czwartek, 26 stycznia 2017

Rozdział #29

Z czasem dostrzegałem i czułem coraz więcej. Zarysy drzew, trawę, która wpijała się w cztery litery. Zamrugałem kilka razy. Byłem na polanie.
 -Kana...? - Zawołałem.
Odpowiedziała mi cisza. Po plecach przebiegł mi dreszcz. Spojrzałem za siebie.
 -Hej - Uśmiechnęła się Nivi.
 -Co z Kanatris? - Spytałem.
Podeszła do mnie i podała dłoń.
 -Chodź.
Kiwnąłem głową.
 -Do twarzy ci w tym wianku - Zachichotała.
Dotknąłem czubka głowy. Faktycznie, coś tam było, więc to zdjąłem.
Wianek. Kwiaty uschły i kruszyły się w dłoniach. Pewnie trochę pozostało na włosach, więc je niedbale przeczesałem. Spojrzałem na Nivi. Jak zwykle pogodna i trochę zamyślona.
 -A możesz mi wytłumaczyć co się mniej więcej wydarzyło? - Spytałem.
 -Kana wszystko ci wyjaśni.
Ponownie skinąłem.
Doszliśmy nad jeziorka. Lód ustąpił.
 -Wejdź do wody - Poleciła i rozłożyła skrzydła.
Pomachała dłonią i wzbiła się w powietrze. Wszedłem do środka i czekałem. Woda była zimna, a dno nieprzyjemnie muliste i ciepłe. Wstrząsnął mnie lekki dreszcz. Czekałem, sam nie wiedziałem na co, lub na kogo. Wtedy na środku jeziora pojawiły się bąbelki wody.
 -Jak za pierwszym razem, hm? - Mruknąłem do siebie.
Wtedy pojawiła się nimfa. Uśmiechnęła się i chwyciła mnie za dłoń. Splotła nasze palce.
 -Już myślałam, że nie wrócisz - Spojrzała mi w oczy.
 -Eee... no co ty - Machnąłem ręką.
 -Dobra, chodź na dół.
Zamknąłem oczy i zanurzyłem się. Nic nie widziałem, a Kanatris mnie prowadziła.
Woda opływała moje całe ciało. Tutaj była nieznacznie cieplejsza.
Płynęliśmy tak przez pewien czas. O dziwo, nie brakowało mi powietrza.
 -Okej, możesz otworzyć oczy - Kanatris poklepała mnie po nadal wydętym policzku.
Podniosłem powieki. Znajdowaliśmy się w jakiejś jaskini.
Ściany były bursztynowe.
 -Chodź, chodź - Kana zachęciła mnie ruchem dłoni.
Przyspieszyłem kroku.
 -Widzisz to? - Spytała.
Spojrzałem na nią. Kucała przy czymś, co przypominało kałużę. Pływały w niej rybki, jedna z nich była większa niż pozostałe.
 -Co to? - Szepnąłem.
 -Twoje zmysły. Smak, dotyk, wzrok, węch i... słuch - Wskazała tę większą.
 -Dlaczego ona jest inna?
 -To przez Sonomaru i jego krew.
 -Chyba nie rozumiem....
 -Jego krew, według niego, miała zabijać po dwóch godzinach. To był błąd. Po dwóch godzinach zmysły przekształcają się na bardziej czułe. Czy zmieniło to twój wygląd? Nie wiem. Chcesz to zobaczyć?
 -W jakim sensie?
 -Obudzić się.
Wargi zadrżały w niepewnym uśmiechu, ale przytaknąłem.
 -Może to źle zabrzmi, ale... wystarczy się utopić - Również się uśmiechnęła.
 -W tym świecie, chyba, już nic mnie nie zaskoczy - Odparłem.
------~*~*~------
W końcu coś porządniejszego, jej! Wiem, wiem, ostatnio dałam znak życia na początku miesiąca, ale lepiej późno niż wcale ;)
Agnes

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz