piątek, 11 sierpnia 2017

Rozdział #42

-Ile razy czytałaś o przyzywaniu Hisui’ego, co? Nie mam zamiaru ponownie się z nim kłócić, kto zabierze tego śmiertelnika.
 -Nie denerwuj się bracie. Sakura chciała, abym ja go wziął, więc…
 -Przypominam tylko, że najpierw wyzionął ducha, a potem był rytuał. Logicznym jest, że to ja przejmę jego duszę. Ciało  sobie możesz wziąć. Wykujesz sobie z tego filiżankę, czy…
 -Chciałbym, abyś wiedział, że jeżeli dusza nie jest pod moją kontrolą, ciało nie może należeć do mnie.
 -To już nie mój problem.
Otworzyłem oczy. Nadal znajdowaliśmy się na polanie. Trochę bolała mnie głowa, od upadku na ziemię. Dźwignąłem się na łokciach i ujrzałem Sakurę i jeszcze dwóch mężczyzn.
Jeden z nich był lamią, ubraną w zielone kimono z szerokimi rękawami. Miał bursztynowe oczy, długie, ciemne paznokcie i zielonkawobiałe włosy, upięte w wysoką kitę, a dwa pasma z przodu głowy owinięte granatową taśmą. Jego cera była wręcz nieskazitelnie biała, a łuski błyszczały w świetle słońca przyjemną zielenią. Spojrzał na mnie i uniósł jedną  brew.
 -Kim oni są? – Spytał.
Mówił teatralnym szeptem.
 -Nie powinno cię to interesować – Odparła lisica.
 -Nie wykręcaj się od rozmowy, gadzie! – Drugiemu z rozmówców spadł kaptur.
Gdyby ktoś mógłby połączyć Sutiku i Inukai’ego… on byłby tego wynikiem. No, może nie do końca. Oklapłe królicze uszy były nieco jaśniejsze od kruczoczarnych, pół kręconych włosów. Długa, ciemna szata z kapturem, reagowała na każdy ruch.
 -Pamiętaj, że gady potrafią połknąć całego króliczka – Syknął, najprawdopodobniej Hisui.
Cofnął się o krok.
 -Czy ty mi grozisz? Grozisz samemu bogu śmierci? Ty, jakieś bóstewko praktycznie znikąd?
 -Nie jestem znikąd. Reprezentuję praktycznie tę samą rodzinę, co ty, Shinimaru. Przypominam ci jeszcze tylko, że ostatnimi czasy jestem bardziej pożądanym „towarem” wśród fanek.
„Fanki? Wśród bogów i bóstw? Co to ma być? Czy nie jest przypadkiem chore?” – Pomyślałem.
Sakura powoli wycofywała się.
 -Wiecie… skończcie tę kłótnię, a ja może skoczę po  ciastka…
 -Zostajesz – Warknął Shinimaru, nawet na nią nie spoglądając. – Mam jeszcze z tobą do pogadania…
 -Shiniek, ty chyba oszalałeś? Już mi nawrzucałeś, w pięty mi poszło, że ho ho, więc.…
 -Nie o to chodzi. Akabe o to prosił.
 -Staruszek? Weź powiedz mi to teraz i będę się zmywać, bo nie lubię siedzieć w wirze kłótni, która mało mnie interesuje.
Spojrzał na mnie i po chwili przewrócił oczami.
 -Dobra, powiem to głośno, bo gadzina też musi to usłyszeć. Akabe przechodzi na emeryturę za jakiś czas i…
 -Będę pełnoprawnym bogiem? No w końcu!
 -Dlatego musisz się dostać z któregoś z miast centralnych.
Ogon lisicy zamiatał ziemię z podniecenia.
 -No to pójdę. Znając go już powiadomił Tiję.
 -O rany, co… - Mruknął znajomy głos.
Inukai. Półleżał na trawie i masował skronie. Spojrzał na Shinimaru.
 -Co ja tam ro… nie, jestem tu, Rin?
 -Słucham cię – Odwróciłem się do niego.
 -Okej, czyli on jest…
 -Bogiem śmierci. Miło mi – Rzucił oschle.
Trwała tam walka na spojrzenia. Sakura cofała się powoli.
 -Skoro to wszystko, czego ode mnie chcieliście…
Hisui nagle zaczął się śmiać. Głośno i szczerze.
 -Ach, Shiniek, Shiniek… niby jesteś starszy ode mnie, ale takiś emocjonalny jak pięciolatek –Powrócił do szeptu. – No cóż, tylko dlatego, że mnie dzisiaj rozbroiłeś, możesz wziąć sobie tego trupa. Narka braciszku~!
Pstryknął palcami i rozpłynął się w powietrzu. Króliczy Inukai westchnął głęboko.
 -Też się będę zbierał – Narzucił kaptur na głowę. – Pamiętaj, gdy trafisz do centrum, mają cię skierować…
 -Do osiedla konkursów, wiem wiem – Machnęła dłonią. – Daj ciastka.
 -Co?
 -Wiem, że zawsze masz je przy sobie – Nałożyła ręce na ramiona.
 -Niech ci będzie… masz – Rzucił do niej mały płócienny worek.
 -Dzięki, Shini~! Dobra chłopaki, wstajemy i zwijamy się do Ostojki. –Odwróciła się do nas.
Popatrzyłem po sobie z Inukai’m. Nagle Kotori zerwała się z ziemi z krótkim krzykiem. Rozglądała się rozbieganym wzrokiem po okolicy. Bóg śmierci odwrócił się do niej.
 -Nie ma za co – Szepnął chrypliwie.
Wokół niego zerwało się tornado z kruków i innego ptactwa. W ten sposób zniknął razem z truchłem.
 -Co się stało? – Spytałem, wstając.
 -Wyjaśnię to, gdy będziemy wcinać ciacha – Lisica uniosła triumfalnie łup.

Wracaliśmy w ciszy. Może nie licząc Sakury, która coś nuciła pod nosem. Kotori szła trochę przygarbiona. Ja natomiast próbowałem wszystko poukładać. Mają tak jakby dwóch bogów, którzy zapewniają nam wędrówkę na drugą stronę. Właśnie, co dla nich jest Hadesem? Skoro Jadeitowy szlak jest pewnego rodzaju rytuałem, to co jest po śmierci takiej „normalnej”? Każde bóstwo może awansować na boga? Jak zwykle zbyt wiele pytań, ale może tym razem będzie więcej czasu na odpowiedź? Ukradkiem spojrzałem na Sakurę. „Z tego, co usłyszałem i zrozumiałem, odprowadzi nas do Ostoi Wiatru. Ile może nam to zająć? Musiałbym spojrzeć na mapę, która… teraz służy za zakładkę do »Kolorowych Cieni«, hm” – Pomyślałem. Wtedy poczułem jak coś ciągnie mnie na bok. Inukai.
 -Uważaj, bo w drzewo wleziesz, filozofie.
„Hę?”.
Faktycznie, prawie miałem bliższe spotkanie z brzozą.
 -Dzięki – Powiedziałem.
Coś odparł w odpowiedzi. Kotori popatrzyła na niego pustym, wręcz matowym wzrokiem. Pogłaskał ją po głowie.
 -Nie ma czym się smucić, srebniutka – Lisica wzięła się pod boki.
-Srebniutka? – Spytała.
 -No, szary kojarzy mi się ze srebrem… no i jeszcze z platyną, glinem, irydem, palladem…
 -Dobrze, rozumiem.

Na spotkanie wybiegła nam Blanka i… Amanda.
 -Inukiś, gdzieś mi zniknął? Chciałam z tobą porozmawiać i wszystko ci wyjaśnić, że to nie…
 -Proszę, umilknij. Chociaż na chwilę, dobra? – Przerwał jej.
Zatrzymała się.
 -Chciałbym ci tylko powiedzieć, że za niedługo będziemy iść dalej. Tylko tyle.
Wzięła głębszy wdech.
 -Rozumiem – Odwróciła się na pięcie. –Powodzenia.
Blanka pokręciła z dezaprobatą głową.
 -Był u pani Hisui? – Spytało bóstwo.
 -Witamy zastępczynię poczciwego Akabe  - Wyciągnęła do niej dłoń. – Tak, powiedział o wszystkim. Nie widzę przeszkód, ale mam nadzieję, że nas jeszcze odwiedzicie, prawda?
Posłała do nas ciepły uśmiech.
 -Na pewno, proszę pani – Odwzajemniła go Kotori.
 -Kotori…? – Usłyszałem cichy głos Daniela. – Już idziecie?
Zagryzła wargę, ale nadal z lekkim uśmiechem kiwnęła głową. Chłopiec wyszedł spomiędzy drzew. Nie był bliski płaczu, ale trochę smutny. Podszedł do niej.
 -Będziemy z babcią o tobie pamiętać. Zawsze będziesz mogła do nas wrócić.
Kolejne kiwnięcie. Broda zaczęła się jej lekko trząść, tak jak dłonie, które zbytnio nie wiedziały, co ze sobą zrobić. Uklęknęła i przytuliła chłopca.
 -J… ja też o was nie zapomnę – Pisnęła. – Jeszcze tu wrócę, zobaczysz.
Załkała cicho.
 -Dziękuję – Wstała.
 -Trzymajcie się, a ty – Wskazał na Inukai’ego. – Masz się nią opiekować. Sprawdzę to potem.
 -Jak? – Wydusił z siebie zaskoczony mężczyzna.
 -Mam swoje sposoby, a jak nie; to coś wymyślę – Wyszczerzył się przebiegle.
Chłopiec wyjął z krzaków jej torbę.
 -W jednej z kieszeni masz coś od nas. Mam nadzieję, że się spodoba –Dodał.
 -Jesteś ode mnie młodszy, a jednak bardziej opanowany – Uśmiechnęła się przez łzy.
 -Do zobaczenia, drugostronnicy – Pomachał nam na pożegnanie.
Przewiesiła torbę przez ramię i otarła łzy. Daniela już nie było.
 -Chodźmy – Spojrzała na nas.
Coś rozświetliło jej oczy. Może łzy, może oznaka determinacji, nie mam pojęcia.

Usiedliśmy przy ławie, przed domem Blanki. Sakura wcisnęła się między mnie i Inukai’ego. Kotori poszła po jakąś miskę na ciastka. Położyła swój ogon na moich kolanach.
 -Głaszcz swojego wybawcę – Rzuciła.
 -Hę? – Wyrwałem się z chwilowego zamysłu.
Razem z oczami, przerzuciła ogon na drugą stronę.
 -Nie masz wyboru – Kącik jej ust zadrżał zawadiacko.
Inukai bez słowa zaczął gładzić sierść. To było dosyć dziwne, zwłaszcza, gdy jemu sprawiało to niesamowitą przyjemność.
 -Masz grzebień przy sobie? – Spytał.
 -Ty chyba nie na serio – Prychnęła.
 -A dlaczego nie?
 -W każdym razie, nie mam go. Został.
 -Szkoda – Westchnął, nie odrywając się od zajęcia.
 -On ma tak zawsze? – Szturchnęła mnie łokciem.
 -A to nie twój urok, czy coś tam innego? – Spytała nagle Kotori.
Stała za nami z talerzem. Miała trochę zaczerwienione oczy.
 -Gdyby to był mój urok – Machnęła dłonią i zawiesiła na chwilę głos. – To robiłby to, co ja chcę, a nie co on.
Spojrzała na dziewczynę.
 -Ups… -Położyła po sobie uszy.
Inukai oderwał wzrok od sierści.
 -Co się stało?
 -No, to urok został rzucony… na Kotori.
Lisica szybko zabrała ogon z kolan mężczyzny i zachichotała nerwowo.
 -N… no jeszcze nie nad wszystkim panuję i nawet sama nie wiem, jak długo się on utrzymuje… he he…
Mężczyzna wstał od ławy, a na jego miejsce wskoczyła dziewczyna i oparła głowę o ramię Sakury.
 -Lepiej wytłumacz, co się odwaliło w tym lesie – Przeczesał dłonią włosy.
 -No dobra – Nałożyła na siebie nogi. – Ghalirek był wielkim zakonem, który pojawił się siedemdziesiąt lat temu. Jednym z ich celów jest dostanie się na drugą stronę, czyli do was. Dwadzieścia lat potem ich wówczas jedenasty mistrz… jak on… a, Joseph Avine, ukradł Oko Przepaści podczas eskorty z Przystani Wody do Huty Ognia. Ale nie tylko za to są, czy raczej byli, ścigani. Dochodził do tego handel żywym towarem i około, bodajże osiemdziesięciu morderstw. No i jeszcze te półtora tysiąca ze Szlaku.
 -No właśnie – Wtrąciłem. – Jak działa ten cały Jadeitowy Szlak? Jakim cudem Hisui nie wiedział kogo i od kogo bierze?
 -Mówił, że za każdym razem widział tylko trupa i medalion, a że my, bogowie, nie możemy takich rzeczy trzymać w dłoni, nie był w stanie nic zrobić innego, tylko zabrać nieboszczyka i zdać raport.
 -No to jak…
Uniosła worek.
 -Oczko jest bezpieczne. Pamiętaj: Prawda i ciastka nas wyzwolą – Zamachała nim przed twarzą Inukai’ego.
 -Sprytne – Uśmiechnęła się Kotori.
Poklepała ją po głowie.
 -Jestem bogiem, w końcu, nie?
Mężczyzna, jakby zrezygnowany, usiadł obok mnie. Lisica zjadała kolejne ciastko.
 -Gdyby nie były z rodzynkami, byłyby jeszcze lepsze – Mruknęła. – No, ale… czas się zbierać, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz