-Co się...
Usłyszałem czyjś śmiech, lecz znałem ten głos.
-Nie spodziewałeś się mnie, nie? - Przede mną pojawił się Sonomaru.
-Czego od nas chcesz?
-Jakby to powiedzieć... tamci chłopcy to tylko tymczasowi "pracownicy". Mieli was tylko zatrzymać, na pewien czas, bo musimy porozmawiać...
Milczałem, na co on westchnął.
-Natsuna chciała ci powiedzieć, że tęskni. No, i liczy że za niedługo się pojawicie. Czy coś jeszcze...? A, chłopcy podali ci trochę mojej krwi.
-Co w związku z tym? - Uniosłem brwi.
-W obecnych warunkach masz około dwóch godzin życia. Tak mi się zdaje.
Gdyby nie to, że się unosiliśmy w tej nieokreślonej przestrzeni, upadłbym. Oczy zaczęły mnie piec.
-Coś jeszcze? - Wydusiłem, przez zaciśnięte zęby.
Zaprzeczył.
-Z tą nimfą, Kanatris, nie? To wszystko w porządku, ale chyba nie zdążyliście się pożegnać.
Wygiął wargi we wredny uśmieszek.
-To żegnaj - Dodał.
-Czekaj! - Wydusiłem przez łzy.
-Słucham.
-Co z Natsuną?
-Wszystko dobrze - Odparł.
-Jakim cudem ona się tu dostała? - Szepnąłem.
-Hmm... pamiętasz tamto popołudnie. Zwykły dzień, spacer i tak dalej. Wtedy, nie wiadomo jak, poszedłeś do parku...
-Zauważyłem krew na chodniku - Przerwałem mu.
-Serio? A, to nie moje - Prychnął. - Ale wracając, już wtedy mnie widziałeś.
Przełknąłem ślinę.
-To był Inukai? - Spytałem.
-Dosyć szybko to zredukowałeś - Gwizdnął.
-Kim była postać stojąca dalej? - Spytałem.
Demon westchnął, jakby się zastanawiał.
-Nie wiem.
-Spowodował, że Natsuna upadła, a może bez tego nie spędzałbym swoich ostatnich dwóch godzin! - Podniosłem głos.
-Uspokój się. Nie wiem kto to, ok? A przede wszystkim... tak czy owak byś się tu dostał, bo tak.
Chwilę później zniknął.
Po policzkach spłynęły mi strumienie łez.
-Boję się - Wyszeptałem.
Zwinąłem się w kłębek.
-Przepraszam cię Natsuna... nie dam rady.
Oczy coraz bardziej mnie bolały, ale nie interesowało mnie to. Chciałem tylko leżeć, płakać i czekać na koniec. Serce waliło mi jak młotem.
-Po jaką cholerę podali mi tę cholerną krew?! - Łkałem.
Pewien czas później nie miałem z czego produkować łez. Miałem już dosyć. Przetarłem twarz.
-Ciekawe, co się dzieje na zewnątrz? - Mruczałem.
Zacząłem myśleć. Dosyć szybko pogodziłem się ze śmiercią.
-Hej, Rin, nie możesz tak myśleć pesymistycznie. Może uda im się cokolwiek zrobić - Wymusiłem uśmiech.
Wtedy rozbłysło światło. Przymrużyłem oczy i wyprostowałem się.
-Żyjesz?
Przede mną pojawiła się Nivi. Uśmiechnęła się.
-Co się tam dzieje? - Spytałem.
-Niejaki Kiske nam pomógł. Znasz go?
Pokiwałem głową.
-Teraz uciekamy do najbliższej wioski, a ja mam tu trochę ogarnąć.
Zacmokała kilka razy niezadowolona.
-Ale tu bajzel... Ech, damy radę.
I zniknęła, ale światło zostało.
"Może jednak nie zawiodę Natsuny?"-Uśmiechnąłem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz