Skinęła
tylko głową i spojrzała w bok.
-Pójdę się przejść – Szepnęła.
Spojrzałem
na Inukai’ego. Jego oczy zaszły na moment mgłą.
-Ponownie odejdzie…? –Spytał trochę ochryple.
-Nie do końca – Lisica uklęknęła przy nim. –
Musimy tam dojść, to po pierwsze. Lepiej wtedy, abyście zajęli jakieś jedno
miejsce, bo całkiem możliwe, że zanim góra podejmie decyzję trochę minie, a
musi się gdzieś podziać, nie~?
Skinął głową
kilka razy.
-Rin, możesz pójść ze mną? – Kotori podeszła
do mnie.
Przytaknąłem
i wstałem.
-Tylko się przebiorę – Uśmiechnęła się smutno.
Związała
włosy w kucyk i założyła zwykłą, jasną bluzkę z ciemnymi legginsami.
-Masz mapę? – Spytała.
Wyjąłem
arkusz papieru z kieszeni spodni.
-Możesz sprawdzić jak daleko jesteśmy od
morza?
Trochę
trudno było mi jakkolwiek na to odpowiedzieć. Na kartce nie miałem podanej
skali. Przesunąłem po niej palcem, co dało zadowalający efekt. Od plaży
dzieliło nas pół kciuka.
-Myślę, że nie daleko.
-Prowadź zatem.
Pół kciuka okazało
się niecałym kilometrem (aczkolwiek, tak się czułem, gdy doszliśmy do wydm).
Usiedliśmy na piaszczystym wzniesieniu.
-Dlaczego wzięłaś mnie ze sobą, a nie Inukai’ego?
– Spytałem.
-Wolałabym, aby teraz na spokojnie wszystko
przemyślał. Inaczej zawaliłby mnie tysiącem różnych pytań… gdy zaczyna się denerwować,
nagle zaczyna być bardziej rozmowny i wymagający w odpowiedzi. A teraz sama jej
nie znam. Jeszcze trochę i zapomniałabym jak mam na imię – Podciągnęła kolano
pod brodę. – Z jednej strony chciałabym pobyć sama, ale z drugiej nadal się
boję.
Wiatr zawiał
mocniej.
-Ostoja nas wzywa – Przymknęła powieki. – Z
każdym mocniejszym podmuchem to czuję – Spojrzała na mnie. – Pewnie rzuci ci
się na szyję, gdy cię zobaczy, nie?
-Widziałem się z nią ostatnio, ale to nie to
samo…
-Sen, prawda?
Skinąłem
głową.
-Przykro
mi, że nie będę mogła z wami jej znaleźć… znowu was opuszczam, tylko, że
teraz bezpowrotnie…
Siedzieliśmy
jeszcze tak przez pewien czas. Spojrzałem na słońce, które było już blisko
horyzontu.
-Wiesz co Rin?
-Słucham.
-Obiecałam sobie coś i chciałabym, żebyś to
wiedział.
Obróciłem
się w jej kierunku. Patrzyła w dal, a wiatr bawił się z kilkoma włosami, które
uciekły spod gumki.
-Nie mam zamiaru płakać przez pewien czas. Jak
najdłużej. Według mnie wyczerpałam limit wylanych łez, jakichkolwiek. Przecież
nie mogę tak na wszystko reagować, przesadzam.
Skinąłem
głową. Może miała rację? W tym świecie mieliśmy tylko naszą trójkę, a wkrótce
dwójkę. Najwyższa pora, aby się umocnić. Wyjść z bezpiecznego gniazda i nauczyć
się latać. Na razie jednak tylko chodziliśmy po ziemi i unosiliśmy niepewnie
głowy ku innym, którzy szybowali w blasku dobrze im znanego słońca i nieba. Z
zamyślenia wyrwał mnie jej głos
-Wracajmy, robi się późno.
Ponownie
przytaknąłem ruchem głowy.
-Pewnie i tak będę musiała porozmawiać z
Inukai’m, jak myślisz? –Spytała.
-Według mnie, jesteś dla niego naprawdę ważna.
Co więcej, uważam, że działa to też w drugą stronę, więc… jak najbardziej – Westchnąłem, wytrzepując
spodnie.
Nic nie
powiedziała, dlatego podniosłem wzrok. Patrzyła nieco speszona w innym kierunku.
Uśmiechnąłem się lekko.
Wracając,
rozglądałem się po „trasie”. Szliśmy ciągle w przód, tylko czasem spoglądałem
na mapę. Było cicho, nie licząc naszych kroków i trzasku gałęzi. Uniosłem głowę
i ujrzałem kilka wróżek na gałęziach. Przyglądały się nam, a jedna z nich
zleciała na wysokość naszych ramion. Skupiła się na Kotori.
-Senna włócznia… powróciła – Pisnęła i rozpuściła się w
powietrzu.
Dziewczyna
zamrugała kilka razy i rozejrzała się za stworzonkiem.
Na górze
rozległy się wysokie szepty. Nic z nich nie rozumiałem, były dla mnie zbyt
szybkie i niewyraźne, nawet gdy wytężyłem słuch.
-Może chodź…
-Nie, może się czegoś dowiem – Przerwała mi,
nadal wpatrując się w korony drzew.
Wtedy pięć
wróżek pojawiło się z wiankiem ze stokrotek w dłoniach. Milczały i tylko z cichym
dzwonieniem położyły go na jej głowie. Ponownie zniknęły jak zdmuchnięty
płomień świeczki.
-To tyle? – Szepnęła, dotykając kwiatów.
-Może Sakura ci pomoże?
Skinęła
smutno głową i ruszyła przed siebie.
Gdy
wróciliśmy, Inukai bez słowa podszedł do dziewczyny i objął.
-Nie umiem za bardzo powiedzieć, co czuję,
ale… będzie nam ciebie brakować – Szepnął.
Zachichotała
cicho.
-Oj, Inukai… Sakura powiedziała, że tak czy
owak minie sporo czasu, a nawet jeżeli… będę nad wami czuwać – Zarzuciła ręce
na jego szyję.
Patrzyłem na
nich trochę z boku i uśmiechnąłem się lekko. „Chyba trochę przeszkadzam. Znajdę
sobie jakieś zajęcie” – Obróciłem się na pięcie i poczłapałem do swoich rzeczy.
-Idę po chrust, czy tam inne badyle – Rzuciłem
przez ramię.
-A po co? – Sakura nagle zwiesiła się z
gałęzi.
Krzyknąłem
krótko i upadłem na plecy. Lisica zeskoczyła
i pomogła mi wstać.
-Jak to po co? No przecież musimy jakoś się
ogrzać nocą i odgrodzić od niebezpieczeństw – Syknąłem, gdy wymacałem małego
guza.
-W tych rejonach jest od cholery błędnych
ogników, nic nam nie zrobią, no chyba, że zaczną irytować. Poza nimi, niczego
innego nie ma. Są jak takie małe, piszczące wróżki. Alarmy przeciwpożarowe,
cholera – Westchnęła. – A skąd wzięliście kwiaty na wianek, tak poza tym?
-Wygląda na to, że to były właśnie te ogniki…
Uniosła
lekko brwi i uniosła jeden palec.
-Momencik… - Powiedziała i odwróciła się do
reszty.
Szybkim
ruchem zdjęła wianek z głowy dziewczyny. Obejrzała go ostrożnie.
-Można powiedzieć, że zostałaś matką Kotori –
Sakura oddała jej kwiaty.
-S… słucham? – Dziewczyna zacisnęła mocniej
palce na łodyżkach.
-Wytłumaczę, zanim ktoś – spojrzała na
Inukai’ego – zacznie się denerwować i nie pozwoli mi dojść do słowa.
Mężczyzna
tylko trochę zmrużył oczy i coś syknął.
-Cieszę się, że nie masz nic do powiedzenia –
lisica wskoczyła z powrotem na jedną z gałęzi. – Błędne ogniki żyją średnio dwa,
trzy dni. Potem zamieniają się w takie kwiaty, jak w tym wianku. Zostaje mi
tylko pogratulować, bo one nie są skore do takich prezentów. W sumie, kto
normalny dałby przypadkowej osobie członka swojej rodziny? Ogniki zawsze są
takie zabawne, pod względem obyczajów.
Kotori
spojrzała zaskoczona na kwiaty. Uśmiechnęła się po chwili.
-Będę się starać jak najlepiej o nie zadbać –
pogładziła delikatnie płatki.
-A kto zadba o ciebie? – Westchnęła lisica
przewieszając się przez gałąź.
-Jak to kto? Nie potrzebuję dużej pomocy,
zwłaszcza od teraz. Postanowiłam stać się silniejsza.
-Mądra decyzja – Skinęła kilka razy głową.
-Daniel też mnie do tego przymusił – Inukai
poklepał dziewczynę po głowie, lekko się przy tym uśmiechając.
-Ale ty byłeś przy mnie od momentu pojawienia
się tutaj. Dziękuję ci… w sumie wam. Nie mogę zapomnieć o Rinie – spojrzała na
mnie.
Podrapałem
się po policzku, a ona zaśmiała się ciepło. Nadal trzymała kwiaty na kolanach.
„Czy skoro stokrotki tak działają po tej stronie, czy w domu też to
funkcjonuje? Raczej nie, albo tylko w głębokich lasach…” – pomyślałem,
przyglądając się płatkom. Bielusieńkie jak najświeższy śnieg. Nie wyglądały na
takie niezwykłe, a tu proszę. Dusze takich wróżek, trochę nawet zabawne.
Niedługo
potem, Sakura wzięła mnie na poszukiwanie chrustu.
-Już się tak uparliście, na to ognisko, że
stwierdziłam, że też może z niego skorzystam – mruknęła, rzucając do mnie
kolejną gałązkę.
Wszystko co
znalazła, niosłem ja. Nawet nie miałem kiedy się po coś schylić, bo zostałem
zasypywany patykami.
-A skoro już przy patykach jesteśmy… ciekawe
co u Sutiku – powiedziała, jakby od niechcenia.
Nie
wiedziałem, czy odpowiadać, więc tylko skinąłem głową.
Gdy
wróciliśmy (Sakura niosła dumnie jeden z grubszych i większych gałęzi, których
nie byłbym w stanie zmieścić [no chyba, że w zębach]), towarzysze rozmawiali
między sobą. Czułem, że nie powinienem wiedzieć o czym rozmawiają. Kotori
mówiła spokojnie, patrząc na mężczyznę. Miał lekko zmarszczone brwi i kiwał
głową co jakiś czas. Wtedy ujrzałem otaczającą ich jasną łunę.
-Jak widzę szybko się uczy – lisica rzuciła
patyk pod jedno z drzew. – Spójrz na jej ręce.
Jej dłonie
spoczywały na dłoniach Inukai’ego. Również świeciły, za sprawą małych żyłek,
czy siatki na palcach.
-Co ona robi? – Spojrzałem na Sakurę.
-Bańka, czy raczej bariera, wygłusza ich
rozmowę, a te świecące nitki uspakajają – podeszła do rzeczy towarzysza.
Przechyliłem
trochę głowę i przyjrzałem się im. W sumie, nawet było to logiczne, ale wolałem
się upewnić, ostatnio dla mnie nic nie było oczywiste. Westchnąłem i usłyszałem
chichot Sakury.
-Co ty…
-Rin, przyznaj szczerze, – lisica odwróciła
się do mnie z czymś w dłoni – umarłbyś ze śmiechu, gdybyś zobaczył go w tej
bluzce…
Rozwinęła
ją. Na materiale był wprasowany słodki ziemniak i napis: „I’m Just sweet potato”.
Uśmiechnąłem się do swoich wyobrażeń
-Pewnie
będzie chciał ja oddać – skrzyżowałem ramiona na piersi.
-A szkoda – mruknęła i wrzuciła ubranie z powrotem
na miejsce (chyba).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz