
Przed nami powstała ściana ognia. Przewrócił oczami i rozdzielił płomienie.
 -Aleś ty problematyczny... Inukai - Spojrzał w kierunku lasu.
Mężczyzna wyszedł spomiędzy drzew. Widziałem za nim rozszalałe granatowo czarne płomienie (że co?!), ale nikt na nie nie zwracał uwagi.
 -Zacznijmy od początku. Jestem Fabian - Zaśmiał się.
Wystawił dłoń w moim kierunku na wysokość twarzy. Zatańczyły tam iskry.
 -Jak tylko się ruszysz, on zginie - Uśmiechnął się do siebie.
"No chyba nie" - Pomyślałem. - "Szybko, ten no... klif, rozlewisko, czy coś innego, woda! Szybko, no!". Rozejrzałem się. Fabian przeniósł na mnie spojrzenie na chwilę. Nie mógł mnie zabić, wiedziałem to, chociaż... zawsze zostawał Inukai.
 -Co tu się dzieje? - Rozniósł się kolejny, tym razem kobiecy głos.
Spojrzeliśmy w górę. Unosiła się tam półprzezroczysta syrena. Miała długie włosy, duże oczy i rybi ogon. Zamrugała kilka razy i zachichotała.
 -Szkoda, że nie widzicie swoich min. Gja ka ka ka ka! Przezabawne.
 -A mogłabyś zniknąć? - Uśmiechnął się krzywo bandzior.
"Że się wtrącę, ale wolałbym nie".
 -Kim jesteś...? - Szepnął Inukai.
 -Sylfem. Jakieś problemy jak widzę, hm?
 -Tak jakby... - Pisnąłem.
Fabian szybkim ruchem chwycił mnie za ramię i przygwoździł do ściany.
 -Nie, wszystko w porządku... naprawdę.
Jej oczy zapłonęły złotym płomieniem i... zniknęła.
 -Zatańczmy - Rozległ się jej, teraz zachrypnięty, głos.
Zaklął pod nosem. Puścił mnie i rozejrzał się. Zrobiłem krok w bok. Potem jeszcze jeden i kolejny, chwilę później biegłem do Inukai'ego.
 -Oni chcą się...
 -Wiem. Tego chcieli ostatnio - Przerwał mi szeptem.
Obserwował go czujnie.
 -Już jest w porządku. Możemy....
Przed nami pojawiła się ściana ognia.
 -Nie... nie tak łatwo mi uciec, oj nie. Te, Sylfie! Gdzie jesteś? Chciałeś tańca?! Czekam!
Towarzysz próbował rozdzielić przynajmniej wąskie przejście z płomieni. Nic nie pomagało. Sylf pojawił się obok nas. Przyłożył palec do ust.
 -Jestem Robin. Nie, nie jestem kobietą, ale mógłbym - Szepnął.
Zatkało mnie. "Nawet po roku, nie przywyknę do kilku rzeczy" - Rozdziawiłem lekko usta. Zachichotał. Przypatrzył się Fabianowi.
 -Pozwólcie, że się nim zajmę - Rozpłynął się w powietrzu.
Zasłonił mu oczy. Chciał się wyrwać, ale Robin zaczął śpiewać. Wysoko, wręcz piskliwie.
 -Przestań! Błagam! Zrobię wszystko, tylko przestań! - Wrzeszczał.
Płomienie zniknęły.
 -O, wszystko? Zatem powiedz mi... co zrobiłeś Kanatris, hm?
"K... Kanatris?! Co się tu..."
 -Ja nic, to wszystko przez tego, no Samela! On wtedy był na górze, ja naprawdę nic nie byłem w stanie...
 -Oj, nie kochasiu. Mogłeś więcej, niż myślałeś... Byłeś na trzecim miejscu, byłeś drugą osobą, którą Samel chciałby słuchać.
Staliśmy i słuchaliśmy tej ciekawej wymiany zdań.
 -Może powinniśmy...
 -Nie - Przerwałem Inukai'emu. - To w pewnej części dotyczy mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz